Drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, epidemia koronawirusa zbiera coraz większe żniwo, mamy już w Polsce kilkudziesięciu chorych, a będzie ich pewnie jeszcze więcej. Liczba zarażonych nosicieli nie jest znana. Ludzie wykupują makaron, ryż i kasze. Zamykane są szkoły i przedszkola, ludzie przestają podawać sobie ręce.
Chorych trzeba izolować, wykrywać nowe przypadki i ludzi leczyć. Co najważniejsze, rząd podejmuje jak na razie skuteczne działania wspierające służbę zdrowia. Jednak nie znamy potencjalnych rozmiarów epidemii. Jedno jest pewne, nasz system opieki zdrowotnej czeka bardzo ciężki egzamin. Zaś najbliższe tygodnie to dla wszystkich pracowników służby zdrowia czas wytężonej pracy, nielimitowanej godzinami tylko granicami ludzkiej wytrzymałości. Ale walka z koronawirusem zależy też od naszego zdrowego rozsądku, którego istotnym elementem powinna być samodyscyplina. Należy też już obecnie się zastanowić co począć ze skutkami paniki, które mogą być znacznie groźniejsze niż sama choroba. Skutki te już odczuwają i odczują wszyscy: od producentów mleka po producentów samochodów. W mleczarniach sytuacja będzie nawet trudniejsza. Jeśli jeden pracownik złapie wirusa, to nawet cała załoga trafi na kwarantannę. Mleko zaś nadal będzie płynąć do zakładu i trzeba je będzie zagospodarować.
W związku z obecną paniką chcielibyśmy solennie zapewnić nasze Czytelniczki i Czytelników, że „Tygodnik Poradnik Rolniczy” nadal będzie się ukazywał i do Was docierał. A jego czytanie nie grozi bynajmniej żadną chorobą.
Na ten trudny czas epidemii oraz kryzysu gospodarczego powinny zostać wyciszone wszelkie awantury polityczne. Bowiem wszechobecne pieniactwo jest szkodliwe zarówno dla zdrowia jak i gospodarki. Dlatego trzeba zastanowić się, czy nie przełożyć wyborów prezydenckich. A powodów tej zmiany jest kilka. I tak niska frekwencja – bo trzeba zostać w domu, aby ustrzec się przed zarazą – może wypaczyć ich wynik. Poza tym ci, którzy przegrają mogą oskarżyć zwycięzcę – a największe szanse ma obecnie urzędujący prezydent – że nie było im dane przeprowadzić prawidłowej kampanii wyborczej. Niewątpliwie pojawią się też argumenty, że prezydent Andrzej Duda, mimo koronawirusowych obostrzeń w kampanii wyborczej był lepiej traktowany przez media publiczne. Jednak koronnym argumentem na rzecz zmiany terminu wyborów jest ten, że podczas głębokiego kryzysu nie można podrywać autorytetu organów władzy państwowej – a więc Prezydenta RP, sejmu, senatu i nade wszystko rządu. Wszak cechą każdej kampanii wyborczej i to nie tylko w Polsce jest totalna krytyka i wyszydzanie tych, którzy obecnie sprawują władzę. Gdy toczy się walka o władzę emocje biorą górę nad rozsądkiem. Koronawirus przykrył niestety sprawy bardzo ważne dla polskiej gospodarki, dla polskiego rolnictwa. Na przykład, czy ktoś słyszał w mediach choć słowo na temat negocjacji przyszłego budżetu Unii Europejskiej i Wspólnej Polityki Rolnej lub o wyrównaniu dopłat bezpośrednich dla polskich rolników? Dziś ważniejszą dla mediów informacją jest, że koronawirus trafił do Bundesligi (podobno zachorował jeden z piłkarzy).
Rzeczy ważne, którymi nikt się teraz nie interesuje, to także afrykański pomór świń. Chińczycy opracowali eksperymentalną szczepionkę, która sprawdza się w warunkach laboratoryjnych, ale do jej masowego zastosowania droga jeszcze daleka. Nieciekawie dzieje się na granicy Niemiec i Danii. Organizacja „Noborderfence” („Nie dla Płotów na Granicach”) rozebrała odcinek postawionego tam przez Duńczyków płotu. Jej działacze porozwieszali plakaty na temat „problemów przemysłowej hodowli świń”, chcą też pokazać „dlaczego świat bez granic byłby lepszy”.
No tak, jeśli chore dziki przejdą do Danii i zarażą tamtejsze stado trzody wirusem ASF, to „Noborderfence” skutecznie rozwiąże problem przemysłowej hodowli świń i to „na amen” i będzie to rozwiązanie na wielką skalę. Problem będziemy mieli i my, bo z Danii pochodzi spora część tuczonych w Polsce prosiąt.
W ubiegłym tygodniu wspominaliśmy o tym, że Brytyjczycy po brexicie próbują na nowo poukładać swoją narodową politykę rolną, między innymi rozważając rezygnację z dopłat bezpośrednich. Jak się okazuje, chcą także (i to już nie są rozważania, lecz propozycje ich ministra finansów) zlikwidować ulgi na paliwo rolnicze (u nich to tzw. czerwony diesel). Taka zmiana spowoduje podwojenie kosztów paliwa zużywanego przez rolników. Na dodatek, mają oni także stracić ulgi podatkowe przy dziedziczeniu. Czyżby bez Unii nie było polityki rolnej? Czy brytyjscy farmerzy dadzą radę na światowym rynku żywności bez żadnego wsparcia? Taki test zafundował nam Leszek Balcerowicz w latach 90., kiedy musieliśmy konkurować z dotowaną żywnością z UE. Brytyjski minister rolnictwa przed referendum w 2016 r. przekonywał, że „Przepisy UE utrudniają życie brytyjskim rolnikom. Gdybyśmy mieli odwagę głosować za wyjściem i odzyskać kontrolę nad rolnictwem, moglibyśmy zrobić dla rolników znacznie więcej”.
Na nieszczęście tamtejszy Krajowy Związek Rolników, największa organizacja skupiająca farmerów, w 2016 r. nie zajęła stanowiska w sprawie brexitu, choć przyznała, że pozostawanie w UE jest dla rolnictwa korzystne. No to macie czego chcieliście!