Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Lama Dama – terapeutka

Data publikacji 13.11.2019r.

– Proszę przyjechać, pozna pani przemiłą lamę Damę. Jest jedyną w Polsce lamą terapeutką – powiedział w pierwszej rozmowie Grzegorz Kuliś. Zadzwoniłam do niego, bo gdzieś wyczytałam, że prowadzi fundację Alpaki na Kaszubach, a w jej ramach – alpakoterapię. Zareklamował Damę i dwóch „chłopców” terapeutów – alpaki Enzo i Chickena.

Jadę. Do Ośrodka Rewalidacyjno- Edukacyjno-Wychowawczego (OREW) w Piecach w gminie Kaliska pod Starogardem Gdańskim. OREW-y to specjalistyczne placówki edukacyjne dla dzieci i młodzieży z różnymi niepełnosprawnościami. Uczą się tam autystycy, dzieci z porażeniem mózgowym, osoby niemówiące, niedowidzące i niedosłyszące. To szkoła jak każda inna. Ale proponuje swoim podopiecznym zajęcia, na które przeciętny uczeń w Polsce nie może liczyć. Ot, choćby spotkania z egzotycznymi zwierzętami. W październikowy piątek trafiam do Pieców na spacer z lamą i dwiema alpakami.

r e k l a m a

– Spacerują już z Damą. A to Enzo i Chicken – wita mnie Grzegorz Kuliś, właściciel zwierząt.


Wyjaśniamy, skąd imię „Kurczak” dla alpaki. Okazuje się, że przed jego narodzinami spodziewano się samicy. Miała mieć na imię Czika. Urodził się chłopak i został Chickenem.

r e k l a m a

Pytam dzieci, co wiedzą o zwierzętach, których miękkie futro nieustannie głaszczą i czeszą.

– To zwierzęta z Ameryki. To jest gdzieś bardzo daleko. A to futerko jest do głaskania. Ale można z niego zrobić jakąś bluzeczkę. Z tej sierści. Tylko najpierw musi być włóczka – opowiada Rafał i ciągnie brązowego Chickena na spacer wokół niewielkiego boiska. Za Chickenem krok w krok idzie kremowy Enzo. Kto odważniejszy i wyższy, prowadzi na smyczy wyższą od dwóch alpakowych chłopców i bardziej niezależną lamę o wdzięcznym imieniu Dama.

Zobacz także

Celebrytka prowadzi terapię
Alpaki i lama to w tamtejszym OREW-ie część animaloterapii, czyli leczenia z udziałem zwierząt. Ośrodek realizuje ją od początku istnienia, czyli od trzech lat.

– Mieliśmy dogoterapię i hipoterapię, czyli psy i konie. Planujemy jeszcze terapię z kotami – będziemy szukać specjalistów. Teraz mamy alpaki i lamę. Nie wszyscy reagują tak samo, niektóre dzieci, na przykład, źle znoszą zapach lamy. Ale widzimy, że zwierzęta mają zbawienny wpływ na nie. Działają uspokajająco. Widzimy, że w dzieciach łagodnieją wszelkie emocje – zwłaszcza te negatywne, które przeszkadzają nam w pracy – opowiada Marta Muttke, dyrektorka ośrodka.


Grzegorz Kuliś przynosi garść pociętej marchewki. Kawałek wkłada do ust i zbliża je do pyska Damy. Lama z gracją chwyta warzywo i chrupie ku uciesze dzieciarni. Jeszcze kilka kółek i przytuleń do włochatych, długich szyj zwierząt. Pytam, czy zaraz nie zostaniemi opluci.

– Nie, skąd. To mit. Lamy i alpaki robią to tylko między sobą i to w naprawdę szczególnych okolicznościach. Założyłem się kiedyś o to oplucie z gościem naszej agroturystyki. Po tygodniu przegrał zakład – opowiada Grzegorz Kuliś.

I dodaje, że Dama to jedyna dziś lama tarepeutka w Polsce. A do tego celebrytka telewizyjna. Zagrała w reklamie firmy Bakalland.

– „Każda lama wie, że teraz je się bakalie” – przytacza reklamowe hasło właściciel.

Rzeczywiście, przypominam sobie lamę kroczącą deptakiem, a potem stojącą przed witryną sklepową w towarzystwie surykatki, pumy, jeża, krowy i wilka. Ale Grzegorz Kuliś mówi, że nie bawi się w większą tresurę, choć słyszał o lamach, które kładą się na komendę albo siadają.


Spacer w towarzystwie lam
W międzyczasie rozmawiamy o włochatych wielbłądowatych. Alpaki są dość ekonomiczne w utrzymaniu. Lama nie je, tylko pożera. Ale oba gatunki to zwierzęta pozbawione agresji. Dlatego świetnie nadają się do pracy z człowiekiem. W zeszłym tygodniu Grzegorz odwiedzał z nimi szpital psychiatryczny. Ze zwierzętami wszedł do parku przy przyszpitalnej szkole. W ośrodku w Szklanej alpaki i lama pracują z dziećmi na wózkach w auli.

– Jest Dama, Chicken, Enzo i Sati. Uczy się jeszcze Kryśka – młoda lama terapeutka, i Salvado, czyli Ocalony – Grzegorz wylicza zwierzęta jak członków rodziny.

– Poza pracą w terapii pracują w turystyce. Chodzą na spacery z turystami po lasach kaszubskich. Na Kaszubach w lasach można spotkać takie zwierzę – żartuje Grzegorz.

Mówi, że w Norwegii spacery turystów z lamami – które lubią chodzić – to normalny widok.

Zajęcia trwają 45 minut. Dłuższe byłyby nużące i dla dzieci, i dla zwierząt. Zwłaszcza że te drugie pracowały już wcześniej tego dnia w innym ośrodku. Ale chcę jeszcze dowiedzieć się, jak to się stało, że Grzegorz jest dziś właścicielem stada jedenastu wielbłądowatych, w tym czterech zwierząt pracujących jako terapeuci. Jedziemy na krótką rozmowę do zajazdu w pobliskiej Czarnej Wodzie. Siadamy na zewnątrz, zwierzęta stają przy nas jak psy. Budzą zainteresowanie gości restauracji i poskubują trawę. Grzegorz mówi o nich, że to ekologiczne kosiarki. Z jedną wadą – nie da się ustawić wysokości cięcia.


Z okrętów w alpaki
Grzegorz jest gdynianinem. Jego ojciec przyjechał na studia z Kolna na Podlasiu i ukończył Wyższą Szkołę Marynarki Wojennej na wydziale broni podwodnej. Pływał chwilę na torpedowcach, potem zaczął wykładać na uczelni. Grzegorz nie poszedł w ślady ojca i skończył zawodówkę w zawodzie mechanika. Naukę zakończył na liceum ogólnokształcącycm, ale do pracy na chwilę trafił do Akademii.

– Szkoliłem się i stałem się specjalistą od uzbrojenia morskiego. Obsługiwałem armaty, rakiety na okrętach nawodnych. I tak jakoś życie leciało. Mieliśmy z żoną dom pod Gdańskiem, ale jednocześnie odziedziczyliśmy po moich rodzicach półtora hektara z domem letnim w Nowej Hucie. Coś trzeba było z tym zrobić, żona powiedziała: „Zwolnij się z firmy, hoduj borówkę, zrób tu jakąś agroturystykę”. Założyłem, chwilę żyliśmy na dwa domy. Trzeba było jeszcze wymyślić coś, co przyciągnie turystę. Konie były w co drugiej wsi. Strusie? Też niemało. Nie miałem pomysłu, a wtedy żona mówi: „Słyszałam o takich zwierzętach, jak alpaki”. Pokazała mi je w Internecie. Zachwyciłem się. A że jesteśmy wariaci, kupiliśmy – wspomina Grzegorz.

Rzucili się do książek i Internetu po wiedzę. Nie było łatwo, bo rynek alpakowy siedem lat temu jeszcze raczkował i łatwo było zostać oszukanym. Po pierwsze trzy sztuki pojechali do przyuczelnianej hodowli w Rzeszowie. W tym czasie pół wsi budowało im alpakarnię. Po miesiącu stracili pierwszą alpakę. Dziś prozaiczne zapalenie oskrzeli wtedy przerosło i Kulisiów, i miejscowego weterynarza.

– Zacząłem znów szukać wiedzy. Znalazłem kurs „Alpaki – hodowla i biznes” w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego przy Uniwersytecie Otwartym. Trafiłem do pani dr Anny Morales Villavicencio, dziś jedynej specjalistki od alpak w Polsce. Skończyłem drugi kurs „Alpaki i lamy w turystyce i alpakoterapii” – opowiada Grzegorz.

Postaw na wielbłądowate
Wyszkolił sobie sam pierwsze zwierzę. Wtedy trafił na szkolenie metodą Camelidynamics organizowane pod Krakowem, polegajace na szybkiej nauce wielbłądowatych bez stresu. Zaczął szkolić kolejne zwierzęta. W międzyczasie skończył kursy z zoopsychologii, na instruktora terapii zajęciowej i nawet kurs różnicowania zespołu Aspergera i autyzmu. Obecnie jest w trakcie studium „Psychologia zwierząt” w Warszawie.

– Teraz zwierzęta już rodzą się u nas. Dama została kupiona, ale te dwa chłopaki to nasz przychówek – chwali się Grzegorz.

I dodaje, że rozród to nie najłatwiejsza sprawa. Ciąża trwa 345 dni, z odchyleniem do 30 dni. Rodzi się tylko jedno małe, a jeśli ciąża jest bliźniacza, matka jedno zawsze odrzuca. I co chyba najbardziej frapujące – te zwierzęta uprawiają świadomą aborcję. Jeśli matka czuje, że ciąża może jej zagrażać, wchłania płód. Dlatego stosuje się tu starą peruwiańską metodę krycia, opierającą się na kilku liczbach. To wszystko naturalne reakcje przystosowawcze do trudnego życia w Andach.

Alpaka i lama wyglądają w polskim krajobrazie wciąż egzotycznie. Tymczasem znawcy twierdzą, że powinny stać się jego stałym elementem.

Pani profesor na SGGW oraz Stowarzyszenie Hodowców Alpak i Lam przedstawiają alpaki jako przyszłość polskiego rolnictwa. – To najdroższa wełna na świecie. W Polsce już istnieje kilka firm, które kupują runo i produkują wełnę. W czerwcu tego roku miała wejść ustawa, która nadawałaby alpakom status zwierząt gospodarskich. Dziś ciągle są zwierzętami egzotycznymi utrzymywanymi w zagrodach zamkniętych. Ten brak ustawy nie służy nam, hodowcom, ale też zwierzętom. Nie są rejestrowane, bywa, że hoduje się je w co najmniej niewłaściwych warunkach. Z tego samego powodu przydałoby się zarejestrowanie zawodu alpakoterapeuty – tłumaczy Grzegorz.

Dziś alpaki i lamy to dla niego biznes, z którego już nie potrafiłby zrezygnować. Nawet nie dlatego, że dają mu zarobić na życie. Przede wszystkim dlatego, że zdążył poczuć ogromną więź z tymi zwierzętami. Ale też nie zamieniłby na nic radości, którą daje widok seniora, autystyka czy pacjenta szpitala psychiatrycznego, którym rozpromienia się twarz na dotyk kudłatego futra. I marzy o tym, żeby tak, jak w Norwegii, na kilkudniowe wyprawy z lamą ustawiały się kolejki z terminem na za dwa lata. Albo tak, jak w Londynie, w jakimś kaszubskim miasteczku wyjechała kiedyś zza rogu kareta nowożeńców ciągnięta przez cztery lamy.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a