r e k l a m a
Trudne początki...
Traktor trafił do gospodarstwa w marcu 2016 roku. Dostarczyła go firma Rol-Brat. Wybór był poprzedzony sprawdzeniem oferty rynkowej nowych traktorów, a także maszyn używanych. Zetor Major wypadł w przedbiegach, bo nie oferował biegów pełzających, co było jednym z wymagań odnośnie nowej maszyny. New Holland T4 był droższy i oferował nieco gorszą widoczność z kabiny. Rynek ciągników używanych też niewiele miał do zaoferowania rolnikowi. Dostępne w komisach Same Roller czy Lamborghini Lampo, które były pierwszym wyborem, mimo że miały po 5000 motogodzin, kosztowały niewiele mniej niż nowy John Deere 5E. Wybór wydawał się być prosty.
– Już trzy tygodnie po zakupie ciągnika zauważyłem wyciek oleju przy silniku. Okazało się, że w fabryce źle dobrano węże hydrauliczne, które miały za dużą średnicę w stosunku do rurek, na które były nałożone i to powodowało przecieki. Po wymianie przewodów hydraulicznych problem ustał. Niedługo potem – kontynuuje Grzegorz Mitura – w trakcie pracy z glebogryzarką w mocnym zapyleniu, czyszcząc filtr powietrza zwróciłem uwagę, że niedokładnie wyłapuje zanieczyszczenia. Poprosiłem o jego wymianę na lepszy jakościowo.
r e k l a m a
Potem przez dłuższy czas większych problemów nie miałem z tym ciągnikiem. Dopiero w zeszłym roku zacząłem odczuwać szarpnięcia sprzęgła. Serwisanci wymienili czujnik za 800 zł, wykonali kalibrację i przez dwa miesiące traktor pracował jakby lepiej. Problem jednak wrócił. Ponowna kalibracja już nic nie dała. Pocieszeniem jest fakt, że szarpanie sprzęgła nie jest aż tak dużym problemem, aby nie dało się tym traktorem pracować.
Mocna strona – zwrotność
John Deere 5075E kręci rocznie po ok. 700–800 motogodzin. Podczepiana jest do niego pięciosekcyjna międzyrzędowa glebogryzarka oraz pielnik. Traktor ciąga przyczepę oraz wykonuje prace załadunkowe. W tym roku miał ich aż nadmiar, bo drugi ciągnik wyposażony w ładowacz John Deere 6610, miał awarię związaną z wymianą uszczelki pod głowicą, pompy hydraulicznej oraz linki sprzęgła. Dlatego mały 5E sam musiał przeładować i zwieźć całą słomę, czyli ponad 1000 bel. Co do zużycia paliwa, to – jak mówi właściciel – nie jest może rewelacyjnie niskie, ale mieści się w akceptowalnych wartościach.
Zobacz także
– O ile współpracując z glebogryzarką spala na hektar tyle co mocniejszy John Deere 5080R pracujący z tą samą maszyną, to już w lekkiej pracy z pielnikiem jest znacznie oszczędniejszy. Dokładnych wartości nie jestem jednak w stanie podać, bo nigdy tego nie mierzyłem – mówi właściciel traktora. – Jego mocną stroną jest na pewno zwrotność. Tym parametrem przebija wszystkie inne ciągniki, które posiadam. Co do plusów, to można do nich zaliczyć widoczność z kabiny, ale tylko wtedy, gdy ma zdjęty ładowacz czołowy. Dobry jest też dostęp do dźwigni. Wszystkie są na wyciągnięcie ręki. Nie sposób też nie wspomnieć o niskich kosztach przeglądów. Filtry olejowe do tego traktora kosztują poniżej 100 złotych.
„Maluch” prowadzony automatycznie
Traktor 5075E napędzany jest trzycylindrowym silnikiem John Deere PowerTech M, który ma pojemność 2,9 litra. Posiada turbosprężarkę oraz chłodnicę paliwa i powietrza doładowującego. Wyposażony jest w przekładnię z biegami pełzającymi. Łącznie do dyspozycji jest po 16 biegów w obu kierunkach. Skrzynię obsługuje się dwiema dźwigniami wyprowadzonymi z prawej strony fotela operatora. Jedną wybiera się biegi główne z czterech dostępnych.
Druga służy do przełączania zakresów prędkości. Zakresy są też cztery. Zmiana kierunku jazdy odbywa się z wykorzystaniem elektrohydraulicznego rewersu z dźwignią umieszczoną z lewej strony pod kołem kierownicy. Zmieniając kierunek jazdy nie trzeba więc wciskać pedału sprzęgła, co ma kapitalne znaczenie dla trwałości samego sprzęgła. W układzie hydraulicznym pracują dwie pompy o układzie tandemowym. Jedna o wydatku 25 l/min dedykowana jest do obsługi układu kierowniczego.
Druga z maksymalnym wydatkiem 46 l/min odpowiada za obsługę TUZ-u i zewnętrznych gniazd hydrauliki. Dla tylnego podnośnika producent deklaruje udźwig w punkcie zaczepowym 1800 kg, natomiast bardziej praktyczny mierzony w odległości 610 mm za końcówkami hakowymi, wynosi dokładnie 1448 kg. John Deere 5075E ma dwie prędkości WOM-u: standardową 540 obr./ min i ekonomiczną 540E obr./min.
Przy tej pierwszej zalecane obroty wałka osiągane są przy 2400 obr./ min silnika. Prędkość ekonomiczna pozwala na osiągnięcie takich obrotów przy niższych obrotach silnika rzędu 1700 obr./min. Rolnik zapłacił za traktor ok. 120 tys. zł netto korzystając przy tym z finansowania fabrycznego 0 procent. Z wyposażenia ponadstandardowego – oprócz wspomnianych biegów pełzających – ma klimatyzację, oświetlenie ledowe i dodatkowy blok hydrauliczny. Ciekawe jest to, że został przystosowany do automatycznego prowadzenia z wykorzystaniem nawigacji GPS.
– Dwa lata temu kupiłem John Deere’a 6155M fabrycznie wyposażonego w system nawigacji satelitarnej do automatycznego prowadzenia. Te rozwiązanie postanowiłem wykorzystywać też w małym 5E, kiedy wyjeżdża do sadzenia truskawek. Przystosowaniem traktora do GPS-u zajęła się firma Amrol. Zastąpiła tradycyjną kierownicę uniwersalną AutoTrac Universal 200 oraz przeprowadziła wszystkie przewody. Ja wykonałem stelaż pod antenę odbierającą sygnał satelitarny – dodaje Grzegorz Mitura.
– Podsumowując, prawie cztery lata pracy tym traktorem, to – w porównaniu do pozostałych „europejskich” traktorów John Deere, które posiadam – różnicy w jakości nie sposób nie zauważyć. Przekładnia nie ma dobrej synchronizacji i czasami przy załączaniu biegów występują zgrzyty. W niewygodnym miejscu znajduje się pedał gazu oraz tłumik, który nieco przysłania widoczność. Ale z tego co się orientuję, to przynajmniej te dwie ostatnie niedoskonałości w nowych 5E zostały poprawione. W szkolnej skali od jednego do sześciu ciągnikowi John Deere 5075E przyznałbym ocenę cztery plus. Ale gdybym jeszcze raz stanął przed decyzją zakupu tego traktora, to chyba jednak wolałbym kupić nowy lub używany model 5R.
Przemysław Staniszewski