r e k l a m a
– Sprowadziliśmy go z zachodnich Niemiec, spod granicy z Francją – wspomina Jan Tarkowski. – Trafiliśmy na niego w internecie. Jest to opryskiwacz z 1990 roku francuskiej firmy Derot Tecnoma. Kosztował 20 tys. zł, ale prawie drugie tyle musieliśmy w niego włożyć, aby doprowadzić go do odpowiedniego stanu technicznego i przystosować do wykonywania zabiegów w kukurydzy. Zamontowaliśmy w nim fabrycznie nową kabinę, taką jaką montuje się w traktorach Władimiriec T25. O jej wyborze zdecydowało to, że drzwi są w niej otwierane do tyłu, a tylko przy takim sposobie otwierania da się zająć miejsce w kabinie. Wynika to ze sposobu wsiadania po małych podstawkach rozlokowanych na wysokich zwrotnicach osi przedniej. Opryskiwacz wzbogaciliśmy też w oświetlenie ledowe, zawory sekcyjne, dodatkowe filtry oraz komputer sterujący opryskiem Arag Bravo 180. Wymieniliśmy też pompę hydrauliczną oraz rozpylacze, a pompę cieczy dokładnie uszczelniliśmy. Wymiana nie była tu konieczna, bo była ona w dobrym stanie technicznym.
Moc z dwóch cylindrów
Opryskiwacz napędza dwucylindrowy, chłodzony powietrzem silnik marki MWM o mocy 45 KM. Zdaniem właścicieli, taka moc jest wystarczająca dla maszyny ważącej netto około 2,5 tony. Opryskiwacz nie ma problemów z poruszaniem się w różnych warunkach terenowych, również na wilgotnym podłożu, nie powodując przy tym tworzenia kolein. Motor jest niezwykle oszczędny. Zdaniem Marka Tarkowskiego, który jest operatorem opryskiwacza, przez całą noc pracy spala zaledwie 24 litry paliwa (!) Daje to średnie zużycie oleju napędowego na poziomie 2 litrów na godzinę.
r e k l a m a
Sprzęt posiada prosty układ napędowy. Moc z silnika odbiera skrzynia, która oferuje dwa biegi do przodu i jeden wsteczny. Potem moc jest rozdzielana na dwa strumienie. Oba są identyczne. Wpierw napęd przekazywany jest na wały poprzeczne, a te napędzają ustawione w pionie przekładnie oparte na podwójnych łańcuchach pracujących w kąpieli olejowej. Każda taka przekładnia porusza tylne koła. Ich opony mają rozmiar 9,5/9-32 i też zostały już wymienione na nowe. Od silnika napędzana jest też pompa układu cieczowego. Jest to pompa tłokowa marki Holder, która jest w stanie podać do 240 litrów cieczy na minutę.
– Jazdę tym opryskiwaczem po drodze mógłbym porównać do poruszania się kombajnem zbożowym. Siedzi się wysoko i wszystko bardzo dobrze widać, ale i tak potrzeba czasu, aby przyzwyczaić się do prowadzenia takiego sprzętu. Gorzej prowadzi się maszynę w łanie. W pierwszym roku pracy tym opryskiwaczem – opowiada Marek Tarkowski – kukurydza była wyższa od maszyny, bo miała prawie 3,5 metra wysokości. I niestety, trzeba było jeździć trochę na wyczucie. A że zabieg na omacnicę wykonuje się w nocy, to ratowaliśmy się w ten sposób, że na skraju pola pracownicy trzymali lampy, które służyły jako drogowskaz.
Zobacz także
Pracownicy liczyli i wskazywali również rząd kukurydzy, w który trzeba było wjechać, bo bez tego nie sposób było trafić w odpowiednią ścieżkę. W trasie maszyna porusza się z prędkością do 17–18 km/h. Na polu szybciej niż 6–7 km/h nie da się jeździć. Ale przy belce szerokiej na 21 metrów, pola i tak szybko ubywa. Przy jednym tankowaniu cieczy roboczej i dawce ustawionej na 300 l/ha, takim opryskiwaczem można wykonać zabieg na powierzchni 4 hektarów.
W kukurydzy i w rzepaku
Opryskiwacz jest stabilny i mocno trzyma się podłoża. To po części zasługa dwóch umieszczonych w przedniej części obciążników. Wpływ ma również to, że sprzęt nie posiada jednego centralnego zbiornika na ciecz roboczą, ale ma dwa mniejsze rozlokowane po bokach i mieszczące po 600 litrów każdy. Maszyna posiada belkę polową produkcji Rau, która jest rozkładana, składana i unoszona hydraulicznie. Jest też poziomowana z kabiny.
Na skraju ma zamontowane znaczniki pianowe, które pozwalają zaznaczyć miejsca, w których pracują skrajne dysze. Jak podkreślają właściciele, w przypadku tej maszyny, środek chemiczny zawsze pobierany jest z dwóch zbiorników na raz, ale ich położenie sprawia (jeden znajduje się bliżej pompy, drugi dalej), że gdy jeden jest już pusty, to w drugim zawsze pozostaje w granicach 150 litrów roztworu. Ta ilość stanowi pewien bufor bezpieczeństwa, pozwalając dokończyć zabieg w łanie.
– Opryskiwacz wykorzystujemy nie tylko w kukurydzy. Wjeżdża też w rzepak, wykonując zabieg desykacji, czyli wyrównania dojrzałości łanu – dodaje Marek Tarkowski. – Aby zwiększyć wydajność opryskiwacza szczudłowego, to gdy wykonuje zabieg, roztwór przygotowujemy w drugim zaczepianym opryskiwaczu Krukowiak Apollo, dzięki temu do maszyny samojezdnej trafia już gotowy środek. Jego napełnianie trwa moment, bo sprzęt ma własny system tankowania.
Nie dawno do gospodarstwa Tarkowskich zakupiony został używany opryskiwacz samojezdny marki Hardi ze zbiornikiem o pojemności 2000 litrów i 18-metrową belką polową wyposażoną w rękaw powietrzny. Ta inwestycja była związana z prowadzoną uprawą warzyw. W związku z tym rolnicy planują sprzedać opryskiwacz szczudłowy, którego wycenili na 32,5 tys. zł.
Przemysław Staniszewski