r e k l a m a
Urzędnicy zaczęli rozmawiać z małżeństwem Kasprzyków dopiero po naszej interwencji. Wydawało się, że sprawa zakończy się kompromisem.
– Bardzo się cieszę, że ze strony tych państwa jest ogromna chęć współpracy – mówiła w maju burmistrz Ćmielowa Joanna Suska.
r e k l a m a
Sytuacja się zmieniła po tym, jak do urzędu pismo skierowała grupa mieszkańców Ćmielowa. Domagała się w nim „rzetelnego wyjaśnienia, co miało wpływ na zmianę stosunków wodnych przy Gawrońcu”.
Zobacz także
Na początku lipca zajmująca się wtedy sprawą ze strony urzędu Honorata Radosz zapowiedziała zorganizowanie spotkania zainteresowanych stron.
– Chcę rozmowy, która pozwoli ustalić, co w tej sprawie można zrobić, i dopiero wtedy rekomendować rozwiązania – mówiła.
Zamiast tego na przełomie sierpnia i września do właściciela pola Dariusza Kasprzyka trafiło z urzędu pismo zatytułowane „Porozumienie”. Bez żadnego wyjaśnienia, za to jednostronnie podpisane przez burmistrz Suską. „Porozumienie” miało się sprowadzać do zabezpieczenia na koszt właściciela pola poprzez budowę tam „palisady”.
– W urzędzie doskonale wiedzą, że w tej sprawie powinni się kontaktować z nami, a nie bratem męża – komentuje Justyna Kasprzyk. – Poza tym, co to za porozumienie podpisane przez jedną stronę bez konsultacji z drugą? To chyba jakiś żart.
Dostaliśmy ultimatum
Państwo Kasprzykowie nie podpisali pisma.
– Po miesiącu dostaliśmy wezwanie do gminy. Ta sprawa kosztuje mnie za dużo nerwów i zdrowia, mam kłopoty z ciśnieniem, więc nie poszłam. Był mąż z bratem. Dostali od urzędników ultimatum – relacjonuje pani Justyna.
Opowiada, że jej mąż i jego brat usłyszeli w urzędzie, że jeśli nie zbudują wysokiej na metr i długiej na 27 metrów palisady, to gmina zatrudni eksperta, który zbada przeprowadzoną na polu niwelację, a koszt tej ekspertyzy, wycenionej na 7300 zł w części obciąży rolników.
– Absolutnie się nie zgadzam na takie rozwiązanie – mówi Jerzy Kasprzyk. – Gdy w trakcie ulewy na palisadzie zatrzyma się warstwa ziemi i mułu, i nie daj Boże, tama nie wytrzyma, to lepiej nie myśleć, co będzie, gdy to wszystko ruszy w dół. Nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności.
Państwo Kasprzykowie konsultowali się w tej sprawie z prawnikiem.
– Wyśmiał takie „porozumienie” – mówi pani Justyna.
Znowu skontaktowaliśmy się z urzędem. Burmistrz Suska tym razem wyznaczyła do rozmowy Mariolę Grabowiecką, sekretarz Miasta i Gminy Ćmielów. Urzędniczka stwierdziła, że „porozumienie”, które trafiło do rolników na piśmie na przełomie sierpnia i września, było niefortunne i z uchybieniami formalnymi. Urzędniczka jest też zdania, że „rolnicy nie dostali od gminy ultimatum, tylko zostali poinformowani o możliwych rozwiązaniach problemu, w tym o możliwości zatrudnienia eksperta”. A także, że „miasto nie wyklucza przejęcia części działki, tak jak było wstępnie ustalane już wcześniej, ale za symboliczną kwotę”.
– Praktycznie od początku stoimy na stanowisku, że to jest najlepsze rozwiązanie – mówi Justyna Kasprzyk.
Po spotkaniu w urzędzie Kasprzykowie wysłali do gminy pismo, w którym proponują odsprzedaż gminie pasa ziemi, na którym można przeprowadzić odpowiednie prace. Piszą, że sami nie są w stanie go wykonać, ponieważ przeprowadzona przez nich konsultacja z hydrologiem wykazała konieczność wykonania odpływu, co wiązałoby się z naruszeniem własności osób trzecich. Poprosili o pilną odpowiedź na ich pismo.
– Zaproponowaliśmy kwotę 05 zł/m2, co daje 3 tys. zł. I to jest jeszcze do negocjacji. Wiem, że w Ćmielowie krążą plotki, że chcemy za ten kawałek gruntu jakieś olbrzymie kwoty. Pani z Gawrońca, która kupowała od nas ziemniaki, nie mogła uwierzyć, że oczekujmy tylko 3 tys. zł.
Ile to jeszcze potrwa?
Do momentu wysłania tego artykułu do druku państwo Kasprzykowie nie dostali odpowiedzi na swoje pismo. I wygląda na to, że szybko nie dostaną. Sekretarz urzędu poinformowała nas, że jest po rozmowie z ekspertem, który to z kolei razem z urzędnikiem gminy przeprowadził na polu pana Kasprzyka wizję lokalną. Nie potrafiła odpowiedzieć na nasze pytanie, kiedy będzie w końcu gotowe spójne stanowisko gminy.
– Po zakończeniu postępowania, wypowiedzi biegłego w tej sprawie zadzwonię i poinformuję pana o treści ekspertyzy – zapowiedziała.
Przy okazji urzędniczka stwierdziła, że ekspertyza może wymagać… przeprowadzenia odwiertu na polu. Państwo Kasprzykowie dowiedzieli się o tym od nas.
– Jestem w szoku, brakuje mi słów. To chyba jest nękanie – mówi Justyna Kasprzyk. – Przecież tam jest zasiana pszenica, a gmina mówi o odwiertach, na dodatek nie informując nas o tym? Jak tak można!
Zapytaliśmy Mariolę Grabowiecką, na jakiej podstawie gmina zapowiada przeprowadzenie ekspertyzy na koszt rolników oraz prowadzenie odwiertu. Odpisała w mailu, że „na wniosek kilku mieszkańców gminy Ćmielów z 1 lipca 2019 r. burmistrz Ćmielowa na podstawie art. 61 k.p.a. w związku z art. 234 ust. 1 i 4 ustawy z 20 lipca 2017 r. Prawo wodne, wszczął postępowanie administracyjne w sprawie nakazania właścicielowi działki (…) przywrócenia stanu poprzedniego lub wykonania urządzeń zapobiegających szkodom w związku ze zmianą kierunku i natężenia wód opadowych na szkodę dla gruntów sąsiednich. Postępowanie niniejsze jest w toku. Obecnie tutejszy organ jest na etapie wyłonienia biegłego, którego zadaniem będzie wykonanie ekspertyzy i sporządzenie opinii w zakresie hydrologii/ hydrogeologii/ stosunków wodnych lub melioracji wodnej w sprawie stwierdzenia, czy doszło do zmiany stanu wody (…). Opinia biegłego jest niezbędna do wydania decyzji w niniejszym postępowaniu”.
Poinformowała także, że: „To biegły jako osoba posiadająca wiedzę specjalistyczną podczas wykonywania opinii podejmować będzie czynności niezbędne do jej sporządzenia. Biorąc powyższe pod uwagę, Gmina nie ma zgody właściciela gruntu na prowadzenie odwiertów na należącym do niego polu”. Napisała również m.in., że „Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem sądów administracyjnych w sprawie zakłócenia stosunków wodnych na gruncie, koszty sporządzenia opinii biegłego obciążają stronę, która zakłóciła stosunki wodne na gruncie, które wynikły z jej winy. Obowiązek poniesienia kosztów sporządzenia opinii biegłego przez właściciela gruntu powstanie wówczas, gdy w toku postępowania wykazane zostanie, że spowodowane przez właściciela gruntu zmiany stanu wody na gruncie szkodliwie wpływają na grunty sąsiednie”.
Krzysztof Janisławski