Nasi Czytelnicy w swoim gospodarstwie posiadają prosty mechaniczny siewnik o szerokości 2,5 m. Kilka lat temu kupili go na rynku wtórnym. Maszyna prawdopodobnie została sprowadzona do naszego kraju z Niemiec. Jest sprawna i bez większych awarii świetnie sprawdza się w gospodarstwie.
Niemiecka maszyna umożliwia dołączenie urządzenia pozwalającego na uprawę gleby i wykonanie za jednym przejazdem dwóch zabiegów. W płodozmianie gospodarstwa znajdują się buraki i kukurydza. Po ich zbiorze późną jesienią siana jest pszenica. Taka maszyna była więc bardzo potrzebna, aby możliwe było wykonanie zasiewów przed zakończeniem wegetacji.
Dwa i pół metra wystarczy
Małżeństwo postanowiło, że z racji posiadanego areału nie potrzebuje drogiej maszyny składającej się z kilku sekcji roboczych. Agregat miał być prosty i solidny, z zadowalającą relacją jakości do ceny. Poszukiwania właściwego modelu i wersji odbywały się przez Internet. Gospodarstwo rolników liczy nieco ponad 20 ha. Dostępnych było wiele ofert maszyn nowych produkowanych w naszym kraju, jak i używanych. O ostatecznym wyborze sprzedawcy zdecydowała możliwość transportu maszyny bezpośrednio do gospodarstwa. Agregat wyposażony w dwa rzędy talerzy oraz tylny wał rurowy przyjechał w drugiej połowie lipca ubiegłego roku. Kierowca przywiózł ze sobą dokumenty. Ich stan oraz zawartość początkowo nie budziły wątpliwości. Była instrukcja obsługi oraz deklaracja, która miała poświadczać, że maszyna została wyprodukowana zgodnie ze standardami i wymogami, jakie obowiązują na ternie UE.
Maszyna stała nieużywana około miesiąca. Po żniwach trzeba było wreszcie wykonać niezbędne uprawki na polach. Wtedy to została użyta po raz pierwszy. Okazało się, że jej jakość jest fatalna. Nie była w stanie oprzeć się nawet delikatnym oporom, jakich agregat doświadcza podczas pracy w ziemi. Jak poinformował nas rolnik, po żniwach wykonała pracę na powierzchni tylko 3 ha. Potem nie nadawała się już do użytku. Pokrzywiły się uchwyty, do których zamocowane były talerze, i poodkręcały nakrętki samokontrujące, które odpowiadały za trzymanie piast.
Rolnik natychmiast zadzwonił do sprzedawcy i zgłosił reklamację. Ten odpowiedział mu, że ma umowę z producentem, na podstawie której w przypadkach awarii to on odbiera maszynę od klienta i dokonuje niezbędnych napraw. Rozpoczął się kilkutygodniowy okres, podczas którego liczne telefony naszych Czytelników były ignorowane zarówno przez sprzedawcę, jak i producenta. Dochodziło też do przerzucania odpowiedzialności za zepsutą maszynę. Talerzowy agregat po przepracowaniu 3 ha stał bezużytecznie w gospodarstwie. Dopiero skorzystanie z pomocy kancelarii prawnej, która wystosowała do producenta pismo, spowodowało, że po agregat przyjechał samochód. Ciężarówka pojawiła się w gospodarstwie na początku października. Dzień wcześniej miał zadzwonić właściciel firmy, która wyprodukowała agregat. Poinformował, że sprawa zostanie załatwiona.
A czas leci
Naprawiony agregat miał do gospodarstwa wrócić w połowie miesiąca. Małżeństwo z producentem kontaktowało się wielokrotnie. Początkowo zwłoka tłumaczona była brakiem odpowiednich części i trudnościami z transportem. Później termin dostarczenia został przesunięty po 1 listopada, następnie na koniec roku. Gospodarze zażądali zwrotu pieniędzy. Wtedy producent zaczął tłumaczyć, że zapłata została dokonana sprzedawcy, a nie jemu. Ten ostatni zaś twierdził, że oddać pieniędzy nie może, ponieważ maszyna jest u producenta. W tym roku telefony rolników są ignorowane. Maszyny nadal nie mają, nie oddano im także pieniędzy
Wykreślony sprzedawca
Agregat nie został do gospodarstwa dostarczony bezpośrednio przez producenta. Został sprzedany przez firmę działającą w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej. Z informacji znajdujących się w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej wynika, że firma, która dokonała sprzedaży, miała zajmować się hurtową sprzedażą maszyn i urządzeń rolniczych. Kłopot polega na tym, że oficjalnie działalność zakończyła pod koniec marca 2019 roku. Nasi Czytelnicy maszynę uprawową otrzymali zaś pod koniec lipca. Dołączona do niej była deklaracja zgodności WE, na której widnieje pieczątka sprzedawcy. Jeśli ta firma nawet miała upoważnienie do wystawiania deklaracji zgodności na maszyny, to prawdopodobnie jest ono nieprawdziwe lub nieważne. Nie mogła go wystawić firma, która od prawie czterech miesięcy nie istniała. Deklaracja zgodności WE to dokument wystawiany przez producenta wyrobu albo jego upoważnionego przedstawiciela, stanowiący wiążące prawnie przyrzeczenie stwierdzające zgodność wyrobu z wymaganiami zasadniczymi właściwych dyrektyw Unii Europejskiej.
Nasi Czytelnicy są rolnikami ryczałtowymi. Nie zależało im na fakturze. Przy odbiorze maszyny nie otrzymali żadnego poświadczenia ani rachunku, że za nią zapłacili. Domagali się jakiegoś dokumentu potwierdzającego zakup. Kierowca stwierdził, że zapomniał bloczku i że pokwitowanie wyśle pocztą. Do dziś małżeństwo go nie otrzymało. Zakup maszyny i jej późniejsza awaria oraz brak naprawy zrodziły wiele problemów. Okazało się, że sprzedaży dokonała firma wykreślona z rejestru, która zakończyła działalność. Mogło więc dojść do złamania przepisów skarbowych. Każda sprzedaż towarów jest w UE obłożona podatkiem VAT. Małżeństwo o sprawie poinformowało urząd skarbowy, natomiast o możliwości przywłaszczenia agregatu – prokuraturę i policję.
Czekają na agregat
Zepsuty agregat został przez producenta zabrany. Do dziś nie został zwrócony. Na początku roku kontakt zarówno ze sprzedawcą, jak i producentem stał się niemożliwy. Telefony naszych Czytelników przestały być odbierane. Dodatkowe wątpliwości wzbudza rzetelność dokumentów oraz oznaczeń identyfikujących samego producenta oraz warunków gwarancji. Nam z producentem udało się skontaktować. Zapytaliśmy, dlaczego naprawiony agregat od wielu miesięcy nie może wrócić do gospodarstwa.
– Tak, kojarzę tę sprawę. Jest w toku. Nie wiemy za bardzo, jakie działania podjąć. Pod koniec tygodnia będziemy konsultować się z prawnikiem. Sprawą zajmowała się policja. Zostało wystawione wezwanie do urzędu skarbowego. Nie bardzo wiadomo, co teraz robić, bo też nieznane są ustalenia urzędu. Kłopot może być również z wystawieniem faktury. Nie wiedziałem, że sprzedawca został wykreślony z rejestru działalności. Pod koniec tygodnia albo na początku przyszłego będę wiedział, jakie czynności mogę wykonać. Mogę dostarczyć naprawioną maszynę albo gotówkę. Konieczne jest jednak zakończenie wyjaśnień z urzędem – usłyszeliśmy od producenta.
Jeśli nasi Czytelnicy nie otrzymają naprawionej maszyny, do sprawy wrócimy.
Tomasz Ślęzak