– Najstarszą naszą oborę wybudował mój dziadek w 1977 roku. W tym samym roku kupił ciągnik Ursus C-330, który do dziś wykorzystywany jest w gospodarstwie. Wypychamy nim obornik z nowej obory. Gdy powstawała, zależało nam ogromnie na zminimalizowaniu kosztów inwestycji, dlatego zrezygnowaliśmy ze zgarniaczy obornika. W starej oborze korytarze paszowe były wąskie i umieszczone przy ścianach podłużnych, co wymagało ręcznej i ciężkiej pracy. Bardzo chcieliśmy to zmienić – mówi Dariusz Rybarczyk.
Zapytaliśmy hodowców, czy dzisiaj wybudowaliby taką samą oborę.
– Na pewno byłaby większa i prawdopodobnie zdecydowalibyśmy się na obiekt wolnostanowiskowy. Niemniej, planując inwestycję uwzględnialiśmy ograniczony areał własnych gruntów. Inwestowanie w oparciu o dużą część dzierżaw jest ryzykowne – stwierdził Dariusz Rybarczyk.
W bilansowaniu dawki pokarmowej dla krów hodowcy wykorzystują m.in. raporty wynikowe z oceny użytkowości mlecznej.
– Przy przejściu do nowej obory wydajność stada wynosiła około 7 tys. kg mleka i od tamtej pory stale rośnie. Ostatnio jest to 9,8 tys. kg. Przez pewien okres mieliśmy zbyt niski poziom mocznika w mleku, co skutkowało problemami z rozrodem. Dzięki wskazówkom doradcy żywieniowego skorygowaliśmy dawkę i parametry mleka oraz rozród wróciły do normy. Praktycznie nie brakujemy już krów ze względu na jałowość. Nasza rekordzistka Sroka 3, dała w trzeciej laktacji ponad 14 tys. kg mleka i bez problemów zacieliła się nasieniem seksowanym, co zaprzecza teoriom – mówi hodowca.
Od dwóch lat w gospodarstwie państwa Rybarczyków używany jest wóz paszowy Metal-Fach o pojemności 9 m3. W skład miksu wchodzi: 1100 kg kiszonki z kukurydzy, 350 kg sianokiszonki, 35 kg słomy, 60 kg śruty rzepakowej oraz 100 kg mieszanki treściwej przygotowanej w mieszalniku. Krowy o wyższej wydajności premiowane są paszą zadawaną z ręki 3 razy dziennie. Dwa razy dziennie otrzymują gotową mieszankę treściwą, a raz dziennie mieszankę sporządzaną w gospodarstwie. Jedna sztuka w ramach premii otrzymuje do 4,5 kg paszy treściwej.
– W ubiegłym sezonie wypróbowaliśmy zakiszanie pierwszego pokosu traw na pryzmie. Koszt tej metody jest niższy niż w przypadku balotów, a jakość sianokiszonki wyrównana. Ponadto skrócił się czas przygotowania miksu. Teraz zasypuję wóz do pełna, dodaję wodę, w trakcie mieszania pasze treściwe. Przygotowanie paszy trwa 10 minut, co skutkuje znaczną oszczędnością paliwa – mówi Dariusz Rybarczyk.
Nasz rozmówca początkowo nie był przekonany do zakiszania zielonki w pryzmie.
– Gdy pogoda nie sprzyjała zbiorom, to sporządzanie balotów zajmowało nam nawet 2 tygodnie. Teraz przyczepą samozbierającą przez pół dnia została zwieziona trawa z 11 ha łąk. Sam pewnie w dalszym ciągu nie odważyłbym się na nowy system zakiszania, ale ostatecznie przekonał mnie do tego Tomasz Błachnio z Leokadii. Jestem mu za to wdzięczny i polecam każdemu taki system – przekonuje hodowca.
Dariusz Rybarczyk podkreśla, że w ostatnim czasie ptaki wyrządzają coraz więcej szkód na pryzmach z kiszonkami.
– Uszkodzenia folii powodowały psucie się paszy, dlatego musieliśmy zainwestować w siatki ochraniające. Był to spory wydatek, ale teraz jesteśmy spokojni o jakość kiszonek i w naszej opinii siatki są najlepszym rozwiązaniem. Myślimy jeszcze o utwardzeniu placu pod kiszonki. Marzy nam się budowa silosów, ale zobaczymy kiedy uda się marzenia zrealizować – mówią hodowcy.
Józef Nuckowski