Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Robot okazał się strzałem w dziesiątkę

Data publikacji 01.04.2020r.

Rodzinne gospodarstwo Barbary i Mariusza Marcinkowskich z Łążynka zaliczane jest obecnie do grona czołowych w województwie kujawsko-pomorskim. Utrzymywanych jest w nim 160 sztuk bydła, w tym 70 krów mlecznych. Od chwili przejęcia gospodarstwa prowadzone w nim były systematyczne inwestycje. Przełomowa okazała się jednak decyzja o budowie nowej obory.

Zaledwie w 2 lata od rozpoczęcia samodzielnego gospodarowania, na początku 2008 roku Barbara i Mariusz Marcinkowscy oddali do użytku oborę wolnostanowiskową, w której krowy utrzymywane są na płytkiej ściółce.

Więcej mleka, mniej pracy
– Gdyby inwestycja była realizowana trochę później, zastosowalibyśmy posadzkę rusztową – mówi Mariusz Marcinkowski. – Do 2016 roku obiekt był wyposażony w halę udojową, którą postanowiliśmy zamienić na robota udojowego Lely. Dojenie krów za pomocą hali udojowej wymagało znacznych nakładów pracy. Gdy 4 lata temu pojawiła się okazja zakupu robota, nie zastanawialiśmy się długo i skorzystaliśmy z unijnego dofinansowania. ARiMR szybko rozpatrzyła i zrealizowała nasz wniosek, dzięki czemu uzyskaliśmy 50% zwrot wartości netto inwestycji – wspomina hodowca, podkreślając jak bardzo trafiona była to decyzja.

– Szybko okazało się bowiem, że inwestycja przyczyniła się do rozwoju gospodarstwa i zwiększenia wydajności. Doprowadziła do modernizacji i unowocześnienia produkcji. Bez robota moglibyśmy być teraz w trudnej sytuacji. W 2016 r. zasoby siły roboczej na wsi były znacznie większe. Obecnie to spory problem – ocenia Barbara Marcinkowska.

Inne spojrzenie na genetykę
Odkąd w oborze pracuje robot udojowy, odtąd zmieniła się praca hodowlana w stadzie. Dobór rozpłodników uwzględnia teraz także cechy pozwalające na łatwy i sprawny dój automatyczny.

– Cechy, na które szczególnie zwracamy dziś uwagę, to prawidłowe zawieszenia wymienia i dobry układ strzyków. Nie kryjemy krów buhajami, po których strzyki byłyby krótkie i w nieodpowiednim rozstawie. Doprowadzenie stada do tego, aby działanie robota mogło przebiegać optymalnie, zajęło trochę czasu – mówi Barbara Marcinkowska.

Remont stada prowadzony jest tutaj w oparciu o własne oraz kupowane jałówki. Krowy zasuszane są około 220. dnia cielności, a kryte w 40.–50. dnia po wycieleniu.

Stado bydła liczy obecnie 160 sztuk, z czego 70 to krowy mleczne. Od 2017 r. znajduje się ono pod kontrolą użytkowości, a jego średnia wydajność za ubiegły rok wyniosła niespełna 9 tys. kg mleka.

– Dziś mogę stwierdzić, że do oceny stada przystąpiłem zdecydowanie za późno. To był błąd. Kontrola to spore korzyści dla gospodarstwa. Łatwiej uzyskiwać surowiec wysokiej jakości i podnosić wydajność. Mamy też dostęp do najnowszych rozwiązań odnośnie hodowli bydła i produkcji mleka – twierdzi hodowca.

PMR zadawany jest na stół paszowy raz dziennie i przygotowywany jest z: kiszonki kukurydzy, sianokiszonki, dodatku zbóż oraz śruty sojowej i rzepakowej, a także witamin. Pasza treściwa zadawana jest krowom podczas doju w robocie. Pochodzi od zewnętrznego dostawcy: firmy Blattin i Agrocentrum. Jej ilość regulowana jest komputerowo i wyliczana na podstawie okresu fizjologicznego krowy, jej wydajności i zdrowotności.

Bezpieczeństwo epidemiologiczne
Większość mleczarni wydała specjalne zalecenia dla swoich dostawców. – I my dostaliśmy takowe od naszej spółdzielni, aby ograniczyć kontakty z ludźmi spoza gospodarstwa i nie wpuszczać osób postronnych. Otrzymujemy też zapewnienia, że mleko będzie odbierane regularnie – dodał Mariusz Marcinkowski.

Ostrożność i prośby o zachowanie zasad bezpieczeństwa nie dziwią. Hodowcy bydła mlecznego w ostatnich dniach zaczęli wprowadzać zasady bioasekuracji wcześniej znane z gospodarstw specjalizujących się w produkcji trzody. Trudna jest do przewidzenia reakcja służb sanitarnych w kraju, gdyby groźny koronawirus został stwierdzony u właścicieli gospodarstwa produkującego duże ilości mleka.

– Po wprowadzeniu przez rząd ograniczeń, spadła cena bydła opasowego. Handlarze i firmy zajmujące się obrotem tych zwierząt przestały przyjeżdżać do gospodarstw i je odbierać – poinformował na koniec Mariusz Marcinkowski.

Tomasz Ślęzak

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a