– Ale dobrze, że dałaś radę. Już jedna odmówiła, bo głowa, druga – że też nie najlepiej się czuje. A tu trzeba ludzi do spotkania! – cieszy się Barbara Lech, prezeska żabieńskiego stowarzyszenia „Promyk nadziei”.
r e k l a m a
– Jaki przepis? Myślę, że dobry. Do sera dodaję pół litra śmietanki trzydziestki i budyń. Wszystko na żółtkach z cukrem, ale bez masła. Sernik na czekoladowych herbatnikach. Można robić i spody, ale ja jestem leniwa – żartuje Barbara.
r e k l a m a
– Coś tam się działo we wsi, mieliśmy koło, które spotykało się bardzo rzadko. Bywało, że raz na kilka miesięcy. A stowarzyszenie powstało, żeby zdobywać więcej pieniędzy na działalność. Mieliśmy to szczęście, że z naszego sołectwa wybrano koleżankę do sejmiku kujawsko- pomorskiego. Przyjechała któregoś razu do nas na zebranie i powiedziała: „Zakładajcie stowarzyszenie, będzie wam dobrze!”. Następnego dnia pojechaliśmy do Bydgoszczy, zaraz mieliśmy numer KRS, była mobilizacja, piorunem to poszło – wspominają.
Zobacz także
Co zrobić z pieniędzmi?
Mówią, że teraz to zupełnie inna rzeczywistość. Że choć im udało się założyć stowarzyszenie w krótkim czasie, procedury kilkanaście lat temu były dużo bardziej skomplikowane. Dla każdego podpisu czy niejasności trzeba było jechać dziesiątki kilometrów. Teraz wiele ułatwia Internet.
Startowali z projektami do urzędu marszałkowskiego, do powiatu i gminy. O fundacjach niewiele wtedy wiedzieli. A pierwszy projekt napisali na doposażenie wiejskiej świetlicy. Dostali wtedy 10 tys. zł z Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Toruniu.
– Piętnaście lat temu taka kwota? Mówię: „O Jezu, co my za to kupimy?!”. W budowanej kiedyś w czynie społecznym świetlicy przeciekał dach, ściany straszyły dziurami. Odrestaurowaliśmy budynek, a nawet stary kredens. Malowaliśmy go na żółto i granatowo – wspominają pracę, przy której poczuli się rodziną.
Ten jeden projekt wystarczył, żeby wyzwoliła się w nich nieprawdopodobna energia. Zaczęli organizować Dni Dziecka, Dziadka i Kobiet. Mikołajki, festyny sportowe, w tym integracyjne dla niepełnosprawnych. Bilard, mecze piłki nożnej i siatkowej. Szkolenia, kursy kulinarne i pogadanki ze specjalistami.
Ich płoty nie dzielą
Gościli w Żabienku animatorki kultury z Rumunii, Pakistanu, a nawet Indonezji. To efekt współpracy z Mogileńskim Domem Kultury, w którego projekcie Summer school przewidziano wizyty studyjne obcokrajowców w polskich wsiach. Rozmawiali z mieszkańcami podmogileńskich wiosek o stereotypach.
– Latem tego roku zrobiliśmy „Nieziemski piknik”. Nieziemski, bo były drony. Dzieci jeździły drezyną, a potem zbierały cukierki, które „z nieba” zrzucał paralotniarz. Mieliśmy też projekt o uzależnieniach. Nagraliśmy film, w którym dzieciaki opowiadały, jak można fajnie spędzać wakacje, nie sięgając po papierosy czy alkohol. Mieliśmy kilka tysięcy polubień! – opowiadają.
We wsi chwilę wcześniej z pieniędzy z fundacji PZU Pomoc to Moc wybudowali plac zabaw. Podczas pikniku stanął na nim płot z wielokolorowych sztachetek. To pomysł Sylwii z Wylatowa. Wymyśliła płotek jako symbol współpracy i porozumienia między wsiami i stowarzyszeniami. Ich płot nie dzieli. Przez takie płotki sąsiadki wymieniały kiedyś poranne pozdrowienia.
„Promyk nadziei” stawia na edukację – i dzieci, i dorosłych. Zrealizowali projekt „Klub malucha”, w którym przedszkolaki spotykały się od maja do grudnia dwa razy w miesiącu, w soboty. Każde spotkanie pod innym hasłem – a to basen, a to robienie ozdób choinkowych, a to spotkanie z policjantem. Przyjechała też psycholog – z nią rozmawiali rodzice. Dowiedzieli się, że depresja dotyka wszystkich, bez względu na miejsce zamieszkania czy wiek. I że to nie wstyd pójść do psychologa albo psychiatry. Projekt zrealizowano za pieniądze z fundacji Orlen – Dar Serca.
Używasz miceli? Dobrze!
Żabienko zaraża aktywnością. Dowodem jest fakt, że pięć kobiet, które siedzi przy naszym stoliku, reprezentuje trzy stowarzyszenia. Na spotkanie z kosmetyczką przyjechały jeszcze „Impuls” z Wylatowa i „Jarzębina” ze Strzelec. Wspierają się i współpracują. Barbara jest członkinią obu.
Życiowe sprawy wciągają nas coraz bardziej, a tymczasem na drugim końcu stołu jedna z koleżanek wystawia już kuferki pełne kosmetyków. Druga zachwala aparat, którym zbada, czy skórze nie brakuje wody i czy mamy cerę suchą, czy raczej tłustą. Panie przeglądają katalog produktów znanej marki dystrybuowanych w sprzedaży bezpośredniej.
– Jeśli chodzi o kolory, to modne są pewne trendy. Ale nie powinniśmy się tym sugerować. To, co jest w modzie, nie zawsze będzie pasowało do naszego typu urody. Natomiast są w makijażu pewne zasady, których trzeba się trzymać – powiedziała Lilianna Samulska, konsultantka firmy, po czym zapytała, czy panie używają płynu micelarnego.
– To jeden z najważniejszych kosmetyków! I sprawdzajcie, czy wstrząśnięty się pieni. Im bardziej, tym więcej ma miceli. A micele to takie cząstki, które czyszczą twarz. Wybierajcie te, które się wzburzają – wyjaśniała Lilianna.
Dalej instruowała, że twarzy nie należy myć mydłem, bo ma odczyn zasadowy. Zafundowanie go twarzy sprawi, że pozbawimy skórę ważnej ochrony na jakiś czas. Natychmiast też odparła argumenty typu „moja babcia nie używała, a wyglądała dobrze”.
– Wasze babcie nie używały wszystkich tych kosmetyków, ale żyły w czasach, kiedy nie było dziury ozonowej, nie było tylu samochodów, a woda była ze studni. I jadły też dużo zdrowsze produkty – przekonywała.
Twarz masz do piersi
Panie dowiedziały się, że szczególnej pielęgnacji wymaga skóra pod oczami, ponieważ, podobnie jak skóra dłoni i szyi, nie ma tkanki tłuszczowej. Dobrze jest też wklepywać w te miejsca serum, czyli produkt silnie odżywczy.
– Z wiekiem twarz u kobiet się wydłuża. Sięga tak naprawdę do piersi, więc kremy i inne produkty aplikujemy nie tylko na twarz, ale i całą szyję i dekolt. Z kremów nie zdejmujemy natomiast sreberka. W preparacie zawarte są substancje czynne i chodzi o to, żeby je chronić, żeby do samego końca działały – tłumaczyła Lilianna Samulska.
Przy innym stole w tym samym czasie nastolatki i ich mamy nadstawiały policzki do komputerowych zdjęć. Kilka dźwięków cyfrowej migawki i na monitorze pojawiały się zbliżenia przypominające pustynny krajobraz. Tak wygląda z bliska skóra, nawet ta, której dostarcza się wystarczająco dużo wody.
– O! Pije pani dużo wody chyba? Bo świetne nawilżenie! Lepsze niż u tej nastolatki przed chwilą! Ale ponieważ skóra jest już blisko pięćdziesięcioletnia, zalecałabym zestaw kremów silnie odżywczych – mówiła Danuta Krasińska, druga z konsultantek.
Trzecia z nich wyniosła dwie plastikowe miski, w których natychmiast dwie ochotniczki zanurzyły dłonie. Krótka kąpiel, peeling, maseczka – i ręce w kilka minut zyskiwały młodszy wygląd.
Panie świetnie się bawiły, ale warsztat nie trafił na kosmetyczne „świeżynki”.
– Maluję się. Używam podkładu i bazy pod niego. Ale nie stosuję kremów z ogórkiem, bo za bardzo ściąga mi skórę. I nie lubię mocno zapachowych – mówiła Jola.
– Kremów używam na pięćdziesiąt procent. Co to znaczy? Kiedy mam czas albo kiedy wiem, że idę na jakąś imprezę. Czasem zdarza mi się pójść spać w makijażu. A czerwona pomadka? Mam złe wspomnienia z małżeństwa. Słyszałam zawsze, że czerwone usta to noszą tylko... wie pani – żaliła się Anna.
Ale teraz, kiedy pójdzie na spotkanie rady sołeckiej albo swojego koła w Gębicach, może odważy się na czerwień. Bo, jak mówi jej koleżanka Ewa, czerwień to kolor kobiety aktywnej, pewnej siebie i wiedzącej, czego chce. A w Żabienku takich kobiet bez liku.
Karolina Kasperek