r e k l a m a
– Zdecydowanie skłaniam się jednak do utrzymywania stada hf-ów w czystej rasie, bowiem żadna inna nie daje tyle mleka – stwierdził Mateusz Smakosz.
r e k l a m a

– I cały czas rośnie, co bardzo nas cieszy – podkreślił młody hodowca, który w kwestii produkcyjności krów nie ma żadnych ograniczeń. Bardzo chciałbym, by wszystkie sztuki dawały tyle co nasza obecna rekordzistka – 60 litrów mleka dziennie – dodaje.
Zobacz także
– Większość naszych użytków zielonych została stosunkowo niedawno założona. Każdego roku staramy się też część z nich przesiewać dobrymi mieszankami i między innymi dlatego nie narzekamy ani na plony, ani na wartość pokarmową sporządzanej sianokiszonki – tłumaczył pan Mateusz.
Pomimo że stado utrzymywane jest w stropowej oborze uwięziowej gospodarz korzysta z dobrodziejstw technologii TMR, wykonując mieszaninę w wozie paszowym Faresin, o pojemności 8,5 m3. Zadawana dawka zbilansowana jest na produkcję 25 litrów mleka. Sztuki o wyższej produkcji otrzymują dodatek pasz treściwych z ręki, które rolnik sam wykonuje.

– Przyznam, że mamy niedobre doświadczenia z gotowymi mieszankami i m.in. dlatego uważam, że gdy samodzielnie wykonamy ją w gospodarstwie dokładnie wiemy co jedzą nasze krowy. Własnych zbóż mamy pod dostatkiem, a wymieszanie ich z pozostałymi komponentami nie stanowi żadnego problemu – wyjaśniał hodowca.
Mateusz Smakosz kurs inseminacyjny ukończył, kiedy jeszcze chodził do szkoły, a było to 4 lata temu. Od dawna więc sam zaciela swoje podopieczne i – jak mówi – większych problemów z rozrodem w stadzie nie ma.
Specjaliści żywieniowi z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka bardzo dobrze bilansują nam dawki dla krów i to wystarczy, by rozród był na dobrym poziomie. Problemem są jednak ciche ruje, których trzeba bardzo pilnować i skrupulatnie, każdego dnia obserwować stado.
W ostatnim czasie w rozrodzie hodowca zaczął stosować nasienie seksowane. Jak mówi nie – jak to powszechnie jest praktykowane – u jałówek, ale przede wszystkim u krów. Część z nich ma już potwierdzoną cielność i z niecierpliwością hodowca czeka na nowo urodzone cieliczki, których w gospodarstwie brakuje.

– Nie mamy dobrych doświadczeń z kupowanymi jałowicami, na które wydaliśmy po kilka tysięcy zł za sztukę, a nie wszystkie okazały się dobrymi mlecznicami. Zdecydowanie lepiej i taniej jest odchować własne – mówi rolnik.
Młodzi hodowcy na ogół mają głowy pełne pomysłów i planów. Tak też jest u Mateusza Smakosza. – Marzy mi się nowa, wolnostanowiskowa obora, taka z prawdziwego zdarzenia, ale… To ogromnie kosztowne i chyba obecnie ryzykowne przedsięwzięcie, w naszej mało stabilnej koniunkturze na rynku mleka – mówi. – Gdybym chociaż miał 50% środków własnych na inwestycje, długo bym się nie zastanawiał.
Widząc jednak zapał młodego hodowcy i zamiłowanie do bydła, wydaje się, że realizacja tych planów z pewnością nie będzie odległą przyszłością.
Beata Dąbrowska