O kim mowa? O znanym naszym Czytelnikom Pawle Grabowskim – chirurgu, społeczniku i pisarzu, a zarazem twórcy pierwszego wiejskiego hospicjum w Polsce.
– Nadeszły takie czasy, kiedy dostajemy nagrody za normalność. Bo w tym, co robię, nie ma nic nadzwyczajnego – mówi doktor.
Coraz częściej gości w radiu, telewizji, zdobywa nagrody i wyróżnienia. Mimo rosnącej popularności Paweł Grabowski sprawia wrażenie zaskoczonego całym zamieszaniem wokół jego osoby. Młodzi powiedzieliby, że nie ma parcia na szkło. I pewnie wielu się temu dziwi. Tymczasem, założyciel Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza o sobie mówi niewiele, choć jego życiorys mógłby posłużyć za gotowy materiał na scenariusz filmowy. Skupia się na tym, co najważniejsze – z pasją opowiada o domowej pomocy najciężej chorym mieszkańcom podlaskich wsi oraz budowie wiejskiego hospicjum stacjonarnego. Wierzy, że uda się pozyskać środki na budowę obiektu oraz pokrycie bieżących potrzeb pacjentów.
– Nie zgadzam się, aby ludzie żyli bez opieki. Nie ma w tym bohaterstwa, jest tylko brak zgody na to, co się dzieje. Tak po prostu trzeba – zapewnia.
Pomoc szyta na miarę
Paweł Grabowski nazywa
siebie „wariatem”. Bo któż
inny z funduszem założycielskim
w kwocie zaledwie
2 tys. zł zdecydowałby
się porzucić karierę chirurga
w stolicy, aby utworzyć
wiejskie hospicjum domowe
na odludziu, tuż pod
białoruską granicą? Szaloną,
zdaniem wielu, decyzję
doktor podjął tuż po
poważnym kryzysie zdrowotnym.
Wówczas przewartościował
swoje życie.
Postawił wszystko na jedną
kartę. Zdecydował się pojechać
tam, gdzie jest daleko,
trudno, a pomoc hospicyjna
nie dociera. Dziś, z perspektywy
9 lat, uważa, że
nie mógł postąpić inaczej.
– Mieszkańcy terenów wiejskich zasługują na profesjonalną pomoc lekarską, fachową opiekę u kresu życia. To, że osiedlili się „na końcu świata”, w niczym nie czyni ich gorszymi – przekonuje Paweł Grabowski. – Na wsiach wykluczonych komunikacyjnie, oddalonych od większych ośrodków medycznych nawet po kilkadziesiąt kilometrów, trudniej o wsparcie. Właśnie dlatego utrzymanie bieżących działań hospicjum domowego jest tak istotne.
Fundacja Hospicjum im. Proroka Eliasza mieści się w Michałowie. Opieką obejmuje ponad 40 pacjentów zamieszkujących wiejskie obszary wschodniego Podlasia, usytuowane z dala od większych miast. Niesie bezpłatną pomoc osobom nieuleczalnie chorym, wspiera również rodziny pacjentów u kresu życia. W skali kraju stanowi ewenement – jako jedyne hospicjum w Polsce zatrudnia opiekunki, które pomagają pacjentom w najprostszych czynnościach. Jeśli trzeba, przyniosą podopiecznemu wodę ze studni. Wykąpią chorego. Zaparzą herbatę. Potrzymają za rękę, czasem opowiedzą dowcip. Albo wspólnie pomilczą. Doktor Grabowski podkreśla, że bez wspaniałego, empatycznego zespołu współpracowników hospicjum straciłoby rację bytu.
– Powołując do życia placówkę, zrobiłem wariactwo. Ale wariactwo zaplanowane, głęboko przemyślane. Wierzę w to, że Pan Bóg wiedział, co robi, stawiając w tym miejscu szaleńca z grupą jemu podobnych – mówi z uśmiechem.
W 2018 roku dr Grabowski poszedł o krok dalej. Wbrew przeciwnościom w pobliskiej Makówce rozpoczął budowę stacjonarnego hospicjum świadczącego całodobową opiekę medyczną. Powstająca już placówka ma spełniać najwyższe, europejskie standardy opieki nad osobami terminalnie chorymi. Budowa hospicjum pochłonie kilkanaście milionów złotych. Dzięki wsparciu darczyńców udało się już pozyskać część kwoty. Aby jeszcze w tym roku zadaszyć budynek, brakuje, bagatela, 700 tys. zł.
– Zdarza się, że zamiast kwiatów, młode pary stawiają puszkę i proszą o wsparcie hospicjum – mówi dr Ewa Stankiewicz. – Los pacjentów spoczywa w rękach ludzi wielkiego serca. Każdy, kto zechce wesprzeć fundację, między innymi jednym procentem podatku lub wpłacając choć kilka złotych, staje się budowniczym naszego hospicjum.
Oko puszczone z nieba
Paweł Grabowski rozpoznawalny
jest przede
wszystkim jako założyciel
wiejskiego hospicjum. Ale
to również utalentowany
pisarz. Niedawno opublikował
książkę po raz
pierwszy skierowaną do
dzieci. „Dziadek Franek”
to ciepła, refleksyjna powieść
o przemijaniu i spotkaniu
ze śmiercią. Oswaja
dzieci z trudnym tematem,
który obecnie coraz
częściej spychany jest na
margines. Impulsem do
napisania historii chłopca,
który towarzyszy dziadkowi
w nieuleczalnej chorobie,
były prawdziwe historie
podpatrzone w domach
podopiecznych hospicjum.
– Dzieci zainspirowały mnie do napisania tego, co zobaczyłem na własne oczy. Dziś unika się trudnych tematów. Skupiamy się na tym, co lekkie i przyjemne. A życie składa się również z bolesnych aspektów – opowiada autor. – Książka jest próbą pokazania, że z mądrym wsparciem da się przeżyć najtrudniejsze chwile. Może też być pretekstem do rozmowy z dziećmi o stracie i opiece nad najbliższymi. Bez omijania tematów tabu.
Ta wyjątkowa publikacja ma dodatkową misję – środki ze sprzedaży powieści wspierają budowę stacjonarnego hospicjum w Makówce.
Choć bywa pod górkę, Paweł Grabowski wierzy w pomyślny finał swoich przedsięwzięć. Wszelkie trudności traktuje jako wyzwania, nie przeszkody. „Wspaniały, fantastyczny człowiek, który jest herosem w tym, co robi” – tak podczas wręczania statuetki „Okularów księdza Kaczkowskiego” o lekarzu mówił Szymon Hołownia, od lat wspierający hospicjum. Sam zainteresowany ocenia siebie nieco skromniej. Dziwi się, że jest nagradzany za zwykłą – jego zdaniem – pracę, którą wykonuje po prostu najlepiej, jak umie. Ale ze zwycięstwa w konkursie bardzo się cieszy. Tym bardziej że z księdzem Janem Kaczkowskim znał się osobiście. Pamięta, jak dzwonili do siebie, by przegadać sprawy dotyczące życia, budowy hospicjum i wreszcie – odchodzenia.
– Może ksiądz mrugnął do mnie z góry? – zastanawia się Paweł Grabowski. – Wyróżnienie traktuję jako „oko z nieba” od księdza Jasia. A może to psikus z jego strony, że tę nagrodę dostałem?
Małgorzata Janus