– W ciągnikach dużej mocy króluje u nas John Deere, w kombajnach Claas – mówi na wstępie Tadeusz Żabski, z-ca prezesa odpowiedzialny za mechanizację w Agrofirmie Witkowo. – I to nie zmienia się od lat, choć muszę dodać, że sprzęt, który kupiliśmy przed laty jest bardziej wytrzymały i niezawodny niż ten obecnie wprowadzany na rynek. I nie dotyczy to wyłącznie ciągników, ale też i innych maszyn.
Agrofirmie podlega sześć zakładów rolnych położonych w Witkowie, Przewłokach, Reńsku, Stargardzie, Bralęcinie i Rzeplinie. Każdy zakład ma swój sprzęt rolniczy i w teorii każdy byłby w stanie sam obsłużyć podlegające mu pola. Ale kierownictwo Agrofirmy przyjęło inną zasadę. Działa „uderzeniowo” grupując maszyny i tworząc tzw. brygady robocze.
– Nie możemy sobie pozwolić na to, aby każdy z zakładów był prowadzony osobno, bo korzystamy z maszyn o bardzo dużej wartości i nie stać nas na to, aby w sezonie taki sprzęt miał przestoje. Wyobraźmy sobie taką sytuację – mówi Tadeusz Żabski – że na części pól pada deszcz, a na innych jest sucho. To jest jak najbardziej możliwe, bo odległość między skrajnie położonymi polami wynosi u nas aż 70 kilometrów. I gdyby każdy zakład działał na własny rachunek, część maszyn musiałaby czekać na poprawę pogody. A grupując sprzęt możemy skierować go tam, gdzie akurat panują dobre warunki. Dlatego u nas ciągniki i maszyny kręcą wysokie przebiegi po 1500 motogodzin, a czasami i więcej. Posiadamy na przykład trzy ciągniki Case IH Magnum z 1995 roku, które notabene były pierwszymi zachodnimi traktorami, które kupiliśmy i które przepracowały u nas po 35 000 motogodzin. Mamy wielki szacunek do tych maszyn z racji ich niezawodności i wytrzymałości. Mimo lat i wysokiego przebiegu, dalej są w ciągłej eksploatacji. Inny przykład to zakupione w 2000 roku ciągniki John Deere serii 8000. To jest naprawdę mocny i twardy sprzęt, idealnie nadający się do wykonywania ciężkich prac. Nie psuje się, bo nie jest jeszcze nasączony pełną elektroniką. Każdy z tych traktorów ma już po 26 000 motogodzin i dalej nam służy.
Dlaczego – dopytujemy szefa mechanizacji – w 2000 roku postawiono na John Deere’y, a nie zakupiono kolejnych traktorów Case IH Magnum, skoro te ciągniki się sprawdziły?
– takie środki w ostatnich 20 latach Agrofirma Witkowo zainwestowała w rozwój. Z tego ponad 104 mln przeznaczono na zakup sprzętu rolniczego
– Ta firma w swoim dobrobycie sprzedaży chyba zapomniała wtedy o tych, którzy je używają. Bo w roku 2000, kiedy poszukiwaliśmy kolejnych ciągników do wzmocnienia naszego parku maszynowego, Magnumy nie były dostępne i siłą rzeczy musieliśmy postawić na traktory innej marki – odpowiada Tadeusz Żabski.
Żniwa na 13 kombajnów
Agrofirma Witkowo ma na stanie
130 ciągników i 360 maszyn rolniczych.
Choć te liczby robią wrażenie,
to obecna ilość stanowi tylko
część tego co było na stanie na
przykład w latach 90. Wtedy park
maszynowy liczył 260 traktorów
i 870 maszyn. Wtedy obrabiano
7500 hektarów. Dzisiaj jest ponad
12 600 ha.
Spółdzielcza Agrofirma Witkowo powstała w 1950 roku. Na początku zrzeszała 19 członków i uprawiała 600 ha. W 1976 r. doszło do fuzji trzech Rolniczych Spółdzielni Produkcyjnych: w Witkowie, Przewłokach i Reńsku. W jej efekcie powstał Rolniczy Kombinat Spółdzielczy Witkowo, gospodarujący na areale 5000 ha i skupiający 518 członków. Na prezesa nowo powstałego Kombinatu wybrany został Marian Ilnicki, który rozpoczynał pracę w Witkowie w 1956 roku i pełni funkcję prezesa do dnia dzisiejszego. To on sprawił, że Agrofirma Witkowo, która ma 1200 członków, tak dzisiaj wygląda. Jak mówi, zawsze kierował się zasadą „od pola do stołu”, dlatego plony z pól i łąk przeznaczane były na produkcję pasz dla zwierząt z własnej hodowli, z nich zaś wytwarzane były we własnej przetwórni produkty, które własnym transportem dostarczane są do rozbudowanej sieci własnych sklepów mięsnych i hurtowni.
Agrofirma gospodaruje na powierzchni 12,6 tys. ha z czego około 85 proc. stanowią grunty własne. Na 5000 ha zasiewane są zboża (pszenica, pszenżyto, żyto, jęczmień, owies). Ok. 2000 ha jest pod rzepakiem ozimym, 1300 ha pod kukurydzą. Buraki cukrowe zajmują 650 ha. Ponad 3000 ha to łąki i pastwiska. Agrofirma prowadzi największą w Polsce hodowlę bydła mięsnego przy stadzie liczącym ok. 5600 sztuk w 6 rasach mięsnych. Stado bydła mlecznego liczy 1100 sztuk. Do doju trafia 500 sztuk, od których rocznie pozyskiwanych jest 4,7 mln litrów mleka, które odbiera Strzelecka Spółdzielnia Producentów Mleka w Strzelcach Krajeńskich.
Pasza dla krów jest przygotowywana w 7 dwuślimakowych – pionowych paszowozach – pięciu marki Sano, dwóch Trioliet. W Agrofirmie odchowywanych jest rocznie 4,5 mln brojlerów, a produkcja jaj konsumpcyjnych osiąga poziom 45 mln szt. Na fermach utrzymywanych jest też ok. 2200 macior. Odchowywanych jest 52 tys. tuczników. Dział uboju i rozbioru ubija od 150 do 200 tuczników dziennie, co przekłada się na produkcję wędlin na poziomie 14–19 ton. Sprzedaż produktów własnych ocenia się na około 17 tys. ton rocznie. Produkty trafiają do 70 sklepów Agrofirmy i sześciu hurtowni rozlokowanych na terenie 3 województw.
– Jak zaczynałem pracę w Agrofirmie w 1986 roku, na stanie mieliśmy 54 kombajny Bizon. Normą było to, że w sezonie – jak wspomina Tadeusz Żabski – dziesięć kombajnów stało pod warsztatem. Wtedy nawet nie było mowy o zachodnich maszynach, dlatego kupowaliśmy kolejne Bizony. Inwestowaliśmy w te największe. Dlatego, gdy tylko pojawiły się BS-y, od razu kupiliśmy pięć sztuk. W następnym roku dwa kolejne. Ale te kombajny, w których klasyczne wytrząsacze zastąpiły bębny, psuły się, gdy tylko trafiały na trudniejsze warunki zbioru. Dlatego, gdy pojawiła się taka możliwość, sprowadziliśmy z Niemiec pierwsze zachodnie maszyny. Były to trzy Deutz-Fahr’y TopLiner 4090. To było w 1997 roku. Trzy lata później kupiliśmy pierwsze kombajny Claas Lexion. I też od razu trzy. Deutz-Fahr’y przy nich wysiadały, bo były mniej wydajne, gorzej doczyszczały ziarno i ogólnie były mniej przyjazne w obsłudze. Dlatego w 2003 roku z gospodarstwa wyjechał ostatni Deutz-Fahr i od tego czasu kosimy wyłącznie Claasami. Teraz mamy trzynaście Lexionów. Dwa zostały zakupione w zeszłym roku. Czy w ogóle rozważamy zakup maszyn żniwnych od innego producenta? Nie, bo nie ma takiej potrzeby, bo oprócz często podnoszonych argumentów typu części zamienne czy serwis, dochodzi aspekt operatorów, którzy po tylu latach pracy bardzo dobrze poznali te maszyny. Nie ma więc problemu z ich naprawą lub z tym, gdy ktoś musi przesiąść się z jednej maszyny na drugą.
Bez orki tylko po rzepaku i burakach
Agrofirma Witkowo uprawia ponad
8500 ha gruntów ornych. Zasiewa
zboża, kukurydzę, rzepak
i buraki cukrowe. Tylko na niewielkiej
części areału i tylko po
rzepaku i burakach cukrowych,
stosowana jest uprawa bezorkowa.
To efekt doświadczeń z lat
2000–2003.
– W tamtych latach całkowicie odeszłyśmy od orki. Niestety, jednego roku plony zbóż spadły do 50 q/ha. Co prawda nałożyła się na to susza, ale wpływ miała też uprawa bezorkowa i związana z nią duża kompensacja chwastów – znacznie większa niż w tradycyjnej uprawie – zauważa Adam Ilnicki, z-ca prezesa odpowiedzialny w Agrofirmie Witkowo za produkcję roślinną. – Dla porównania, średnie plony zbóż w normalnym roku wynoszą u nas 80 q/ha. Rzepak sypie po 40–45 q/ha, a plon buraków cukrowych przekracza 700 q/ha. Dla nas różnica 30 kwintali robi gigantyczną różnicę, bo rocznie zbieramy ok. 50 tys. ton zbóż i rzepaku oraz 47 tys. ton buraków, a także 150 tys. ton zielonek traw i kukurydzy.
Ciągniki duże, ale nie największe
W Agrofirmie stosowane są rozwiązania
rolnictwa precyzyjnego
z automatycznym prowadzeniem
ciągników po polu. GPS sprawdza
się na przykład w okresie suszy,
kiedy wszystko jest tak zapylone,
że nic nie widać. Wtedy – jak
mówi Tadeusz Żabski – systemy
nawigacji pozwalają idealnie prowadzić
wszystkie prace uprawowe,
siewne, nawożenia i ochrony
roślin oraz dają możliwość oceny,
ile było przestojów, ile razy
ciągnik się zatrzymał, jak wygląda
zużycie paliwa itd. Tak monitorowana
jest większość ciągników
w tym traktory John Deere
8400R – każdy o mocy 400 KM.
To największe ciągniki w gospodarstwie. Zresztą traktorów John Deere serii 8000 jest w Witkowie już czternaście, a wszystkich ciągników amerykańskiego producenta – licząc modele John Deere 6000 i 7000 – trzydzieści. Jest też czternaście traktorów Claas o mocy poniżej 200 KM i trzy wspomniane już Case IH Magnum o mocy 216–230 KM. Reszta to starsze Ursusy i Zetory, które pracują głównie na rzecz produkcji zwierzęcej, na fermach oraz w polu przy przygotowaniu pasz, transporcie, zbiorze zielonek. Dlaczego – dopytujemy Tadeusza Żabskiego – tak duże gospodarstwo nie inwestuje w jeszcze większe ciągniki, które mogłyby przyspieszyć wykonywanie prac polowych?
– Docelowo na pewno taki sprzęt się u nas pojawi, zresztą dwa lata temu jeden traktor przegubowy na czterech gąsienicach testowaliśmy w gospodarstwie. Jednak pod takie ciągniki potrzebne są specjalne maszyny, które trzeba byłoby kupić. A to kolejny wydatek. Trzeba byłoby też wyselekcjonować pola, na których one by się sprawdziły. Co prawda mamy jedną działkę o powierzchni 360 hektarów i to bez słupów i drzew, ale większość naszych pól liczy po 20, 30, maksymalnie 70 hektarów – twierdzi szef mechanizacji w Agrofirmie. – Inną kwestią są duże odległości między poszczególnymi polami. W związku z tym bardzo często poruszamy się po drogach publicznych. I tutaj rodzi się pytanie: jak takie ciągniki sprawowałyby się podczas przejazdów między zakładami?
Tadeusz Żabski zwraca również uwagę na aspekt, który mocno uderzył finansowo w Agrofirmę. To mechanizm redukcji płatności dopłat bezpośrednich, wedle którego jednolita roczna płatność obszarowa dla tak dużego gospodarstwa kończy się na 150 tys. euro, czyli na ok. 700 tys. zł.
– W ramach dopłat na lata 2014–2020 w każdym kolejnym roku otrzymywaliśmy o 7 mln złotych mniej niż powinniśmy. Łącznie więc przez sześć lat programu straciliśmy 42 mln złotych. Dla nas jest to potężny hamulec rozwojowy, który utrudnia normalne funkcjonowanie. Sytuacji nie poprawia też bilans ogólny Agrofirmy Witkowo, który przez ostatnie dwa lata utrzymuje się na zero. Funkcjonujemy tylko dzięki wypracowanym zyskom i oszczędnościom z lat poprzednich. Dlatego musimy oszczędnie gospodarzyć i ostrożnie podchodzić do wszelkich inwestycji. Także tych związanych z zakupem maszyn rolniczych – podsumowuje Tadeusz Żabski.
Przemysław Staniszewski