– Jedno jest jednak pewne: tracą wszyscy, zarówno producenci, jak i przetwórcy, handlowcy oraz klienci. Siła nabywcza konsumentów jest dużo mniejsza niż miesiąc temu. Wszyscy muszą mieć tego świadomość i szybko rewidować swoje oczekiwania cenowe – komentuje Mirosław Szczepański, dyrektor generalny Polish Dairy.
Nowe warunki cenowe
Jak wskazuje ekspert, z obserwacji
Polish Dairy wynika, że polscy przetwórcy
nie w pełni dostrzegają nadchodzący
problem. Obecnie realizowane
są jeszcze kontrakty zawarte
przed pandemią, jednak nowe możliwe
są do zawarcia na nowych warunkach
cenowych. Zdaniem Szczepańskiego,
mleczarnie niemieckie
czy holenderskie to zauważyły i ich
propozycje cenowe są znacznie niższe
niż mleczarni polskich (w Polsce
ceny skupu mleka w proszku też już
spadają – od redakcji).
– Zatem ta mleczarnia, która szybciej obniży cenę, po której zawrze nowe kontrakty wbrew zdrowemu rozsądkowi więcej zarobi – mówi ekspert.
Może dlatego, problemów ze zbytem mleka w proszku nie ma holenderski potentat mleczny Friesland Campina. Zakład poinformował TPR, iż na chwilę obecną nie mają problemów ze zbytem mleka w proszku. W podobnym tonie wypowiadają się Niemcy. Jak donosi ZMB (niemiecka organizacja zajmująca się raportowaniem rynku mleka), tamtejsze mleczarnie zwiększyły produkcję mleka w proszku, jego cena spadła, ale tamtejsi eksporterzy nie mają większych problemów z utrzymaniem eksportu do krajów trzecich, jednak ze względu na koszty logistyki jest on dużo droższy.
Chiny to nie jedyny problem
Jak mówi Szczepański, wszyscy liczą na większe zamówienia z Chin. Rzeczywiście na ostatniej GDT firmy z Chin dokonały większych zakupów niż na poprzedniej sesji. Ekspert zwraca jednak uwagę, iż Chiny na tej platform ie aukcyjnej kupują produkty głównie z Nowej Zelandii. Okres zakażeń wirusem w Chinach i ich izolacja trafiły w okolicach Chińskiego Nowego Roku, na który Chińczycy zrobili zapasy jeszcze w 2019 roku.
– Nie należy więc się spodziewać wzmożonych zakupów z Europy. Trzeba się jednak nastawić na niższe oczekiwania cenowe na produkty mleczarskie, co już obecnie obserwujemy. Dla producentów europejskich dużo groźniejsze jest rozprzestrzenianie się wirusa i ograniczenia ruchu turystycznego w innych krajach azjatyckich czy afrykańskich oraz rozpoczynający się niedługo ramadan. Pomimo stopniowego otwarcia Chin zapotrzebowanie na produkty mleczarskie, patrząc globalnie będzie niższe niż w czasie chińskiej izolacji – tłumaczy dyrektor generalny Polish Dairy.
Taką opinię potwierdza komentarz Amy Castleton, analityk rynku mleczarskiego z Nowej Zelandii, która wskazuje, iż na ostatniej Fonterze nabywcy z Bliskiego Wschodu i Azji Południowo-Wschodniej zmniejszyli zakupy głównie proszków mlecznych.
Mirosław Szczepański zwraca uwagę, iż bardzo dużą przeszkodą w zawieraniu kontraktów z krajami spoza UE są zatory płatnicze w tamtych regionach w czasach kwarantanny. W części krajów zlecenia przelewów wymagają fizycznej obecności w banku. Duża ilość produktów mleczarskich jest w kontenerach i czeka na wejścia do portów. Przedłużające się czynności związane z problemami z rozładowaniem i ograniczoną pracą banków powodują ostrożność przy zawieraniu kontraktów.
Z kolei Paweł Wyrzykowski, analityk sektora rolno-spożywczego, BNP Paribas, zwraca uwagę, iż pomimo tego, że Chiny były największym, pod względem wartości, odbiorcą produktów mleczarskich z UE, to wpływ rozprzestrzeniania się koronawirusa w Państwie Środka na ceny produktów mleczarskich na rynku unijnym był niewielki. Wraz z rozprzestrzenianiem się wirusa w krajach unijnych i wprowadzaniu przez większość państw ograniczeń dla ludności i transportu sytuacja się jednak pogorszyła.
Jak wskazuje Wyrzykowski, w kolejnych miesiącach produkcja mleka w Polsce będzie się zwiększać, a jego nadwyżki zwykle trafiały do proszkowni. Mimo że proszki mleczne mają względnie długi termin przydatności, to wzrost ich zapasów, nie tylko w Polsce, ale też w pozostałych krajach UE, może negatywnie wpływać na ceny.
– Dodatkowo, z uwagi na spodziewane hamowanie światowej gospodarki, popyt na proszki mleczne może się obniżyć. Warto jednak pamiętać, że po stronie podaży perspektywy dla rozwoju produkcji mleka w Nowej Zelandii pozostają niekorzystne, co może oddziaływać wspierająco na ceny. Na poprawę konkurencyjności cenowej polskich produktów wpływa natomiast osłabienie złotówki – podsumowuje ekspert.
Nasze mleczarnie na to nie stać
W obliczu problemów logistycznych, które zakłócają nie tylko eksport, ale także łańcuch dostaw wewnątrz kraju oraz ograniczenia zakupów, które wynikają z zaleceń, aby polscy konsumenci pozostali w domu, w Polsce spadnie sprzedaż produktów mleczarskich. Wolny rynek został zakłócony. Spółdzielnie mleczarskie, aby minimalizować straty i nie ograniczać produkcji, co mogłoby wpłynąć z kolei negatywnie na producentów mleka, muszą zwiększyć produkcję mleka w proszku, nie mają innego wyjścia. Za nimi, nie stoją, tak jak to jest w przypadku Niemiec i Holandii, ani państwo, ani banki, które są w stanie wesprzeć swoje mleczarstwo, czy to bezpośrednią pomocą, czy też niskooprocentowanymi kredytami. A to bez wątpienia sprawia, że mogą sobie pozwolić na sprzedaż produktów mlecznych po niskich cenach. Polskich mleczarni na to nie stać.
Tym bardziej zasadna i godna polecenia jest inicjatywa Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich oraz „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, aby Agencja Rezerw Materiałowych wykupiła na zapasy określoną ilość odtłuszczonego mleka w proszku oraz masła jeszcze przed rozpoczęciem działań interwencyjnych na unijnym rynku mleka. O unijną interwencję na unijnym rynku mleka zabiega Jan Krzysztof Ardanowski. Z kolei Bank Gospodarstwa Krajowego powinien niezwłocznie udzielić gwarancji kredytowych mleczarniom na finansowanie gromadzenia zapasów odtłuszczonego mleka w proszku, masła oraz serów twardych.
Magdalena Szymańska