Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Nie od razu oborę zbudowano

Data publikacji 31.12.2019r.

Mateusz Smakosz tak zasmakował pracy na gospodarstwie, że postanowił na ojcowiźnie zostać i nie tylko kontynuować prowadzoną w nim produkcję mleka, ale przede wszystkim ją rozwijać. Rozważnie i umiejętnie. Bazując – jak na razie – na nie w pełni wykorzystanych jeszcze możliwościach wzrostu produkcji.

Młody hodowca był tak mocno zdeklarowanym następcą, iż dwa lata temu rodzice: Agnieszka i Witold Smakoszowie postanowili przekazać synowi większą część gospodarstwa. Ten szybko wykorzystał premię dla młodego rolnika inwestując w park maszynowy, który wzbogacił się w: agregat talerzowy, opryskiwacz zawieszany, wał posiewny, agregat prądotwórczy, młynek i mieszalnik do przygotowywania pasz treściwych.

r e k l a m a

Obecnie Mateusz Smakosz utrzymuje stado bydła liczące 35 krów dojnych. Całe pogłowie liczy 90 sztuk, przy czym hodowcy zajmują się jeszcze opasem buhajków, głównie rasy simental. Wcześniej w gospodarstwie większość stada stanowiły hf-y, które w pewnym momencie zostały skrzyżowane z rasą simental i montbeliarde.

– Zdecydowanie skłaniam się jednak do utrzymywania stada hf-ów w czystej rasie, bowiem żadna inna nie daje tyle mleka – stwierdził Mateusz Smakosz.

r e k l a m a

Stado jest pod oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność kształtuje się na poziomie 8,5 kg mleka od sztuki.


– I cały czas rośnie, co bardzo nas cieszy – podkreślił młody hodowca, który w kwestii produkcyjności krów nie ma żadnych ograniczeń. Bardzo chciałbym, by wszystkie sztuki dawały tyle co nasza obecna rekordzistka – 60 litrów mleka dziennie – dodaje.

Zobacz także

Wzrost wydajności to – jak przyznaje gospodarz – przede wszystkim zasługa żywienia, w tym ogromnej dbałości o jakość sporządzanych w gospodarstwie pasz objętościowych.

– Większość naszych użytków zielonych została stosunkowo niedawno założona. Każdego roku staramy się też część z nich przesiewać dobrymi mieszankami i między innymi dlatego nie narzekamy ani na plony, ani na wartość pokarmową sporządzanej sianokiszonki – tłumaczył pan Mateusz.

Pomimo że stado utrzymywane jest w stropowej oborze uwięziowej gospodarz korzysta z dobrodziejstw technologii TMR, wykonując mieszaninę w wozie paszowym Faresin, o pojemności 8,5 m3. Zadawana dawka zbilansowana jest na produkcję 25 litrów mleka. Sztuki o wyższej produkcji otrzymują dodatek pasz treściwych z ręki, które rolnik sam wykonuje.

WIZYTÓWKA GOSPODARSTWA
Mateusz Smakosz, aktywnie wspomagany przez rodziców Agnieszkę i Witolda Smakoszów, prowadzi swoje mleczne gospodarstwo w miejscowości Lubotyń Morgi, w gminie Stary Lubotyń. Młody hodowca uprawia 53 ha, z czego 23 ha jest dzierżawionych. Na 15 ha uprawiana jest kukurydza na kiszonkę, 18 ha zajmują trawy, a pozostałe grunty stanowią zasiewy zbożowe. Młody gospodarz jest dostawcą mleka do GK Polmlek, gdzie rocznie sprzedaje ok. 270 tysięcy litrów mleka.

– Przyznam, że mamy niedobre doświadczenia z gotowymi mieszankami i m.in. dlatego uważam, że gdy samodzielnie wykonamy ją w gospodarstwie dokładnie wiemy co jedzą nasze krowy. Własnych zbóż mamy pod dostatkiem, a wymieszanie ich z pozostałymi komponentami nie stanowi żadnego problemu – wyjaśniał hodowca.

Mateusz Smakosz kurs inseminacyjny ukończył, kiedy jeszcze chodził do szkoły, a było to 4 lata temu. Od dawna więc sam zaciela swoje podopieczne i – jak mówi – większych problemów z rozrodem w stadzie nie ma.

Specjaliści żywieniowi z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka bardzo dobrze bilansują nam dawki dla krów i to wystarczy, by rozród był na dobrym poziomie. Problemem są jednak ciche ruje, których trzeba bardzo pilnować i skrupulatnie, każdego dnia obserwować stado.

W ostatnim czasie w rozrodzie hodowca zaczął stosować nasienie seksowane. Jak mówi nie – jak to powszechnie jest praktykowane – u jałówek, ale przede wszystkim u krów. Część z nich ma już potwierdzoną cielność i z niecierpliwością hodowca czeka na nowo urodzone cieliczki, których w gospodarstwie brakuje.


– Nie mamy dobrych doświadczeń z kupowanymi jałowicami, na które wydaliśmy po kilka tysięcy zł za sztukę, a nie wszystkie okazały się dobrymi mlecznicami. Zdecydowanie lepiej i taniej jest odchować własne – mówi rolnik.

Młodzi hodowcy na ogół mają głowy pełne pomysłów i planów. Tak też jest u Mateusza Smakosza. – Marzy mi się nowa, wolnostanowiskowa obora, taka z prawdziwego zdarzenia, ale… To ogromnie kosztowne i chyba obecnie ryzykowne przedsięwzięcie, w naszej mało stabilnej koniunkturze na rynku mleka – mówi. – Gdybym chociaż miał 50% środków własnych na inwestycje, długo bym się nie zastanawiał.

Widząc jednak zapał młodego hodowcy i zamiłowanie do bydła, wydaje się, że realizacja tych planów z pewnością nie będzie odległą przyszłością.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a