r e k l a m a
Na dwie skrzynie biegów
Stanisław Witek kupił dostawczego Lublina dziewięć lat temu na Kaszubach. Był to samochód z początku lat 2000 z przebiegiem nieprzekraczającym 50 tys. kilometrów i z nabudowaną skrzynią ładunkową. Pod jego maską „siedział” czterocylindrowy andrychowski diesel o pojemności 2,4 litra i mocy 70 KM. Moc była przenoszona na tylne koła z wykorzystaniem manualnej 5-biegowej skrzyni i właśnie od zmodyfikowania układu napędowego zaczęła się przeróbka, która zajęła kilka miesięcy.
r e k l a m a
– To było chyba największe wyzwanie, bo układ napędowy trzeba było przerobić tak, aby napędzał tylne koła oraz pompę opryskiwacza. Istotne było też to, aby na postoju pompa pracowała w celu wymieszania środków ochrony roślin. Dlatego – jak wyjaśnia konstruktor – za oryginalną skrzynią, w której obecnie wykorzystywane są tylko 2 biegi (jedynka i dwójka), umieszczona została kolejna trzybiegowa skrzynia pochodząca od Żuka. Między tymi skrzyniami (na wale) zamocowane jest jeszcze koło zębate, z którego łańcuchem i kolejnym wałem, napęd poprowadzony jest na pompę opryskiwacza umieszczoną za kabiną. Tak więc nawet przy załączonym biegu w pierwszej skrzyni samochód nie porusza się, ale za to napęd jest przekazywany na pompę, a to pozwala przygotować środki chemiczne. Dopiero włączenie któregoś z 3 biegów w drugiej przekładni pozwala na poruszanie się pojazdem. Obsługa skrzyń sprowadza się do operowania dwoma oddzielnymi dźwigniami wyprowadzonymi w kabinie.
Zobacz także
Skrzyniowy Lublin był przygotowany do przewożenia ładunków o masie do 1,5 tony. I zostało to zachowane w „rolniczej” wersji pojazdu, bowiem nabudowano na nim ponad dwudziestoletni opryskiwacz Pilmet ze zbiornikiem o pojemności 1000 litrów, który z przedłużoną do 16 metrów belką polową, nie przekracza tego ciężaru. Lance rozkładane są ręcznie, choć – jak podkreśla konstruktor – możliwe jest zamontowanie mechanizmu z siłownikami do hydraulicznego rozkładania ramion.
– Początkowo poruszał się na gładkich oponach, ale momentami zdarzało się, że brakowało mu przyczepności, szczególnie na podmokłym terenie. Dlatego wymieniłem tylne koła na wyższe z protektorem, pochodzące od przyczepy. W ten sposób pojazd nie tylko lepiej trzyma się podłoża, ale zyskał wyższy prześwit. Wjeżdżam nim nawet w rzepak. Niestety, podczas takiego zabiegu dochodziło do „zaklejania” chłodnicy, która miała gęste użebrowanie, a to prowadziło do nagłego wzrostu temperatury silnika. Dlatego wymieniłem chłodnicę na rolniczą, pochodzącą z ciągnika Ursus C-330 i od tego momentu problem się skończył. Zamontowałem też tłumik od trzydziestki, który jest skierowany do góry, dzięki temu pod kabiną jest mniej elementów, które mogłyby uszkadzać rośliny – dodaje Stanisław Witek.
Niezwykle oszczędny
Właściciel Lublina dodaje, że początkowo poruszanie się takim pojazdem po polu nie było łatwe, ale z czasem przyzwyczaił się do jazdy w ścieżkach przejazdowych, gdy nie widać przednich kół. Dzięki temu, że opony są wąskie, nie dochodzi do strat związanych z najeżdżaniem na rosnące rośliny. Na plus należy też uznać bardzo wysoki komfort jazdy oraz dokładność prowadzenia belki nad łanem. Wszelkie drgania są skutecznie tłumione przez amortyzację. Po drodze „rolniczy” Lublin porusza się z prędkością do 40 km/h spalając bardzo mało paliwa.
– Nigdy nie mierzyłem zużycia oleju napędowego, ale myślę, że na pewno nie przekracza pół litra na hektar. Bo gdy na początku sezonu zaleję 100-litrowy zbiornik, to na tym paliwie praktycznie przejeżdżę cały sezon. A opryskiwacz ma do obrobienia 30 hektarów. Średnio na każde z pól wjeżdża się sześciokrotnie. Tak więc w sezonie wykonuje on zabiegi na powierzchni około 200 ha – podsumuje Stanisław Witek.
Przemysław Staniszewski