W 2019 roku plon nasion dla wszystkich 9 odmian bobiku badanych w SDOO we Wrócikowie wyniósł 35,1 dt/ha, przy wilgotności na poziomie 15 proc. Dla porównania, średnia krajowa dla bobiku w 2019 roku wg COBORU, wyniosła 29,8 dt/ha.
Bobas króluje na polach
Andrzej Rudnik przygodę z bobikiem
rozpoczął trzy lata temu.
– W tym samym czasie uczyliśmy
się i uprawy bobiku, i siewu pasowego,
po trzech latach praktyki
mamy już swoje spostrzeżenia,
przemyślenia, pewne rzeczy robimy
inaczej, a każdy kolejny rok pokazuje
co jeszcze można udoskonalić
i co zmienić – opowiada właściciel
gospodarstwa. Rolnik przyznaje,
że na początku błąd robił już
przy obsadzie, siał zdecydowanie
za gęsto, bo w granicach 300 kg/ha,
w tej chwili sieje 240 kg/ha. Przy
rzadszej obsadzie rośliny lepiej się
rozkrzewiają, łan jest sztywniejszy.
– Rośliny nie muszę tak bardzo walczyć
o światło, o składniki pokarmowe,
nasiona są większe, a plon
wcale nie jest wyższy przy większej
obsadzie – wyjaśnia pan Andrzej.
W tym roku bobiku będzie 35 ha, czyli o połowę mniej niż rok temu, ale tak wychodzi z płodozmianu, więc nie ma innego wyjścia. Co roku 100 proc. pól obsianych było odmianą Bobas z Hodowli Roślin Danko, ale w tym roku rolnik deklaruje, że rozejrzy się za jeszcze jakąś odmianą. Ale Bobas wciąż będzie wiódł prym, bo ta odmiana nigdy rolnika nie zawiodła. Bobas jest odmianą wysokotaninową, niesamokończącą, ma bardzo dobry potencjał plonowania, ale przede wszystkim wyróżnia ją dobra zdrowotność. Jest odporna na askochytozę, rdzę bobiku i czekoladową plamistość.
Uprawa i siew w jednym
W 2017 roku rolnik zakupił
siewnik Claydon Hybrid o 3-metrowej
szerokości roboczej i od
tamtej pory uprawa i siew wszystkich
roślin w gospodarstwie wykonywane
są w jednym przejeździe.
Plusów jest wiele, bo nie tylko
oszczędność czasu w porównaniu
z tradycyjną metodą orkową,
ale również mniejsze koszty,
mniej zużytego paliwa, mniejsze
zanieczyszczenie środowiska.
– Siejemy z prędkością 10–12 km
na godzinę, co daje około 20 ha
dziennie, średnie zużycie oleju
napędowego 15 l/ha i wszystko
łącznie z nawozami zrobione
jest za jednym przejazdem.
Bobik siejemy na głębokość 10 cm i pobudzamy do wzrostu tylko dawką startową 100–150 kg/ha nawozu wieloskładnikowego NPK 8:20:30. Dawkę startową rolnik zwiększa lub zmniejsza w zależności od stanowiska, czyli analizuje co było przedplonem dla bobiku. Na mozaikach trzeba cały czas wszystko analizować, zmieniać, wybierać, na szczęście to żaden problem, bo w siewniku automatycznie zmieniamy normę wysiewu i jest to moment. Wszystkie maszyny Claydon charakteryzują się tym, że mają prostą budowę i solidne wykonanie. Siew odbywa się z wykorzystaniem GPS z precyzją do 2 cm. – Warto podkreślić, że nigdy nie robimy czegoś takiego, że siejemy w jednym kierunku, zawsze w siewie pasowym robimy szachownicę, żeby był podsiąk wody – wyjaśnia rozmówca.
– W ubiegłym roku zacząłem siać bardzo wcześniej bo 26 lutego, 3 dni pracy i 65 ha posiane. Pogoda podpasowała, mogliśmy bez problemu wjechać w pole i siać. Rrzeczywiście, trochę zaryzykowaliśmy, ale chcieliśmy, żeby rośliny jak najlepiej wykorzystały pozimową wilgoć – podsumowuje rolnik. Niskie temperatury pozwalają na szybsze przejście stadium jarowizacji, nasiona bobiku wytrzymują przymrozki do -8oC, a kiełkują już w temperaturze 3–4oC. Najczęściej wschody pojawiają się po około miesiącu od siewu, roślina czeka w glebie na sprzyjające warunki, wyższe temperatury, ale jednocześnie cały czas intensywnie buduje system korzeniowy.
Z wczesnymi siewami bywa różnie, dlatego rolnik wraz z synem Kamilem monitorowali, czy system korzeniowy rozwija się tak jak powinien. Wyrywkowo robili na polu odkrywki i sprawdzali korzeń, ale wszystko było tak, jak być powinno. Sprawdzali rośliny systematycznie do momentu, gdy korzenie miały około 12 cm i więcej. Rozwijał się i korzeń główny, i korzenie boczne, więc wszystko szło zgodnie z planem i można było spać spokojnie. – A po około miesiącu bobik gwałtownie i z mocnym uderzeniem wyskoczył i zaczął budować część nadziemną– mówi rolnik.
Z bobikiem nie idziemy w zazielenienia
Dlaczego bobik? – Cały czas
człowiek szuka jakiejś alternatywy,
bo w rolnictwie coraz trudniej
z opłacalnością. Schodzimy
do minimum z zabiegami agrotechnicznymi
i z innymi nakładami.
Wcześniej próbowałem z łubinami
i innymi strączkami, nie
miałem większych problemów
z agrotechniką i uprawą, ale zawsze
byłem trochę rozczarowany
plonem. Zbierałem 2–2,5 t/ha
i jeżeli chodzi o ekonomię to nie
było to – podkreśla właściciel gospodarstwa.
W ubiegłym roku po
wczesnym siewie bobiku, plon
był bardzo dobry, bo średnio wyniósł
4,5–4,7 t z hektara i nasiona
były dobrej jakości.
– Jeżeli chodzi o bobik, to nie idziemy w zazielenienia, chcemy mieć uprawę w dobrej kulturze i wysoki plon, więc musimy używać środków ochrony roślin, bo presja chwastów jest zawsze – mówi pan Andrzej. Warunki zazielenienia są spełniane poprzez siewy poplonów, rolnik skupia się wówczas, żeby było jak najwięcej zielonej masy. Rozmówca przestrzega przed strąkowcem i podpowiada, że na strąkowca muszą iść dwa zabiegi. Pierwszy na początek kwitnienia i drugi w pełni kwitnienia, bo bez tego się nie da i nie warto ryzykować. Niektórzy próbują bez oprysku, ale okazuje się, że to nie wychodzi, a uszkodzenia nasion widoczne są dopiero po zbiorze i nasiona nie nadają się ani do siewu, ani do przetwórstwa.
Na VI klasie zbudowaliśmy próchnicę
– Myślę, że moja uprawa pasowa
jest zdecydowanie lepsza od
tradycyjnej, ponieważ to jest zagęszczony
już grunt, w tym sensie,
że ja robię uprawkę jesienną,
po poplonie na 10–12 cm, talerzówką
z wałem zagęszczającym
i to tak zostaje. Wtedy wszystkie
frakcje tego poplonu są wbite
w ziemię, wymieszane i tam już
zachodzą procesy próchnicotwórcze.
To już funkcjonuje, tym bardziej
przy takiej zimie, jaką mamy
w tym roku – opowiada pan Andrzej.
Więcej jest życia w glebie,
więcej dżdżownic, które przyczyniają
się do polepszenia struktury
gleby i regulują stosunki wodno
-powietrzne. Kanalikami wydrążonymi
przez dżdżownice odprowadzany
jest nadmiar wody,
dzięki temu nie ma zastoisk, poza
tym korzenie roślin są lepiej napowietrzone.
Gleby w odwiedzanym gospodarstwie są typowo mozaikowate, ale zdarza się nawet II klasa. Są to mady przy rzece Guber, które są niestety regularnie zalewane. Kiedyś pan Andrzej posiał tam 70 ha rzepaku ozimego i niestety rzeka wylała ubiegłej zimy aż trzy razy – straty były bardzo duże. Na terenach bliżej gospodarstwa dominują gleby V i VI klasy, zdarza się też IVb, dlatego trzeba nieźle się nakombinować, żeby osiągnąć zadowalające plony i postawić na odpowiednie uprawy. Właściciel gospodarstwa podkreśla, że nawet na VI klasie, po kilku latach budowania próchnicy, nie ma problemów z posianiem rzepaku, czy pszenicy i nawet przy ubiegłorocznej suszy plon był zadowalający. – Trzeba podchodzić do tematu przede wszystkim odmianowo, odpowiednia odmiana przystosowana do danego stanowiska. W ostatnich latach szukamy odmian, które nie potrzebują dużo wody, które są w stanie przetrwać okresowe jej niedobory. Poza tym myślę, że nasz system bezorkowy robi dużo dobrego, bo nie przewracamy ziemi bez potrzeby – podkreśla rolnik.
Klaster ułatwia sprzedaż
Jeżeli chodzi o sprzedaż bobiku,
to rolnik nie podpisuje wcześniej
żadnych umów, bo uważa, że na
wolnym rynku łatwiej jest sprzedać
towar w dobrej cenie. W przypadku
bobiku plantator jest w tej
komfortowej sytuacji, że należy
do Klastra Agroport, zajmującego
się roślinami bobowatymi i prężnie
działającego na terenie Warmii
i Mazur przez cały rok. – Jeżeli chcę
jakąś partię sprzedać, zgłaszam to
założycielowi Klastra Rafałowi Banasiakowi,
którego zadaniem jest
znalezienie najlepszego odbiorcy
i jeżeli cena jest zadowalająca
– sprzedaję. W tej chwili za dobry
jakościowo bobik otrzymamy około
1100 zł za tonę – podsumowuje
właściciel gospodarstwa.
Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz