Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Jak małe rzeczy stają się cudami

Data publikacji 11.03.2020r.

Deszczowe popołudnie we wsi w gminie Kobylnica. Może być ciekawe, inspirujące, może działać terapeutycznie. Tak można opisać to, co dzieje się w grupie nie gospodyń, a raczej przyjaciółek w Bolesławicach. Na spotkania przynoszą po prostu swoje życie. A my przez chwilę podsłuchaliśmy, jak się nim dzielą.

– Jajeczko styropianowe. Bierzemy klej. Potem sznurek. Ile kosztuje jajko? Nie wiem, to wszystko sołtysowa załatwia – mówi Karolina, wskazując na gadatliwą koleżankę, która natychmiast się usprawiedliwia.

– Pani jest z „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Znalazła nas po poście, w którym napisałam: „Czwartki seniorów. Czy macie jakieś pomysły? Czy też organizujecie zajęcia dla swoich seniorów w swoich miejscowościach?”. Bo wiecie, ja jestem amatorem, jeśli chodzi o te sprawy – zaskakuje szczerością Joanna Michalak, sołtyska Bolesławic, zwana też przez koleżanki sołtysicą.

Cukier skacze do 300
Zastaję je na przygotowaniach do wielkanocnego kiermaszu. O tym, jak zrobić piękne jajko ze sznurka według przepisu bolesławiczanek, powiemy wam w kolejnych numerach. W tym – poplotkujemy o zdrowiu i nie tylko.

– Słodzi pani? – pyta sołtyska, podając kawę.

Odpowiadam, że nie, i przytaczam właśnie opublikowane dane o spożyciu cukru przez polskie dzieci i młodzież.

– Ja już w ogóle nie słodzę. Cukrzycę mam od 6 lat. Im bardziej się staram, tym wyższy cukier! Dziś – dwie kanapki z czarnego chleba, twarożek i liść sałaty. Mierzę dwie godziny po śniadaniu, a tu 211! Kilka lat temu nagle schudłam. Zmierzyli przy okazji cukier, a tu 300. Najpierw próbowałam być na diecie, nie udało się, więc jestem na tabletkach. Ale staram się ruszać, chodzę z psem na spacery – opowiada Grażyna, była pracowniczka zakładów obuwniczych Alka w Słupsku.

Po stole krążą szpule z bawełnianym sznurkiem, kleje, papier do dekupażu i deseczki. Przyglądam się powstającym wielkanocnym ozdobom i dalej pytam o zdrowie. Kiedy były na mammografii, kiedy na USG piersi. Cieszę się, bo padają niedawne daty. Choć niektórym od kilku lat sen z powiek potrafi spędzić nadżerka. Koleżanki sugerują, żeby jako antidotum spróbować zajść w kolejną ciążę.

– Ciąża? Nie, już nie. Poza tym mój mąż właśnie przeszedł wazektomię, nie muszę się już truć hormonami – opowiada jedna z nich i przytacza niemal w formie skeczu historię krótkiego pobytu męża w klinice. Koleżanki padają ze śmiechu na opowieść o kilkunastominutowym zabiegu, który stał się niemal rycerskim dokonaniem.

A może na studia?
Ula plecie sznurkowe warkoczyki i przykleja je do jaj. Jest po liceum ekonomicznym, niedawno przeszła na emeryturę po latach pracy w bolesławickiej świetlicy.

Asia nawija sznurek na styropian i opowiada, jak to jest być na urlopie macierzyńskim przy pierwszym dziecku. Na co dzień pracuje w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Wspomina, że za niewielką pensję, czym natychmiast wznieca dyskusję o tym, czy lepiej pchać dzieci na studia, czy do szkół branżowych, które wcześniej dadzą im zawód i samodzielność.

– Teraz są zupełnie inne czasy. Kiedyś skończyłaś zawodówkę i byłaś nikim. Dostawałaś się do wielkiego zakładu i pracowałaś za tysiąc złotych. A dziś? Możesz otworzyć swój zakład. A studia? Są dla fanów, dla amatorów uczenia się – snuje refleksje Iwona, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej. A Joanna, sołtyska, dodaje, że właśnie zapłaciła 300 zł za podręcznik dla córki, która uczy się w technikum weterynaryjnym.

Ela, idziemy nad morze!
Pytam, czy się boją koronawirusa. Karolina, nauczycielka, mówi że była pod koniec zeszłego roku w Tajlandii. Nie panikuje.

– Ja się boję. Mój młodszy syn pytał niedawno: „Mamo, czy to prawda, że on do nas przyjdzie? A jak przyjdzie, to czy będziemy chodzić wszyscy w koronach?” – opowiada sołtyska.

Reszta pań dodaje sobie otuchy, żartując, że na taką inwazję wirusa mogą się wyjątkowo zgodzić. Ale o tym, ile sobie potrafią dawać, wyobrażenie daje dopiero opowieść Eli, też byłej pracownicy zakładów obuwniczych, o której koleżanki mówią „prawdziwa artystka”.

– Niedawno pochwaliłam się, że nie byłam nad morzem od dwudziestu lat. Po dwóch dniach pani sołtys dzwoni do mnie: „Ela, idziemy na kijki do Ustki”. „Niedziela, kobieta ma małe dziecko. Przecież nic nie musi!” – pomyślałam. Dwie koleżanki mnie przekabaciły. Poszłam. Wpadłam w to morze i się rozryczałam! Przecież ja dla tej dziewczyny byłam obcą babą! – mówi z płaczem Ela o swojej sołtysce.

Książka dla dorosłych
Spotykają się od walentynek w 2019 roku, kiedy Joanna została sołtyską. Wiedziała, że jeśli ma się coś we wsi dziać, trzeba to robić małymi krokami. Najpierw przyjdzie jedna osoba na zajęcia, potem trzy, a z czasem powstanie grupa. Joanna bierze do ręki telefon i zaczyna opowieść o ich rocznych dokonaniach, przesuwając palcem zdjęcia w galerii.

– Ile tu się u nas zdążyło wydarzyć! Dwa tygodnie temu świetlica hucznie kończyła karnawał. Robimy ciasta i sprzedajemy po mszy. Kurs komputerowy dla seniorów. Pierwsza pomoc dla dzieci. O, tu czyn społeczny przed świetlicą – robimy nasadzenia w całej wsi. Ktoś przyjechał koparką. Robiliśmy z dziećmi dotykową książkę terapeutyczną. Niedługo będziemy robić kreatywną książkę dla dorosłych – wylicza.

Na zdjęciach jeszcze pieczenie gofrów z dziećmi. Dzień Ziemniaka i uczenie najmłodszych kiszenia ogórków. Albo wyrobu toreb ekologicznych i mydeł. Do tego liczne turnieje. A dla kobiet – zajęcia body art, czyli gimnastyka. Na ostatnich dożynkach, choć jako grupa działały dopiero kilka miesięcy, miały już swoje stoisko. Wyglądało właściwie jak mała galeria. Bolesławiczanki robią niezwykłe rzeczy z dewna. Ich specjalnością są trójwymiarowe wieszaki do ubrań i kluczy wyglądające jak drewniane uliczki.

– Mamy jeszcze we wsi punkt bookcrossingowy. Wymiana książek, każdy może przyjść i oddać swoją albo pożyczyć jakąś. Mamy tu niedaleko kapliczkę. Nie możemy jej wyremontować z funduszu sołeckiego. Tak sobie tu siedziałam w zeszłym tygodniu w poniedziałek, kiedy dziewczyny ćwiczyły. I wpadłam na pomysł zrzutki internetowej. Zrobiłam zdjęcie, udostępniłam, wyceniłam płotek, wstążki i nasadzenia. Wyszło mi 1400 zł. Następnego dnia rano na koncie była już cała kwota – opowiada sołtyska.

Niemal jednocześnie z rozpoczęciem sołtysowania Joanna Michalak założyła stowarzyszenie. Teraz na kolejne zebranie rady sołeckiej chce zrobić z pokazanych mi zdjęć prezentację. Taką pod hasłem „jak było i jak jest”, żeby mogli zobaczyć, ile dobrego się wydarzyło. Pod jednym z ostatnich postów na ich facebookowym profilu pojawił się komentarz jednej z mieszkanek: „Brawo brawo! Chyba do was dołączę, bo lubię robić takie śliczności. Pozdrawiam was”. I odpowiedź: „Pani Marianno, zapraszamy serdecznie! Jest Pani zawsze mile widziana”. Wiemy, że każdy, kto ich zaczepi, dostanie taką odpowiedź. W bolesławickiej świetlicy znajdzie się miejsce dla każdego.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a