Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Zainwestowali w chlewnię, ale czy ASF jej nie zagrozi?

Data publikacji 26.09.2019r.

Marta i Tomasz Stępniakowie ze Stanisławowa Lipskiego zastosowali w nowej chlewni zamiast powszechnie wykorzystywanych klap wlotu powietrza system wentylacji grawitacyjnej kurtynowej. W budynku zamontowano kilka czujników ciepła, a komputer opuszcza lub podnosi ruchome kurtyny. Latem mogą być one otwierane w całości, co pozwala zaoszczędzić na kosztach energii elektrycznej. Teraz rolnikom spędza sen z powiek zbliżający się wirus afrykańskiego pomoru świń.

W nowej chlewni gospodarze skupili się nie tylko na zmechanizowaniu i unowocześnieniu pracy, ale przede wszystkim na obniżeniu kosztów eksploatacji tuczarni. Jest to głównie zasługa naturalnej wentylacji, na którą składają się kominy wentylacyjne umieszczone w dachu oraz kurtyny na obu ścianach budynku.

r e k l a m a

– Tuczarnie kurtynowe stają się coraz częstsze wśród nowych inwestycji w tuczu trzody chlewnej. Wbrew obawom, okazuje się, że częściowo otwarty budynek sprawdza się w naszym klimacie. Chlewnia z wentylacją kurtynową pozwala w naszych warunkach na wymianę powietrza w tuczarni na wystarczającym poziomie bez obaw, że zwierzętom będzie za zimno. Rolników często do wyboru takiego typu budynku przekonuje późniejsza energooszczędność w jego użytkowaniu – przekonuje Tomasz Stępniak.

W otworach okiennych po opuszczeniu kurtyn wciąż pozostaje zamontowana siatka, która chroni przed dostępem ptaków

r e k l a m a

Niewątpliwie dużą zaletą zastosowania kurtyn jest bardzo niskie zużycie prądu. Energia elektryczna wykorzystywana jest jedynie do zasilenia systemu zadawania paszy, oświetlenia, mycia budynku oraz okresowego podnoszenia i opuszczania kurtyn. Daje to nieporównywalnie niższe zużycie prądu niż w budynkach z wentylacją mechaniczną, która musi pracować przez całą dobę.

Chlewnia oddana do użytku w ubiegłym roku może pomieścić 1700 świń, które są utrzymywane na rusztach w dwóch pomieszczeniach

– Gdy jest zimno na dworze, kurtyny są opuszczone tylko minimalnie. Dzięki temu, że powietrze wpada niewielką szparą na całej długości, w chlewni nie tworzą się przeciągi, a w zupełności wystarcza to do zapewnienia właściwej wymiany powietrza. Dodatkowo kurtyny są izolowane i nie skrapla się na nich woda – twierdzą gospodarze.

Komfort zwierząt
Kurtyny są sterowane automatycznie w zależności od temperatury powietrza na zewnątrz i wewnątrz budynku. Zużyte powietrze jest usuwane przez kominy wentylacyjne o średnicy 65 cm. Zdaniem pani Marty, system wentylacji kurtynowej, jak do tej pory, bardzo dobrze się sprawdza. Zwierzęta ogrzewają pomieszczenie ciepłem własnego ciała. Co prawda, ubiegłoroczna zima nie należała do najostrzejszych, ale mimo to rolnicy uważają, że nie powinno być problemów. Jedynie przy wstawianiu prosiąt podczas niskich temperatur trzeba wspomagać się nagrzewnicami.

– Myślimy o tym, by zastosować wentylatory wewnątrz pomieszczenia, które będą wykorzystywane przy upalnej bezwietrznej pogodzie. Chodzi o to, by wymusić ruch powietrza, co jeszcze poprawi komfort zwierząt w czasie gorącego lata – wyjaśniają gospodarze.

W kurtynach dodatkowo zamontowane są siatki, które chronią przed dostępem ptaków, ale nie ograniczają przepływu powietrza.

Budowa nowej chlewni ruszyła w listopadzie 2017 roku. Dostawcą wyposażenia była firma Big Dutchman. Koszt inwestycji wyniósł 1,3 mln zł netto. Pierwsze zwierzęta zostały wstawione w lipcu ubiegłego roku. Aktualnie tuczony jest czwarty rzut. Budynek o wymiarach 85,5 × 16,5 m jest podzielony na dwie komory w proporcji 1/3 : 2/3 (większa na 1200 stanowisk i mniejsza na 500). Przewidziano też kojce izolatki dla sztuk słabszych lub chorych, które mogą pomieścić do 2–3% wielkości stada.

Posadzki w kojcach są wykonane z rusztów betonowych szczelinowych, pod którymi znajduje się kanał gnojowicowy o głębokości 2 m. Cała gnojowica magazynowana jest w kanałach pod kojcami i wywożona bezpośrednio na pola. Po każdej stronie budynku znajdują się 3 studzienki, przez które może być ona mieszana. Ułatwia to też znacznie odbiór gnojowicy beczkowozem z ramieniem ssawnym.

Pełna automatyzacja
Wygrodzenia kojców są wykonane z paneli PCV. W przegrodach między kojcami zamontowano automaty paszowe skrzynkowe z pięcioma stanowiskami po każdej ze stron. W każdym kojcu jest też pięć poideł miseczkowych. Pasza do karmników jest transportowana za pomocą paszociągu spiralnego z dwóch silosów o łącznej pojemności 36 ton. Do chlewni trafiają gotowe pasze granulowane.

Tuczniki są żywione gotową paszą granulowaną dostarczaną przez dostawcę warchlaków

– Zastosowaliśmy automaty paszowe skrzynkowe ze względu na ich łatwiejsze mycie po zakończonym rzucie. Początkowo stosowaliśmy głównie paszę sypką, ale po drugim rzucie za namową lekarza weterynarii przeszliśmy na mieszankę granulowaną. W całym okresie tuczu, który odbywa się do 128–130 kg masy ciała, wykorzystywane są trzy rodzaje pasz – opowiada Marta Stępniak.

Do gospodarstwa przyjeżdżają warchlaki o masie ciała 25–30 kg. Gospodarze już wcześniej współpracowali z firmą Agri Plus w ramach tuczu kontraktowego, jednak była to dużo mniejsza produkcja w starych zmodernizowanych budynkach. Dzięki oddaniu do użytku nowoczesnej chlewni na 1700 stanowisk współpraca nabierze większego rozmachu, a ponadto lepsze warunki utrzymania zwierząt przekładają się na poprawę wyników produkcyjnych. Minimalna kwota uzyskiwana od jednego sprzedanego tucznika to 35 zł, ale przy dobrych wynikach, jakie osiągają Stępniakowie, może to być nawet 55–60 zł.

– Wszystko zależy od zużycia paszy oraz upadków zwierząt. Jeśli przyjeżdżają świnie o dobrej genetyce, które zużywają mało paszy na kilogram przyrostu i nie chorują, to tucz jest dużo krótszy i mniej nas kosztuje. Wstawiamy więcej rzutów i zyski dla gospodarstwa są większe. Najważniejsze jednak, że nie tracimy przy złej koniunkturze na rynku trzody chlewnej i nie ryzykujemy tak, jak w przypadku produkcji w cyklu zamkniętym. Teraz śpimy dużo spokojniej. Oczywiście, gdyby nie ASF, który mimo wszystko nas bardzo martwi – mówi Tomasz Stępniak.

Marta i Tomasz Stępniakowie

Do budynku wchodzi się poprzez pomieszczenie sanitarne z szatnią. Konieczna jest zmiana ubrań i obuwia. Rolnicy nie zapomnieli o ogrodzeniu chlewni, które jest jednym z głównych elementów bioasekuracji. Gospodarze zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest ASF. Ich gospodarstwo zlokalizowane jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od strefy żółtej. W każdej chwili choroba może zostać potwierdzona u dzików w okolicy.

– Nie sądziliśmy, że afrykański pomór świń tak bardzo rozleje się po kraju. Byliśmy przekonani, że to dotknie tylko małe chlewnie przydomowe na wschodzie Polski, które bardzo szybko zostaną zlikwidowane, a wraz z tym zniknie problem ASF i będziemy bezpieczni – mówią Stępniakowie.

Obawiają się zbóż, które są wykorzystywane do produkcji pasz po żniwach, gdyż mogą pochodzić z terenów, na których występuje wirus ASF, co stanie się przyczyną rozprzestrzenienia się choroby. Wtedy stosowanie mat dezynfekcyjnych czy ogrodzenie chlewni na niewiele się zdadzą.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

r e k l a m a