Takie właśnie doświadczenia ma Stanisław Jasyk, rolnik z Wojciechowa (gmina Wilków, powiat namysłowski) gospodarujący z rodziną na niemal 100 ha, na których uprawia pszenicę, rzepak i buraki.
– Nieprawidłowe wykonanie prac geodezyjnych związanych z określeniem przebiegu granic nieruchomości powoduje błędy dotyczące obliczenia wielkości pola powierzchni działki. To może z kolei prowadzić do powstania wadliwych wpisów w ewidencji gruntów i budynków – informuje Jolanta Plieth-Cholewińska z Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii.
– Myślę, że geodeci popełniają błędy świadomie albo z braku wiedzy i umiejętności. Nie wiem, co gorsze – mówi Stanisław Jasyk.
Przyznaje, że był w szoku, kiedy okazało się, że po jednym z wytyczeń z jego działki rolnej w Idzikowicach ubyło 10 arów ziemi.
Ta historia zaczęła się w 1976 r. Według dokumentu, który otrzymał rolnik, choć potwierdza go tylko gmina, posiada tam 1,1 ha w dwóch częściach – 0,5 ha i 0,6 ha. Zaś na tej samej karcie dokumentu w rubryce obliczenia projektowe jest tylko 1 ha ziemi.
Gruntu ubywa także później, gdy jedna z działek (0,5 ha) została podzielona w 1997 r. na dwie mniejsze – 0,15 ha i 0,35 ha. Ale już z kolejnego dokumentu z 2003 roku wynika, że część 0,35 ha urosła, bo powstały z niej dwie kolejne – 0,23 ha i 0,2120 ha – co daje jeszcze więcej gruntu.
Taką powierzchnię zaakceptowała gmina. W 2007 r. samorząd znowu zaczął wytyczać działki właśnie w Idzikowicach. Z kolejnych dokumentów wynika, że w 2011 r. rolnik miał już nie 1,1 ha, a 1 ha.
– Błędy związane z określeniem powierzchni działki mogą być również spowodowane pomyłkami organów administracji publicznej lub wadliwą interpretacją przepisów, ale także zaniedbaniami ze strony właścicieli nieruchomości – wyjaśnia Jolanta Plieth-Cholewińska.
– Rozmawiałem z tym panem, ale z tego, co mówi, można wnioskować, że kupił kota w worku. Należało zatrudnić geodetę i dokładnie wymierzyć powierzchnię pola i jego granice. Dziś nie byłoby kłopotu – mówi Bogdan Zdyb, wójt gminy Wilków.
Jego zdaniem tego rodzaju problemy to zaszłości z czasów PRL i reformy rolnej, bo wtedy mało kto przejmował się pomiarami i ich dokładnością. I dodaje, że gminy w całej Polsce mają podobne problemy.
Potwierdza to także Jolanta Plieth-Cholewińska: „Biorąc pod uwagę zmiany historyczne na terenie Polski w ciągu ostatnich 100 lat, dokumenty świadczące o przebiegu granic nieruchomości i rejestry je ewidencjonujące mają bardzo różne pochodzenie i problemy związane z ustalaniem przebiegu granic mogą mieć »lokalną specyfikę«, wywodzącą się m.in. z zaszłości z okresu zaborów”.
Na tym jednak nie koniec geodezyjnych przygód rolnika, gdyż w 2012 r. próbowano nakłonić go, aby własnym podpisem zaakceptował mniejszą powierzchnię. Odmówił i odtąd sprawa toczy się w sądzie, bo pozwała go gmina o ustalenie granic. A rolnik nie chce się pozbyć swoich 10 arów.
– Ktoś może powiedzieć, że to niewiele, ale chodzi o zasady, bo w księgach wieczystych jest zapisane, że ten obszar ma 1,1 ha, a nie 1 ha, jak chce mi się to wmówić – protestuje Stanisław Jasyk.
– Gmina w tym przypadku nie jest stroną sporu. Choć rzeczywiście toczy procesy z tym panem, ale ja zdaję się na decyzję sądu – mówi wójt.
Jak pokazał sądowy proces, sprawa jest nie do rozstrzygnięcia. Biegła, która w sądzie zajmowała się tym przypadkiem, przyznała w swojej opinii w czasie rozprawy, że nie ma możliwości ustalenia granic działki i spornego gruntu.
W jej opinii można przeczytać: „…brak możliwości określenia granicy położenia działki”.
– Może zaistnieć sytuacja, w której brak jest dokumentów lub istniejące dokumenty nie są wiarygodne i na ich podstawie nie można ustalić przebiegu granic nieruchomości. Wtedy, zgodnie z przepisami, pod uwagę bierze się m.in. istniejące ślady i znaki graniczne, oświadczenia stron co do przebiegu tych granic czy ostatni spokojny stan posiadania. W związku z tym sytuacja, w której nie jest możliwe ustalenie granic działki, jest de facto nierealna – wyjaśnia Jolanta Plieth-Cholewińska.
Na tym jednak nie koniec geodezyjnego bałaganu. Rolnik stracił też ziemię obok posesji, na której ma dom. W wyniku nowego wytyczenia to kilkadziesiąt metrów kwadratowych.
Potem znowu zaczęło się wertowanie dokumentów.
– Okazało się, że podobnie jest z działkami córek, które także różnią się wielkością, bo zmieniła się ich szerokość, co już znacząco zmieniło ich powierzchnię, tym razem w miejscowości Pągów – opowiada Stanisław Jasyk i dodaje: – To co ja właściwie kupuję, na czym gospodaruję, za co płacę podatek?
Jego zdaniem taka sytuacja może wynikać z praktyki geodetów, którzy często ustalają wielkości działek, stosując praktykę tzw. oświadczenia stron – rolników.
– Nie chcę i nie mogę sankcjonować błędów geodetów, dlatego sprawę musi rozstrzygnąć sąd – podkreśla rolnik.
– W niektórych sytuacjach wystarczający może być wniosek właściciela nieruchomości, w innych niezbędne będzie zlecenie wykonania prac geodezyjnych mających na celu ustalenie przebiegu granic nieruchomości, a w konsekwencji ponowne określenie wielkości pola powierzchni działki ewidencyjnej. W innych przypadkach konieczne będzie złożenie przez zainteresowanego właściciela działki wniosku o rozgraniczenie nieruchomości w trybie administracyjnym lub sądowym – informuje Jolanta Plieth- -Cholewińska.
Artur Kowalczyk