Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Lublin opryskiwaczem

Lublin opryskiwaczem
Data publikacji 25.09.2019r.

Przez lata był synonimem taniego i niewymagającego auta dostawczego. Był też niezwykle uniwersalny, o czym świadczy duża ilość zabudów dostępna do tego auta, takich jak: skrzynia ładunkowa, kontener, izoterma, laweta, wywrotka, szoferka, a także zabudowa komunalna, ambulansu czy wersja pożarnicza. I choć jego produkcji zaprzestano w 2007 roku, to historia tego dostawczaka trwa nadal. Piszą ją też rolnicy, jak Stanisław Witek ze wsi Nowa Cerkiew na Żuławach, który przerobił Lublina na opryskiwacz.

– Zaczęło się od tego – mówi na wstępie Stanisław Witek – że kupiłem komplet antyznoszeniowych rozpylaczy. Kiedy założyłem je na starym opryskiwaczu, to bałem się, że zanim dojadę na pole wszystkie popękają, bo tak drgała ta maszyna. To nie była tania inwestycja, dlatego za wszelką cenę chciałem podnieść komfort jazdy opryskiwaczem. A że miałem okazję w międzyczasie widzieć na polu opryskiwacz nabudowany na samochodzie ciężarowym IFA, więc zdecydowałem, że zbuduję podobną konstrukcję. Zacząłem szukać odpowiedniego auta. W końcu natrafiłem na dostawczego Lublina wystawionego w internecie za 2500 zł.

r e k l a m a

Zamiast kupować drogi opryskiwacz samojezdny, postanowiłem sam stworzyć taki sprzęt łącząc zakupiony samochód dostawczy Lublin z opryskiwaczem Pilmet – mówi Stanisław Witek, na zdjęciu z dwuletnią córką Anią i piętnastoletnim synem Piotrem

Na dwie skrzynie biegów
Stanisław Witek kupił dostawczego Lublina dziewięć lat temu na Kaszubach. Był to samochód z początku lat 2000 z przebiegiem nieprzekraczającym 50 tys. kilometrów i z nabudowaną skrzynią ładunkową. Pod jego maską „siedział” czterocylindrowy andrychowski diesel o pojemności 2,4 litra i mocy 70 KM. Moc była przenoszona na tylne koła z wykorzystaniem manualnej 5-biegowej skrzyni i właśnie od zmodyfikowania układu napędowego zaczęła się przeróbka, która zajęła kilka miesięcy.

r e k l a m a

Między skrzyniami biegów zamocowane jest koło zębate, z którego łańcuchem i kolejnym wałem napęd doprowadzony jest do pompy opryskiwacza umieszczonej tuż przy kabinie

– To było chyba największe wyzwanie, bo układ napędowy trzeba było przerobić tak, aby napędzał tylne koła oraz pompę opryskiwacza. Istotne było też to, aby na postoju pompa pracowała w celu wymieszania środków ochrony roślin. Dlatego – jak wyjaśnia konstruktor – za oryginalną skrzynią, w której obecnie wykorzystywane są tylko 2 biegi (jedynka i dwójka), umieszczona została kolejna trzybiegowa skrzynia pochodząca od Żuka. Między tymi skrzyniami (na wale) zamocowane jest jeszcze koło zębate, z którego łańcuchem i kolejnym wałem, napęd poprowadzony jest na pompę opryskiwacza umieszczoną za kabiną. Tak więc nawet przy załączonym biegu w pierwszej skrzyni samochód nie porusza się, ale za to napęd jest przekazywany na pompę, a to pozwala przygotować środki chemiczne. Dopiero włączenie któregoś z 3 biegów w drugiej przekładni pozwala na poruszanie się pojazdem. Obsługa skrzyń sprowadza się do operowania dwoma oddzielnymi dźwigniami wyprowadzonymi w kabinie.

Zobacz także

Z drogi na pola
Skrzyniowy Lublin był przygotowany do przewożenia ładunków o masie do 1,5 tony. I zostało to zachowane w „rolniczej” wersji pojazdu, bowiem nabudowano na nim ponad dwudziestoletni opryskiwacz Pilmet ze zbiornikiem o pojemności 1000 litrów, który z przedłużoną do 16 metrów belką polową, nie przekracza tego ciężaru. Lance rozkładane są ręcznie, choć – jak podkreśla konstruktor – możliwe jest zamontowanie mechanizmu z siłownikami do hydraulicznego rozkładania ramion.

Jeden zbiornik cieczy roboczej wystarcza na wykonanie zabiegu ochrony chemicznej na powierzchni 5 hektarów. Tak więc, aby opryskać całą powierzchnię gospodarstwa, czyli 30 hektarów, zbiornik musi być uzupełniany sześciokrotnie

– Początkowo poruszał się na gładkich oponach, ale momentami zdarzało się, że brakowało mu przyczepności, szczególnie na podmokłym terenie. Dlatego wymieniłem tylne koła na wyższe z protektorem, pochodzące od przyczepy. W ten sposób pojazd nie tylko lepiej trzyma się podłoża, ale zyskał wyższy prześwit. Wjeżdżam nim nawet w rzepak. Niestety, podczas takiego zabiegu dochodziło do „zaklejania” chłodnicy, która miała gęste użebrowanie, a to prowadziło do nagłego wzrostu temperatury silnika. Dlatego wymieniłem chłodnicę na rolniczą, pochodzącą z ciągnika Ursus C-330 i od tego momentu problem się skończył. Zamontowałem też tłumik od trzydziestki, który jest skierowany do góry, dzięki temu pod kabiną jest mniej elementów, które mogłyby uszkadzać rośliny – dodaje Stanisław Witek. 

Napęd na tylną oś przenoszony jest przez dwie skrzynie biegów – fabryczną pięciobiegową oraz dołożoną (na zdjęciu) trzybiegową pochodzącą od Żuka

Niezwykle oszczędny
Właściciel Lublina dodaje, że początkowo poruszanie się takim pojazdem po polu nie było łatwe, ale z czasem przyzwyczaił się do jazdy w ścieżkach przejazdowych, gdy nie widać przednich kół. Dzięki temu, że opony są wąskie, nie dochodzi do strat związanych z najeżdżaniem na rosnące rośliny. Na plus należy też uznać bardzo wysoki komfort jazdy oraz dokładność prowadzenia belki nad łanem. Wszelkie drgania są skutecznie tłumione przez amortyzację. Po drodze „rolniczy” Lublin porusza się z prędkością do 40 km/h spalając bardzo mało paliwa.

– Nigdy nie mierzyłem zużycia oleju napędowego, ale myślę, że na pewno nie przekracza pół litra na hektar. Bo gdy na początku sezonu zaleję 100-litrowy zbiornik, to na tym paliwie praktycznie przejeżdżę cały sezon. A opryskiwacz ma do obrobienia 30 hektarów. Średnio na każde z pól wjeżdża się sześciokrotnie. Tak więc w sezonie wykonuje on zabiegi na powierzchni około 200 ha – podsumuje Stanisław Witek.

Przemysław Staniszewski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a