r e k l a m a
Takiej jednak przygody, jaka w Orygowcach zaszła ostatnich dni sierpnia 182... roku, nie było przykładu od wieków, Nikt sobie tego wytłumaczyć nie mógł i nie umiał, ludzie głowy łamali na próżno.
r e k l a m a
A trwało to nie kilka dni i nie jeden tydzień, bo we wrześniu jeszcze tak się tym żywo zajmowano, jakby dopiero wczoraj wypadek miał miejsce. Każdy opowiadał inaczej, każdy coś miał do dodania, do objaśnienia, każdy rozumiał to na swój sposób; to pewna, że wszyscy razem nie rozumieli nic i że tak ludzie prywatni, jak urzędnicy nawet, dalsi i bliżsi, łamali głowy nad zagadkową przygodą...
Zobacz także
– Czas odkryje! czas wyświeci!*
Zestawiając opowiadania różnych osób, a szczególnie tych, które w chwili wypadku albo na miejscu być mogły lub od znajdujących się tam dokładnie o wszystkich okolicznościach uwiadomione były – mniej więcej głośne to i nie zrozumiałe zdarzenie – w następujący sposób, zgodnie prawie – opisywano...
Wieś Orygowce leży, jak wiadomo, w okolicy między Dubnem a Łuckiem. Była ona niegdyś gniazdem dosyć zamożnej rodziny Prawdziców Orygowskich. W ostatnich czasach familia ta, podupadając powoli, zeszła na jedną tylko spadkobierczynią mienia i imienia, pannę Lucynę Orygowską. Ta odziedziczyła już same prawie długi i zaległe podatki tak, że była zmuszoną wieś dziedziczną sprzedać, sama (lat mając czterdzieści kilka) zamieszkawszy przy klasztorze. Z sąsiadów nikt jakoś do kupna się nie zgłaszał, nawet z tych, co mieli sumy na Orygowcach oparte. Wioska była długim nierządem wielce zniszczona. – Budowle ledwie się trzymały, lasy były wycięte ze szczętem, pola pozapuszczane i zajałowiałe, dwór do połowy stał pustką, wyglądało to licho, a włościanie najbiedniejsi byli w okolicy i rozpojeni przez arendarzy* okrutnie.
Nabywca nie tylko zapłacić musiał za wioskę, ale niemal drugie tyle w nią włożyć zaraz, aby podźwignąć z okropnego upadku.
U nas zaś powszechnym obyczajem jest i było, gdy kto ma sto, nabywać za dwakroć, chociaż zdrowy rozum radziłby kupować za pięćdziesiąt. Nikomu się nie chciało znacznych pieniędzy, jakich wymagało nabycie, wkładać w majątek niewielki i opuszczony... Już miał pono nawet iść na licytacya, bo rządowych zaległości było wiele, gdy żyd, Josiel Maruda zwany, z Dubna, przywiózł dla obejrzenia miejscowości niejakiego pana Daniela Tremmera.
(cdn.)