r e k l a m a
Wszystko zaczynam rozumieć, kiedy umawiamy się na rozmowę w jednej z jarocińskich kawiarni. Na stoliku obok filiżanki z kawą leży kalendarz. W rubrykach oznaczających godziny – granatowo od wpisów. Prezes i siedzący obok sołtys Paweł Adamkiewicz nie tracą ani minuty. Grafik pęka w szwach i może właśnie dlatego Łuszczanów okazuje się wsią, o jakiej jeszcze nie pisałam.
r e k l a m a
Punkty za stowarzyszenie
– Wicemarszałek Krzysztof Grabowski powiedział, że w tym roku rozbiliśmy bank. Zgarnęliśmy niemal wszystko, co było dostępne w Odnowie Wsi – powiedział 35-letni sołtys Łuszczanowa, na co dzień kierownik w wytwórni mas bitumicznych i betonu.
Jego przygoda z sołectwem zaczęła się 12 lat temu, kiedy w jego rodzinnej wsi powołano go na kadencję uzupełniającą. Teraz już trwa trzecia. Był chyba najmłodszym sołtysem w historii wsi, a najprawdopodobniej całej gminy Jarocin. Łukasz Witczak pochodzi z Łuszczanowa, choć urodził się w Poznaniu. Pojawił się w nim ponownie, kiedy przyjechał na studia – skończył geografię, otworzył nawet przewód doktorski. Po studiach, osiem lat temu, wrócił do Łuszczanowa.
Zobacz także
Mieli już decyzję, że wchodzą do Wielkopolskiej Odnowy Wsi. A że program premiuje zinstytucjonalizowane działania, w minutę zadecydowali, że powołują stowarzyszenie. Myśleli wcześniej o nowoczesnym kole gospodyń wiejskich, ale stowarzyszenie było formą pozwalającą włączyć do działań większą liczbę ludzi.
Solary i stacja meteo
Do tego momentu rozmowy wszystko mniej więcej rozumiem. Problem zaczyna się chwilę później, kiedy Paweł i Łukasz mówią o strategii rozwoju wsi. A już kompletnie się gubię, kiedy zaczynają wyliczać zrealizowane projekty. Raźniej na duchu robi mi się dopiero, kiedy sami zaczynają się mylić.
– Najpierw przyszło nam do głowy, żeby zrewitalizować staw. Gdyby pani widziała jego wcześniejsze wcielenie! To był wodopój dla bydła. Były nawet pomysły, żeby teren sprzedać – wspominają.
Nie sprzedali. Zanim napisali projekt, włożyli w rewitalizację pieniądze z funduszu sołeckiego. A potem ruszyli z kopyta. Drewno, trawa, pomosty w skandynawskim stylu, obok stawu – chata grillowa i... stacja meteo.
– Chata jest sześciokątem w podstawie, fajny kształt, mieści 30 osób. W środku jest murowany grill. A że program marszałkowski premiuje projekty łączące walory tradycyjne z czymś innowacyjnym, to połączyliśmy. Moje wykształcenie podpowiedziało mi stację. Za parę lat w oparciu o nią chcemy uruchomić system ostrzegania o niekorzystnych zjawiskach pogodowych, rozszerzymy to o detektor burzowy. Zrobimy z tego aplikację na telefony. Szukamy teraz na to pieniędzy – wymienia Łukasz.
Szukają, ale już teraz mieszkańcy mają ze stacji pożytek. Szkoła korzysta z danych podczas lekcji geografii. Mamy wiedzą, czy dawać dzieciom na popołudnie czapkę i szalik. Rolnicy sprawdzają temperaturę gruntu, siłę wiatru czy dobowe albo miesięczne skrajności w parametrach. Każdy ma do danych dostęp przez Internet.
Lodówka za przepis
W „Pięknieje wielkopolska wieś” jest około 300 wniosków. Oni ze swoim pierwszym projektem zajęli dwunaste miejsce. I tego samego roku, choć byli beniaminkiem, zdążyli dostać wyróżnienie w konkursie, w którym podsumowuje się całokształt aktywności.
Przyszedł 2018 rok. Brakowało im czegoś nad stawem, dymek z grilla – to za mało. Zrobili pomost, bo teren tam podmokły, zbudowali toaletę i zainstalowali lampę solarno- -wiatrową. Na samą lampę wydali 20 tys. zł. Nie brali pierwszej z brzegu, zrobili rozeznanie. Pacykarstwa nie tolerują. Kupili jeszcze czujnik jakości powietrza, wielką patelnię dla gospodyń i nowe blaty na stoły.
– Zapomnieliśmy powiedzieć, ale w 2016 wystartowaliśmy jeszcze w programie Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Wielkopolskiego. W konkursie „Jeden dzień w sołectwie” najpierw wymyślaliśmy tekst, który miał zachęcać grupę osób do spędzenia u nas czasu. Zorganizowaliśmy grę terenową. W drugim etapie było danie. Wynaleźliśmy dziewiętnastowieczną książkę kucharską, a w niej oryginalny przepis. Przygotowaliśmy „Jaskółcze gniazdo sołectwa Łuszczanów”. Mielone faszerowane jajami. Dostaliśmy tysiąc złotych, kupiliśmy za to lodówkę. A w 2017 roku mieliśmy „Łuszczanowskiego królika w śliwkach” – opowiadają i tracą orientację w chronologii.
Pamiętają tylko, że w 2018 roku w drugim etapie dołożyli wystrój patriotyczny stołu z kaczką i rajd tematyczny. Dostali 3 tys. zł. Nie pamiętają już, czy piec do kuchni kupili w drugiej, czy trzeciej edycji.
I jeszcze zdali sobie po drodze sprawę, że w chacie grillowej przydałby się prąd. Co zrobili? Założyli solary. Teraz z energii słonecznej można w niej uruchomić sprzęt elektroniczny i puścić muzykę. Albo w 700-watowym czajniku zagotować wodę na kawę.
Ładuj smartfona z ławki
Mieli już staw. Ale, jak mówi Paweł, brakowało im wisienki na torcie. Wieś miała centrum, ale jakieś takie nienowoczesne. Poczuli się gotowi do skoku na większe pieniądze i napisali projekt do PROW.
– Jeden telefon do burmistrza z pytaniem, czy jeśli dostaniemy 500 tys., dołoży drugie tyle. Rzucił tylko: „Składajcie!”. Ale wcześniej trzeba było projektu na zagospodarowanie. I mieszkańcy zgodzili się, żeby 2/3 funduszu sołeckiego z 2017 roku przeznaczyć na zapłacenie architektowi nagrodzonemu w konkursie.
Teraz rezygnujemy z chronologii – nie udaje się jej utrzymać nawet moim rozmówcom. Z PROW zbudowali boisko do piłki nożnej, drugie do siatkówki, przenieśli siłownię zewnętrzną i ogrodzili teren imprez plenerowych przy sali wiejskiej, która tak naprawdę nazywa się Centrum Aktywności Lokalnej. Obok jeszcze plac zabaw z kolejnej edycji jednego z konkursów Wielkopolskiej Odnowy Wsi. Oglądam efekt na zdjęciach robionych latem. Widok przypomina infrastrukturę gdzieś na Riwierze Francuskiej albo na zachodnim wybrzeżu Ameryki. Kształty i kolory w harmonii z otaczającą przyrodą.
– Ławki, ogrodzenia i wszystkie inne detale są w jednym kolorze – paleta RAL, kod 7016, antracyt. Żeby nie było bałaganu. Dbamy o szczegóły – opowiadają Łukasz i Paweł.
Kiedy zaprojektowali centrum wsi, okazało się, że przepompownia ścieków, znajdująca się tuż obok, ma brzydkie, stare ogrodzenie. Udali się więc do spółki wodociągowej i „zgłosili sprawę”. Spółka, na ich wniosek, w ciągu kilku dni wyasygnowała około 10 tys. zł na nowy płot. Przepompownia nie może przecież szpecić efektów ciężkiej pracy sołectwa.
– O, byliśmy jeszcze w zeszłym roku w Licheniu. Było zabawnie, bo mówi się, że tam raczej pieniądze się wozi, a my je z Lichenia przywieźliśmy – mówi Paweł.
I dodaje, że za chwilę staną we wsi solarne ławki z USB. Będzie można podładować sobie smartfona podczas spaceru.
Przypominają sobie jeszcze o konkursie Moja Smart- Wieś. Ot, napisali projekcik i zajęli trzecie miejsce. W każdym razie w tym roku wzięli udział w sześciu konkursach. Pytam, ile w ciągu tych 3 lat uzyskali pieniędzy.
– Z samych konkursów? Dobrze ponad 600 tys. zł. To tylko gotówka. A łączna wartość naszych inwestycji z wliczoną pracą mieszkańców? Będzie już ponad milion złotych – mówi Łukasz.
Robota pali im się w rękach, złotówki – mnożą w oczach, a w konkursach na kilkaset miejsc oni zajmują jedne z pierwszych. Proponuję, żeby zaczęli szkolić innych – sołtysów, stowarzyszenia, koła gospodyń. Widzę błysk w oku. Natychmiast zgłaszają gotowość. Może nawet, zanim zdążę dojechać do domu, stworzą zarys projektu na takie działanie. Dobrze by było, żeby ich bajka udzieliła się innym.
Karolina Kasperek