Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Wierzę w polskie rolnictwo

Data publikacji 17.12.2019r.

Z posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim – ministrem rolnictwa i rozwoju wsi rozmawiają Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski

● Przed nami 2020 rok a w nim batalia o kolejną, 7-letnią perspektywę finansową Unii Europejskiej. Jak pan ocenia perspektywy polskiego rolnictwa?

r e k l a m a

– Rolnictwo jest trudnym działem gospodarki. Właściwie to w każdym znanym mi kraju dochody rolnicze są niższe od dochodów wielu innych grup zawodowych. Jestem jednak głęboko przekonany, że jeżeli racjonalnie wykorzystamy zasoby polskiego rolnictwa, w tym pracowitość polskich gospodarzy, to ten dział będzie nadal solidnym filarem naszej gospodarki. Wszak na świecie wzrasta zapotrzebowanie na żywność. W kolejnych dekadach przybędą miliardy ludzi, których trzeba będzie wyżywić. Polska jest jednym z większych krajów rolniczych w Europie, mamy też dobre warunki dla rozwoju rolnictwa. I Polska powinna wziąć na siebie choćby małą część odpowiedzialności za wyżywienie świata.

● Wielu ekspertów wróży różową przyszłość, ale tylko wielkim gospodarstwom, które poradzą sobie nawet w trudnych okolicznościach. A co ze średnimi i mniejszymi?

r e k l a m a

– Powiem tak, jestem przeciwko ideologicznemu przeciwstawianiu dużych i małych gospodarstw, bowiem doceniam pracę każdego dobrego gospodarza. Przez lata wmawiano nam, że małe gospodarstwa są niepotrzebne, że im szybciej znikną przekazując ziemię dużym, tym lepiej. Tymczasem Unia Europejska stawia na małe gospodarstwa i zaleca ich wspieranie. Dużym gospodarstwom zabierane są dopłaty w ramach tzw. cappingu, czyli ustanowienia limitu dopłat do 150 tys. euro. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze mogą być przekazywane na wsparcie mniejszych rolników. Jednak nie możemy popadać w przesadę. Słychać głosy, żeby zabrać ziemię wielkim latyfundystom i rozdzielić między mniejszych. Uważam, że nie można doprowadzić do upadku wielkich gospodarstw, bo ich produkcja też jest potrzebna, nasz eksport oparty jest m.in. o surowce tam produkowane. Pojawia się pytanie: jak pogodzić wzrost zapotrzebowania małych gospodarstw na ziemię z oszczędzeniem tych wielkich?

● To problem, z którym się borykamy od 25 lat.

– Uważam, że jeszcze trochę ziemi dzierżawionej przez duże gospodarstwa powinno przepłynąć do tych małych. Mamy też 408 gospodarstw, których właściciele w swoim czasie nie wydzielili 30% gruntów. Uważali, że sprawę „się załatwi”. Chcę publicznie powiedzieć, że „się nie załatwi”! Jednak, musi się to odbyć na gospodarskich zasadach. Nie będę brać na sumienie odpowiedzialności za niszczenie gospodarstw, wybijanie stada podstawowego i wyprzedaż zapasów magazynowych, czy maszyn na złom. KOWR da tym gospodarstwom czas na decyzję, czy chcą wygrać następny przetarg z czynszem dzierżawnym na nowych, rynkowych zasadach, czy rezygnują z prowadzenia gospodarstwa i mają czas na wyprzedanie zasobów. Wyjaśniam, dzierżawy kończą się zazwyczaj jesienią, więc do kolejnej wiosny trzeba będzie określić, ile zostaje ziemi przy gospodarstwie głównym, gdzie np. prowadzona jest produkcja zwierzęca, a ile przekazywane jest rolnikom. Dotychczasowi dzierżawcy też będą mogli wystartować do przetargu. Każda sprawa będzie rozpatrywana indywidualnie. Jeśli przetargu na dzierżawę ów dzierżawca nie wygra, to będzie miał czas do jesieni na uporządkowanie swoich spraw. Jeśli jednak wygra, to będzie płacić za dzierżawy zgodnie z obecnymi stawkami rynkowymi. Nie może być tak, że jedni rolnicy płacą za dzierżawę hektara równowartość tony, czy dwóch pszenicy a niektórzy dzierżawcy jednego kwintala.

Powiem tak, jestem przeciwko ideologicznemu przeciwstawianiu dużych i małych gospodarstw, bowiem doceniam pracę każdego dobrego gospodarza

● Rolnictwa w Polsce nie pokonał komunizm ani wczesny kapitalizm. Czy nie zabije go „zielona zaraza” – to jest określenie jednego z naszych Czytelników?

– Te słowa są może zbyt dosadne. Ale nie można bagatelizować, tego zagrożenia, bo ma ono niespotykany dotąd wymiar. Kwestionowane jest bowiem funkcjonowanie rolnictwa. Wielu aktywistów ekologicznych twierdzi, że rolnictwo jest szkodliwe, że szkodzi klimatowi. Szczególnie napiętnowana jest hodowla zwierząt, która rzekomo przyczynia się do zwiększenia efektu cieplarnianego poprzez emisję niektórych gazów. Wszak rolnictwo to także pochłanianie, np. dwutlenku węgla. Dobre rolnictwo, z dużą biomasą, uprawą poplonów, utrzymaniem wysokiej żyzności gleby, może być znakomitą odpowiedzią na zmiany klimatyczne. Ci ekolodzy, którzy atakują rolników postępują nieroztropnie, a ich argumenty są w większości fałszywe. Niestety owe argumenty znajdują posłuch szczególnie wśród młodych ludzi, którzy są wrażliwi, pełni empatii, ale z reguły łatwowierni. I bardzo otwarcie i szczerze wyrażają swoje emocje. A przecież za tą totalną krytyką rolnictwa kryje się widmo głodu!

● Tak. Gdybyśmy zrealizowali wszystkie postulaty radykalnych ekologów, to niechybnie zlikwidowalibyśmy rolnictwo a przynajmniej niektóre jego branże!

– Uważam, że jeśli ktoś nie chce jeść mięsa, to jego sprawa. Jednak jeśli ktoś inny chce jeść kotlety, to też jego sprawa i nie ekologom o tym decydować. Najważniejsze jednak, aby rolnicy zrozumieli, że owe radykalne ruchy ekologiczne są bardzo niebezpieczne. Organizacje rolnicze muszą twardo bronić swoich interesów. Protesty w najbogatszych rolniczo krajach UE – Holandii, Niemczech, Francji, Luksemburgu – to był krzyk rozpaczy przeciw likwidowaniu rolnictwa przez pseudoekologów. Oczywiście musimy prowadzić racjonalne rolnictwo, nie przesadzać z chemią, nie eksploatować nadmiernie ziemi, stosować to co wiedzieli nasi przodkowie choć do szkół nie chodzili, czyli płodozmian. Nikt nie kwestionuje dobrostanu zwierząt, ale nie można wymagać od rolnika tego, czego nigdy nie będzie mógł spełnić. Powołałem zespół, który pracuje nad opracowaniem zasad dobrostanu dla wszystkich zwierząt, także futerkowych. Jeśli rolnik te wymagania spełni, to wara organizacjom ekologicznym od gospodarstwa. Wszak ich przedstawiciele potrafią się nawet przebierać w mundury i nachodzić rolników z jakimiś legitymacjami.

● Przed wyborami parlamentarnymi pojawiły się tzw. taśmy Ardanowskiego. Bardzo mocno wypowiedział się pan na temat pracy niektórych urzędników i to wysokiej rangi. Jaki efekt przyniosło ujawnione nagranie z tego spotkania?

– Tzw. taśmy Ardanowskiego nie zaszkodziły Prawu i Sprawiedliwości ani mojej osobie. Więcej – nawet przyczyniły się do dobrego wyborczego wyniku PiS-u na wsi. Czego wyrazem był mój wynik wyborczy w postaci ponad 76 tysięcy głosów. W historii III RP żaden minister rolnictwa nie otrzymał tak mocnego poparcia. Wracając do sedna sprawy, to chciałbym podkreślić, że nie była to tajna narada ani jakaś konwersacja w restauracji czy też w zaciszu partyjnych gabinetów. To nie były taśmy nagrane w restauracji u Sowy, czy też taśmy Neumanna. Było na nich słychać, że broniąc rolniczych spraw nie boję się rzucać ostrych słów krytyki pod adresem tych urzędników, którzy nie wywiązują się ze swoich elementarnych obowiązków. A przed krytyką nie uchroniły ich nawet partyjne barwy PiS-u. Kiedy w sierpniu spotykałem się z dyrektorami oddziałów ARiMR, na rozpatrzenie czekało niemal 20 tys. wniosków na modernizację gospodarstw, które leżały nawet od dwóch lat. Na koniec listopada było ich około 400. Zostały te najtrudniejsze, budowlane, czyli można te kolejki rozładować. Moim zdaniem, problemem jest to, że w ARiMR jest wielu ludzi zatrudnionych z klucza partyjnego. Spośród 11 tys. pracowników większość odziedziczyliśmy po poprzedniej ekipie. Ludzi, którzy przyszli z PiS-u nie ma zbyt wielu. Jednak podkreślam, że nikt nie ma zapewnionego parasola ochronnego. Jeśli jesteś z PiS, to musisz bardziej się starać, być bardziej pracowity. Chciałbym, aby w Agencji nie było żadnych politycznych podziałów, aby wszyscy zrozumieli, że są na służbie polskich rolników. Nie będę robić tam żadnego polowania na czarownice. Ale jeśli ktoś będzie prowadzić tzw. strajk włoski, czyli będzie się, przepraszam za wyrażenie, opieprzał, to nie ma znaczenia, czy jest rekomendowany przez dawną władzę, czy obecną.

Pracownicy agencji, KOWR-u, KRUS- u i innych podległych ministerstwu instytucji wiedzą, że nie ma pobłażania, że trzeba uczciwie pracować. A owe instytucje mają być przyjazne dla rolników.

● Jak wygląda wykorzystanie funduszy europejskich przez polskie rolnictwo?

– Jeszcze w sierpniu obawiałem się, że nie będzie dobrze, ale dziś już wiem, że nie ma zagrożenia. Kontraktacja idzie dobrze, choć z niespodziankami. Negatywnie zaskoczyło nas zainteresowanie dotacjami na nawodnienia. Rolnicy narzekali na suszę, a zbyt wielu chętnych nie było. Przed nami kolejny nabór na nawadnianie, w którym można skorzystać ze zmiany Prawa wodnego. Chodzi o to, że nie trzeba mieć pozwolenia wodnoprawnego na budowę niewielkich zbiorników o powierzchni do 10 arów i do 3 metrów głębokości. Szukamy też po świecie nowych rozwiązań nawodnieniowych, żeby nie trwonić cennej wody. Nasi eksperci pojechali na specjalistyczne targi do Izraela, który jest pod względem racjonalnego wykorzystania wody w ścisłej światowej czołówce. Chcemy zwiększyć dochody rolników. Uruchomimy dalsze nabory na dotacje dla rolniczego handlu detalicznego, umożliwimy też prowadzenie małych ubojni w gospodarstwach – oczywiście pod nadzorem weterynarii. Chciałbym, aby wszystkie wnioski w ARiMR były składane w formie elektronicznej. Obecnie bowiem, jeśli uruchamiany jest jakiś nabór, to część zainteresowanych, żeby trafić na początek listy, składa wnioski zawierające tylko imię, nazwisko i adres, a reszta jest później w nieskończoność uzupełniana. Natomiast wniosek elektroniczny trzeba będzie wypełnić w całości i to będzie premia dla tych dokładnych a nie podejrzanie szybkich.

● Na kolejny nabór czeka branża maszynowa, która znajduje się w coraz gorszej kondycji.

– Zaplanowaliśmy kolejny nabór na modernizację gospodarstw. Chcemy też wprowadzić zasadę, że nabory będą ciągłe aż do wyczerpania pieniędzy. Wówczas nie będzie presji czasu, że trzeba wypełnić wniosek jak najszybciej.

Tzw. taśmy Ardanowskiego nie zaszkodziły Prawu i Sprawiedliwości ani mojej osobie. Więcej – nawet przyczyniły się do dobrego wyborczego wyniku PiS-u na wsi. Czego wyrazem był mój wynik wyborczy w postaci ponad 76 tysięcy głosów. W historii III RP żaden minister rolnictwa nie otrzymał tak mocnego poparcia

● Ogromnym zagrożeniem dla rolnictwa pozostaje afrykański pomór świń.

– Działania osłonowe, także te prowadzone przez leśników, przy bierności Polskiego Związku Łowieckiego, przyniosły określony skutek, choć nie taki, jakiego byśmy potrzebowali. Choroba w przyrodzie jest i prędzej czy później dotrze do gospodarstw. Niemcy wybili 836 tys. dzików. U nas jest opór, także organizacji ekologicznych, przeciw takim działaniom. Mimo tego liczba ognisk ASF spadła ze 110 o tej porze w roku ubiegłym do 48 w tym roku. Działania służb weterynaryjnych przynoszą więc efekty. Od prawie dwóch miesięcy nie było nowego ogniska w gospodarstwach. Szokiem są ostatnie przypadki ASF wśród dzików. Przyjęliśmy metodę grodzenia płotami, których powstało już ok. 200 kilometrów. Wojsko i leśnicy przeczesali tam już 1502 kilometry kwadratowe lasu w poszukiwaniu padłych dzików. Choć Bruksela wysoko ocenia nasze osiągnięcia w walce z ASF, to wystąpiłem do premiera o wprowadzenie dodatkowych ułatwień i uprawnień, które doprowadzą do poprawy sytuacji. Mam na myśli m.in. ochronę polowań przed ekologami przez policję.

● Przed nami zrównanie dopłat unijnych. W niektórych krajach zachodnich tylko dopłaty bezpośrednie zapewniają zysk, np. w gospodarstwach zajmujących się produkcją mleka.

– Dopłaty wynikają ze struktury produkcji rolnej. W krajach południowych są dopłaty do oliwek, winogron, cytrusów. W niektórych krajach zdecydowano się na system, dający premie dla niektórych zwierząt, np. cieląt. Żeby móc porównać wysokość dopłat trzeba wszystkie pieniądze trafiające do gospodarstwa podzielić przez liczbę hektarów. W takim porównaniu my otrzymujemy mniej niż wynosi średnia unijna. Musimy więc otrzymać co najmniej średnią unijną, bo dziś nie ma żadnego powodu, abyśmy mieli mniej. Kiedyś tłumaczono, że mamy mniejsze koszty środków produkcji. Dziś to już jest nieaktualne. Odstajemy tylko pod względem kosztów pracy. Ale w zdecydowanej większości gospodarstw rolnik i jego rodzina są samozatrudnieni w gospodarstwie, a w tej sytuacji zarabiają mniej niż pracownicy gospodarstw na Zachodzie. Więc tym bardziej powinniśmy mieć wyższe dopłaty.

● Nie powinniśmy oczekiwać, że Janusz Wojciechowski, unijny komisarz ds. rolnictwa, nam w tym pomoże.

– Bardzo cenię nowego komisarza rolnego i cieszę się, że objął tę funkcję. Jednak czasami zapominamy, że komisarz nie reprezentuje rolników z kraju swojego pochodzenia. Jest bowiem mediatorem między 28 krajami, które mają różne interesy. Ale Janusz Wojciechowski zna uwarunkowania Europy Środkowo- -Wschodniej, zna gospodarstwa rodzinne, które przez całe lata nie były dofinansowane. Popiera też produkcję żywności wysokiej jakości. Jednak to kraje członkowskie muszą walczyć o wyrównanie dopłat. A Polska chce być liderem tych zmian. Bowiem rząd premiera Mateusza Morawieckiego jest najbardziej prorolniczym rządem od 1989 roku.

● Do naszej redakcji dociera ostatnio bardzo dużo sygnałów od producentów żywca wołowego, którzy nie otrzymali zapłaty za dostarczone zwierzęta. Rolnicy są wobec nieuczciwych odbiorców bezradni.

– Niestety, część przedsiębiorców funkcjonuje tak, jakby nie miała zamiaru chłopom płacić, a oszustwo wpisane jest w ich biznes. Tacy biznesmeni powinni być eliminowani z rynku. Mogą to uczynić sami rolnicy. Wszak gdy są oni zorganizowani w grupy producenckie, to jest im łatwiej. Chcę wzmocnić pozycję rolników w łańcuchu od pola do konsumenta. Na rynku pośrednicy nie są potrzebni. Ale jeśli dostawcy są rozproszeni, to mają oni sporo do powiedzenia. Właśnie z tego powodu rolnicy powinni się zrzeszać. Moim zdaniem, najlepszą dla rolnictwa formą zrzeszania są spółdzielnie.

● Jeśli jesteśmy przy spółdzielczości. Często krytykuje pan spółdzielczość mleczarską za mały wpływ organów nadzorczych na zarządzanie spółdzielniami. Naszym zdaniem, nie jest aż tak źle jak pan mówi.

– Tam, gdzie spółdzielnia nie ma wewnętrznej kontroli ze strony właścicieli, czyli rolników–udziałowców, tam bardzo często prowadzi to do upadku spółdzielni. Mam na myśli bardzo konkretne przykłady.

Sprawa Federacji wymaga wyjaśnienia. Jeżeli ta instytucja nie oczyści się sama, nie wytłumaczy się z ogromnych wynagrodzeń, jakie tam były i pomieszania działalności społecznej z „dojeniem kasy” przez konkretne osoby, to ministerstwo rolnictwa w żaden sposób nie będzie jej wspierało

● Mówi pan o ROTR Rypin?

– Między innymi. Tam prezes doprowadził spółdzielnię do upadku i rolnicy już żadnych pieniędzy nie odzyskają. Uważam, że od pilnowania i nadzoru jest rada nadzorcza. Jej członkowie biorą na siebie ciężką odpowiedzialność przed rolnikami. Członkowie rad muszą mieć pojęcie jak czytać bilans, jak interpretować dane finansowe, a nie tylko skupiać się na dietach za posiedzenia.

Moja krytyka to głos ostrzegawczy, żeby nie doszło do sytuacji, że spółdzielnie będą po kolei upadały, a rolnicy będą przychodzili do ministra i mówili: zrób coś! Wielu prezesów wydźwignęło wraz z rolnikami swoje spółdzielnie z dużych kłopotów. Wiem o tym doskonale. Wiem też, że mają dużą wiedzę o rynku mleka i o technologii jego przerobu. Ale cały czas będę przypominał prezesom, że są tylko pracownikami zatrudnionymi przez członków spółdzielni, czyli przez rolników.

● Jeśli chodzi o wynagrodzenia dla rad nadzorczych, to pod tym względem w rolnictwie „Mistrzem Polski” była rada nadzorcza spółki należącej do Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka.

– Sprawa Federacji wymaga wyjaśnienia. Jeżeli ta instytucja nie oczyści się sama, nie wytłumaczy się z ogromnych wynagrodzeń, jakie tam były i pomieszania działalności społecznej z „dojeniem kasy” przez konkretne osoby, to ministerstwo rolnictwa w żaden sposób nie będzie jej wspierało. Ale ja nie mam formalnych uprawnień wobec Federacji, nie jestem w stanie jej zlikwidować.

● Czy oferta okrągłego stołu nadal jest aktualna?

– Sam zaproponowałem takie rozwiązanie, które zostało wstępnie przez prezydenta Leszka Hądzlika zaakceptowane. Jednak władze Federacji wycofały się z tego, bo stwierdziły, że nie będą się przed nikim tłumaczyć. Nie! Jeśli ktoś rocznie otrzymuje kilkadziesiąt milionów złotych od państwa, to musi się wytłumaczyć.

● Naszym zdaniem, nie można dopuścić do upadku Federacji, ta instytucja potrzebuje oczyszczenia.

– Tylko, że ci działacze, którzy trzymają w szachu pozostałych nie zamierzają niczego zmieniać.

● Na Podlasiu na zebrania kół hodowców bydła przyjeżdżało niewielu rolników. Było tak, że na 150 uprawnionych hodowców zjawił się tylko jeden. To świadczy o słabnącej pozycji prezydenta Krzysztofa Banacha.

– Ustawa o organizacjach rolniczych jest jednoznaczna – to ludzie decydują. Jeśli dają się wodzić za nos i ogłupiać, to niestety, nie ma żadnej siły, która mogłaby temu przeciwdziałać. Ja jednak jestem za tym, aby hodowcy masowo, ale i świadomie brali udział w zebraniach i w sposób demokratyczny rozstrzygali o swojej przyszłości.

Od marca przyszłego roku wprowadzamy dopłaty do bydła i trzody, czyli słynne Krowa+ i Świnia+, które były tak nierozumnie obśmiane

● Jakie są plany ministra na zbliżający się 2020 rok i cztery lata rządzenia?

– Dla mnie rolnictwo powinno być dochodowym działem gospodarki i dawać źródło utrzymania, nie tylko z dopłat. Dochody przede wszystkim powinny pochodzić z produkcji i lokowania żywności na rynku. Produktywność gospodarstw powinna być warunkiem zarabiania przez rolników pieniędzy. Na rynku potworzyły się monopole i różne układy, które pozwalają trzymać chłopów za gardło. Przeciwwagą dla tych układów jest organizowanie się rolników. Dla mnie bardzo ważne jest zaprojektowanie przyszłej Wspólnej Polityki Rolnej. Oczekuję od organizacji rolniczych, że zaprezentują opinie, jak ich zdaniem finansować rolnictwo. W tej chwili jest na to dobry czas. Od marca przyszłego roku wprowadzamy dopłaty do bydła i trzody, czyli słynne Krowa+ i Świnia+, które były tak nierozumnie obśmiane. To będą dopłaty do zwierząt utrzymywanych w warunkach poprawionego dobrostanu. Bardzo mi zależy, aby rozwijał się rolniczy handel detaliczny i rolnictwo ekologiczne. Wybór polskiej żywności jest dobrym wyborem, bo jest tania, bezpieczna i nasza! Kupując ją, dajemy zarobić naszym krewnym prowadzącym gospodarstwo na wsi, zasilamy budżet państwa, dajemy miejsca pracy, zasilamy wielkie programy społeczne takie jak 500+. Podejmuję także wyzwanie zreformowania ministerstwa rolnictwa i instytucji mu podległych. W tej chwili nie ma w resorcie żadnej komórki odpowiedzialnej np. za klimat, energię odnawialną, innowacyjność. Jest problem doradztwa rolniczego i instytutów naukowo-badawczych, w które przez lata pompowano ogromne środki, a efekty są raczej mierne.

● Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów poczyna sobie ostatnio wobec sieci handlowych rzeczowo i odważnie.

– Przez długie lata UOKiK jakby spał. Daje się także zauważyć pewną zmianę podejścia samych sieci handlowych, które nie traktują rolnictwa tak bezczelnie i arogancko jak kiedyś. Musimy jednak wyeliminować fałszowanie oznakowania produktów w sieciach handlowych. Dalsze działania w tej sprawie zapowiada Agro Unia. Wszak minister nie może w każdym markecie postawić policjanta.

● Czego minister życzy rolnikom na Święta Bożego Narodzenia?

– Chcę życzyć kolegom rolnikom, żeby Polskę omijały wszystkie nieszczęścia związane z klimatem. Żebyśmy mieli przyzwoite ceny zbytu produktów rolnych. Chcę zapewnić, że praca rolnika ma ogromny sens. Nie jest to tylko proste zarabianie pieniędzy, a społeczeństwo wspierając rolnictwo nie robi nikomu łaski. Rolnictwo to wielka szansa dla gospodarki i obszarów wiejskich, utrzymanie ich społecznej i ekonomicznej żywotności. Należy być dumnym z pracy rolnika.

Każdemu indywidualnie życzę, żeby w rodzinach wszystko dobrze się układało, żeby Was omijały nieszczęścia i wypadki, żeby zdrowie służyło.
Szczęść Boże!

● Dziękujemy za rozmowę.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a