Data publikacji 13.11.2019r.
Chmurne jakieś wejrzenie, niechętne odpowiedzi, ponury wyraz twarzy Wierzejskiego wiele dał do myślenia Małejce, ale postanowił tylko pod tajemny nadzór poddać lokaja i czekać, czy by się jego podejrzenia czemś nie potwierdziły.
Franciszek, burcząc, odszedł...
Wezwana pani Słońska rozpłakała się, poczynając od żałobnych elegii.
– A kto go znał, tego człowieka – prawdziwie powiadam – ten jeden ocenić może! Mało takich ludzi na świecie! Światły, dobroczynny... pracowity, najmniejszej dumy – prawdziwie powiadam...
Małejko zwrócił jej uwagę na potrzebniejsze wiadomości.
– Wczorajszego dnia – odezwała się – prawda, że go widziałam ciągle zamyślonym i smutnym..., ale zajmował się jak zwykle, a że deszczyk prószył, wcześniej się udał na spoczynek...
– Pani pokój niezbyt jest oddalony – zapytał asesor – czyż może być, ażeby pani nie słyszała nic?
– Ja się sama wydziwić nie mogę temu – zawołała z westchnieniem Słońska. – Bo chociaż od sypialnego pokoju dzieli gabinet, bawialnia i jadalnia, ale bywało, gdy jegomość po nocach kaszli, to w nocy czasem słyszę... A tu, proszę państwa... nie!...
Pozostało 68% artykułu.
Więcej przeczytasz dzięki prenumeracie lub kupując dostęp.
Masz już prenumeratę lub dostęp?
Zaloguj się
Możesz już teraz kupić dostęp do wszystkich treści lub do wybranego artykułu