– Nie mam nic do kawy. Cały dzień byłem na zakupach, bo w sobotę organizujemy bal przebierańców. I nie pomyślałem – usprawiedliwia się Adrian Suchomski.
Trochę się dziwię, że facet słusznego wyglądu, z nadgarstkami w bransoletach z łańcucha motocyklowego ma wyrzuty sumienia z powodu braku ciastka do kawy. Ale okazuje się, że sołtys nie o takie rzeczy zabiega.
Między zbrodnią a garami
– Rok temu strajkowali
nauczyciele. Miałem akurat
urlop. Ja też jestem rodzicem,
mam córkę w szkole.
Patrzyłem na innych
rodziców – też mieli problem.
Musieli brać zwolnienia
lekarskie, opiekę
na dzieci. Pomyśleliśmy
z żoną, że skoro jestem na
miejscu i uwielbiam pracę
z dzieciakami, to otwieramy
świetlicę. Od 8.00 do
14.00, dla dzieci z Uzarzewa
i okolicznych wsi. Z gminy
dostałem pieniądze na
obiady. Nie, nie na catering,
sam gotowałem. Mieliśmy
codziennie trzydzieścioro
dzieci – opowiada.
Do pasji doprowadza go, kiedy zwyczajną dobroć uważa się za coś szczególnego, że to budzi zachwyt.
– Od zawsze byłem społecznikiem. Od zawsze sprawiało mi satysfakcję, radość, że mogę komuś pomóc. Wiem, że jak ktoś patrzy z boku, to myśli: „wielki, łysy facet z brodą, z kastetami i pierścionkami w czaszki”. A tak naprawdę to raczej człowiek do rany przyłóż. Kocham dzieciaki, a ta świetlica to pępek Uzarzewa i moje oczko w głowie – mówi Adrian.
Pochodzi z Grudziądza. Do Poznania przyjechał studiować politologię. Po studiach postanowił zostać. Z żoną szukali mieszkania, ale poza miastem, bo taniej. I padło na Uzarzewo, gdzie znaleźli dobrą ofertę. Zaczął studia doktoranckie, przez chwilę był przedstawicielem handlowym, imał się różnych prac. Któregoś lata pojechał do rodziców i siedząc na działce, przeglądał ogólnopolską gazetę.
– Patrzę, duże ogłoszenie: „Zapraszamy kandydatów do policji”. Pomyślałem „Kurczę, a może bym poszedł?” – wspomina.
Trafił do pionu kryminalnego. Przez ostatnie piętnaście lat jeździł na miejsca zbrodni i zabezpieczał ślady.
– Włosy, linie papilarne, niezbyt miła praca. Ale potrafiłem oddzielić ją od życia prywatnego – mówi.
Ociepliłeś, bądź sołtysem
Sołtysem jest od sześciu
lat. Ale w jakimś sensie –
od pierwszych dni w Uzarzewie.
– Zamieszkaliśmy w bloku popegeerowskim. Zaczęły się remonty. W wielkiej płycie jest zimno, więc namówiłem przewodniczącego wspólnoty mieszkaniowej na ocieplenie bloków. Wzięliśmy wielki kredyt, sprawdziłem ileś firm i udało się. Kiedyś kolega mówi do mnie: „Słuchaj, te bloki zrobiłeś. A na sołtysa byś nie chciał?”. We wrześniu stanąłem w szranki z sołtyską o 16-letnim stażu – wspomina.
Wygrał czterema głosami. Przejął już uchwalony budżet, więc nie było pieniędzy na nowe pomysły. Z nową radą sołecką korzystali z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. W programie mieli już „Zakończenie lata”, Dnie Dziecka czy Kobiet, Dzień Faceta, ferie, półkolonie, Akcję Lato, Akcję Zima, letnie potańcówki.
– Niedawno skończyły się ferie. Dzieciaki były tu codziennie. Mamy na stałe zatrudnioną przez MOPS animatorkę. W pierwszym tygodniu robiliśmy gry i zabawy. Był turniej FIFA, gry planszowe, mieliśmy człowieka prowadzącego koło modelarskie. A ja na tyłach siedziałem w kuchni i przygotowywałem posiłki. Na śniadanie drożdżówka, a potem regularny obiad. Pierwszego dnia był schabowy z frytkami. Drugiego – gulasz z pyzami – mówi sołtys.
Na kręgle, pływalnię, łyżwy dojeżdżali komunikacją miejską do Swarzędza. Uczą się na błędach, w przyszłym roku chcą usprawnić dojazd, więc Adrian Suchomski chce zorganizować pieniądze na busa.
Ktoś mu podpowiedział akcję „Kibicuj z klasą” organizowaną przez Lecha Poznań. Dziecięce grupy zorganizowane mają bezpłatny wstęp na mecz. Zadzwonił do gminy, załatwił autobus i z trybun kibicowali „Kolejorzowi”.
Sołtys faraonem
Na Dzień Dziecka zapraszali
zwykle animatorów.
– Po dwóch, trzech latach stwierdziliśmy, że za dużo pieniędzy na to ucieka. Taki animator za trzy godziny bierze dwa, dwa i pół tysiąca złotych. Rzuciłem radzie sołeckiej: „Odpalamy YouTube’a, odpalamy Google, mamy sprzęt nagłaśniający, wyciągamy mikrofony i robimy!”. A że mam też naturę konferansjera, to właściwie wszystko mamy prawie darmo – zdradza pomysł na animację Adrian.
Pieniądze przeznaczają na liczne nagrody. Kupili też dwa grille przemysłowe, jest kiełbasa i grochówka. Wszystko z funduszu sołeckiego.
– Żeby znaleźć kogoś z grochówką, mam swój patent. Jako motocyklista jeżdżę po zlotach i próbuję wszystkich grochówek. Z córką wybieramy najlepszą. A potem zapraszamy autora na kolejny rok do nas. Mamy już któryś rok specjalistę, pana Adasia – opowiada Adrian.
Ma obsesję, żeby wszystko na takim festynie było za darmo. Wie, że ma we wsi i okolicy rodziny, których nie byłoby stać na wszystkie przysmaki. Kiedy przyjeżdża pan od waty cukrowej, Adrian płaci mu więcej, żeby nikt z uczestników nie musiał sięgać do portfela. Od dwóch lat organizują bal przebierańców. Sołtys też się przebiera. Ale nie za policjanta.
– Faraon, prawdziwy. Strój z wypożyczalni, a malowała mnie koleżanka – opowiada sołtys, pokazując w telefonie swoje zdjęcie w pełnym egipskim makijażu oka.
Nie mogę wszystkiego
Na balu czy potańcówkach
bawią się do czwartej
rano. Sołtys mówi, że
kiedy nad ranem zwalniają
didżeja, wyciągają sprzęt
nagłaśniający, uruchamiają
zasoby Internetu i bawią
się nawet do siódmej.
Ale najbardziej dumny jest
z tego, że dzieci ze wsi mają
gdzie spędzać popołudnia.
– Animatorka jest u nas trzy razy w tygodniu. Średnio przez pierwsze dwie godziny odrabiamy z dzieciakami lekcje. Potem jest ni to podwieczorek, ni to kolacja – płatki, kanapki, tosty. Czasem ja je przygotowuję. Ale najbardziej wzruszające jest, że kiedy o 16.00 otwieramy świetlicę, tam już pod drzwiami czeka grupka. Ujmuje mnie, że kiedy przeglądam papiery, przychodzą do mnie z laurką. I już nie mówią do mnie „sołtys”, tylko „wuja sołtys” – chwali się Adrian.
W czwartki świetlica jest dla kobiet. Są robótki ręczne, aerobik. A raz na jakiś czas panie mają wieczór filmowy. Mieszkańcy Uzarzewa dwa razy do roku sprzątają świat. A potem „wuja sołtys” robi poczęstunek. Dziwi go tylko trochę, kiedy zarzuca mu się, że za dużo robi dla dzieci. Martwi go, kiedy mieszkańcy nie rozumieją, że wiele przedsięwzięć to tygodnie, miesiące, a czasem lata spędzone na negocjacjach i zmaganiach z urzędami. Tak, jak choćby z boiskiem, które planują. Od pięciu lat trwają negocjacje dotyczące ziemi. A oni już od dawna mają projekt i są gotowi do budowy.
Policjant na motorze
Łatwiej zrozumieć laurki
dla sołtysa, kiedy Adrian
opowiada o swojej pracy.
Wciąż pracuje w policji,
ale od września ubiegłego
roku jest w drogówce.
Mówi, że to coś zupełnie
innego niż sprawy kryminalne,
ale dobrze czuje się
w tej nowej funkcji.
– Jest kolizja, ale ja podchodzę do człowieka z uśmiechem na twarzy. Przecież przeżył przed chwilą traumę, zżerają go nerwy. I jeszcze ja miałbym dokładać do tego zdenerwowania? Przed laty pracowałem w prewencji. Zdarzało się, że do osiłka mówiłem, żeby się uspokoił albo wykonał jakieś polecenie. Na jego agresywne pytanie: „Bo co?!” zawsze odpowiadałem: „Bo ja cię o to proszę”. Najpierw konsternacja. A potem osiłek miękł – opowiada.
Sołtys czasem musi odpocząć. Adrian też to robi i to w dość oryginalny sposób. Jest harleyowcem. Jeździ na tzw. chopperze.
– Czekam na wiosnę. Moja żona nie planuje ze mną weekendu, jak jest ciepło, bo wie, że i tak wyjadę. Czasami budzę się o szóstej rano i mówię: „Pojechałbym na ryby do Łeby”. Siadam i jadę. Albo do mamy do Grudziądza – na kawkę i z powrotem – opowiada sołtys-policjant.
Kiedy jedzie, nie reaguje jak funkcjonariusz. Czasem tylko na światłach patrzy w oczy kierowcy obok. Przebiega mu przez głowę myśl o tym, co z niego za kierowca. Ale zaraz znika, a on jedzie dalej.
Czy sołtys Uzarzewa ma wady? Ma raczej słabości.
– Nie będziemy chudzi, kiedy budzimy się o drugiej w nocy i stwierdzamy, że mamy ochotę na kilo boczku z pierogami. Ale nie mam żadnych kompleksów. Uwielbiam chodzić na plażę. No jest brzuch. No i co z tego? – mówi zadziornie i przypomina sobie, że jeśli czegoś nie znosi, to tylko zupy owocowej.
Karolina Kasperek