Nade wszystko chodzi nam o uruchomienie przez Agencję Rezerw Materiałowych interwencyjnego wykupu masła i odtłuszczonego mleka w proszku z przeznaczeniem na zapasy. Naszą inicjatywę poparły izby rolnicze – między innymi prezes KRIR Wiktor Szmulewicz i kierowana przez Piotra Walkowskiego Wielkopolska Izba Rolnicza oraz odpowiadający za rolnictwo w Konfederacji Krzysztof Tołwiński. Mamy też poparcie w tej materii znakomitej większości polskich firm mleczarskich, w tym też prywatnych, niebędących członkami KZSM.
Jesteśmy przekonani,
że ta forma interwencji może być
szybko uruchomiona i zapobiec
katastrofie. Wszak już wkrótce zacznie
się okres, w którym produkcja
mleka gwałtownie wzrośnie.
Jak zagospodarować to mleko, aby
nie popłynęło rowami? Chodzi też
o mleko, którego przerób będzie
wstrzymany z racji epidemii koronawirusa.
Cały czas pytamy czy
rząd ma plan „B” na ten wypadek?
I z niecierpliwością czekamy na
konkrety! Z naszych informacji
wynika, że prawie wszystkie zakłady
mleczarskie planują obniżki
cen skupu na razie co najwyżej
o 10 groszy na litrze. Naszym zdaniem,
ta korekta cen będzie jeszcze
większa. Ale chodzi o to, aby
ograniczyć ją do niezbędnego do
minimum, czyli np. do poziomu
20 groszy na litrze. I w tym miejscu
wielu Czytelników po prostu
siarczyście zaklnie! Ale nie czarujmy
się, rolnicy muszą ponieść
i tak koszty kornawirusowej zawieruchy.
Zaś naszym celem jest,
aby to się odbyło na rozsądnym
poziomie. To znaczy, by nie upadły
tysiące gospodarstw mlecznych.
Oznaką zbliżającej się katastrofy
jest kompletne załamanie cen na
rynku mleka przerzutowego – litr
mleka pełnego kosztuje 80 groszy,
zaś litr mleka chudego 40 groszy.
Te alarmująco niskie ceny oznaczają,
że te mleczarnie, które mają
lepszy dostęp do rynku i którym
jednocześnie brakuje surowca, rezygnują
z przerzutów. Wystarczy
im bowiem swojego mleka, którego
wnet i tak nie będą mogli
rozsądnie zagospodarować. A co
zrobią te mleczarnie – małe i średnie
– których wpływy ze sprzedaży
mleka przerzutowego stanowią
istotną pozycję w ich budżecie.
Wszak ich pozycja na rynku
nie jest mocna i w epoce kryzysu
trudno będzie im wrócić na zdezorganizowany
rynek produktów
mleczarskich. A jaki los czeka
spółdzielnie skupowe albo grupy
producenckie żyjące wyłącznie ze
sprzedaży mleka? Czy te podmioty
przetrwają mleczarski Armagedon?
Dlatego szybka i rozsądna
pomoc państwa jest niezbędna.
Rynek mleka w Polsce
– jak i eksport – został mocno
ograniczony przez epidemię koronawirusa.
I to nie tylko zakazami
administracyjnymi, ale też olbrzymią
skalą paniki. Jednak za
kilka tygodni pojawi się olbrzymia
fala tsunami wynikająca z bezrobocia.
I oczywiste jest, że ludzie
ograniczą także zakupy żywności
do niezbędnego minimum. Dlatego
też rozwiązaniem byłyby bony
na zakup podstawowych artykułów
żywnościowych i to nie tylko
dla bezrobotnych, ale też dla bezdomnych
oraz dla wszelkich organizacji
zajmujących się pomocą
charytatywną. Takie dedykowane
działanie podtrzymałoby popyt
i jednocześnie zapewniłoby gwarancję,
że do najuboższych trafi
mleko, twaróg czy też sery twarde
oraz fermentowane napoje mleczne.
Wszak w czasie zarazy trzeba
dbać o dobre i zdrowe odżywianie.
Takie wnioski
wyciągnęli też Chińczycy, którzy
zalecają, aby każdy obywatel tego
kraju – liczącego ponad 1,5 miliarda
ludności – dla zwiększenia
odporności spożywał produkty
mleczne stanowiące ekwiwalent
30 dekagramów mleka. Tak na
marginesie, to jeszcze przez długie
lata Chińczycy nie będą mogli
zaspokoić tak dużego popytu na
produkty mleczarskie. Popytu wywołanego
prawie oficjalnymi zaleceniami.
Może więc warto mieć zapasy
mleka w proszku i masła, sera
twardego oraz mleka UHT, by pomóc
w nabywaniu odporności obywatelom
Chińskiej Republiki Ludowej.
Mówimy to nie tylko w kontekście
mechanizmu wykupu interwencyjnego
mleka w proszku
i masła dokonanego przez Agencję
Rezerw Materiałowych z przeznaczeniem
na zapasy, czy też interwencji
unijnej na rynku mleka, której
uruchomienie może nastąpić
na święte nigdy. Chodzi nam o natychmiastowe
uruchomienie mechanizmu
gwarancji kredytowych
przez Bank Gospodarstwa Krajowego
– stwarzającego możliwości
uzyskania od banków komercyjnych
tanich kredytów – służących
finansowaniu przechowywania
zapasów. Te kredyty mogłyby trafić
do największych firm mleczarskich,
mających odpowiednie powierzchnie
magazynowe. I na pewno
przyczyniłyby się do ograniczenia
rozmiaru katastrofy na rynku
produktów mleczarskich. A interwencja
unijna? O jej wprowadzenie
wnioskuje między innymi
europoseł Krzysztof Jurgiel oraz
kilku innych europosłów. Jak na razie
działania Unii na rynku mleka
mają charakter teoretycznych rozmów.
A im później te mechanizmy
będą wprowadzone, tym mniej
będą one skuteczne w ratowaniu
polskiego mleczarstwa. Wszak silne
mleczarstwo z takich państw
jak Niemcy, Holandia, Francja czy
też Dania, jest bardziej odporne
pod względem ekonomicznym
i może być pod stołem wspierane
z budżetów narodowych. W tym
kontekście brak działań ze strony
Rządu RP oznacza, że wkrótce
możemy się stać importerem netto
produktów mleczarskich, co zagraża
bezpieczeństwu żywnościowemu
Polski. Zostaniemy też szybko
wyrzuceni ze światowych rynków.
I mało kto będzie płakał nad naszym
nieszczęściem.
Krzysztof Wróblewski i Paweł Kuroczycki