Często jeszcze hodowcy utrzymują cielęta wszędzie tam, gdzie jest trochę wolnego miejsca. Jeszcze do niedawna podobnie było w gospodarstwie Renaty i Krzysztofa Kaźmieruków w Szwarunach, gdzie cielęta można było spotkać w różnych miejscach, pomimo że budowę nowej obory ukończono stosunkowo niedawno, bo w 2009 roku. Właściciele, pomimo wzorcowo prowadzonego gospodarstwa, wciąż borykali się z upadkami cieląt.
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że choroby przenoszą się z jednego cielęcia na kolejne drogą kropelkową. Ponadto, mieliśmy ograniczoną możliwość dezynfekcji i niestety tak zaczynały się problemy i w konsekwencji upadki cieląt – wylicza Krystian Kaźmieruk.
Hodowcy postanowili coś zrobić, aby cielęta były odizolowane od reszty stada i przebywały w jednym miejscu. Dwa lata temu w zaadaptowanej stodole wykonali prowizoryczne kojce z palet dla cieląt. Obawy, że będzie im tam zimno, okazały się nieuzasadnione. Wszystko było w porządku, a cielęta były dużo zdrowsze.
– Palety były poskręcane na stałe i na początku nie zwracaliśmy na to uwagi, ale z czasem okazało się, że wszystkie czynności, które wykonujemy przy zwierzętach są uciążliwe i pracochłonne. Na przykład, przy odpajaniu każdego cielęcia trzeba było przeskoczyć przez paletę, wejść, wyrzucić obornik. Poza tym, paleta ma określone wymiary, a cielęta rosły i bardzo szybko okazało się, że już są za duże, by przebywać w takich kojcach – wyjaśnia młody hodowca.
W ubiegłym roku rodzina Kaźmieruków zdecydowała, że zainwestuje w cielętnik z prawdziwego zdarzenia. Hodowcy postanowili dobudować do ściany podłużnej obory nawę boczną. Przy podejmowaniu decyzji brali pod uwagę zalecenia lekarza weterynarii i żywieniowca, aby cielęta nie miały ze sobą kontaktu, szczególnie w pierwszym okresie życia. Jak najdłużej powinny stać pojedynczo, więc kojce muszą być odpowiednich wymiarów. Każde zwierzę musi mieć swoje poidło smoczkowe. Hodowca przyznaje, że przed budową cielętnika z odpajaniem było różnie, właściwie cielęta odpajane były kolejno jednym smoczkiem, jednym poidłem, więc część chorób trochę nieświadomie była przenoszona z jednej sztuki na drugą.
Nowy – obecnie już pełny – cielętnik liczy 18 pojedynczych kojców i 4 grupowe, w których jednocześnie może przebywać 5–6 cieląt. W każdym kojcu indywidualnym zamontowano specjalne haki, na których można zawiesić lampę promiennikową. – Lamp takich używamy do ogrzania i wysuszenia cielęcia zaraz po urodzeniu. Korzysta z nich każde nowo urodzone zwierzę przez 12 do 16 godzin – wyjaśnia Krystian Kaźmieruk.
Odpajaniem cieląt zajmuje się pani Renata z synem Patrykiem.
Po odpojeniu mlekiem pełnym, po 3.–4. dniach cielęta przechodzą na preparat mlekozastępczy, który otrzymują do trzeciego miesiąca życia. Gdy tylko cielę trafi do kojca indywidualnego, czyli w trzecim, czwartym dniu życia, otrzymuje tzw. suchy TMR. Już w 4.–5. dniu życia zwierzęta podchodzą, oglądają, wąchają. Nie zawsze jedzą, ale interesują się paszą, zaczynają lizać, a z czasem zaczyna jej ubywać – opowiada młody hodowca. – Suchy TMR sporządzany jest w gospodarstwie z taką częstotliwością, że nie ma żadnej obawy, że spleśnieje, czy zagrzeje się w okresie letnim. Nasz suchy TMR to prosta zasada i prosty przepis – wyjaśnia Krystian Kaźmieruk. – Zaczynam od 100 kg słomy, tnę ją w paszowozie na drobno, dodaję do niej 80 kg melasy, 200 kg śruty kukurydzianej, 125 kg śruty sojowej, 100 kg śruty zbożowej, trochę kredy i premiksu dla cieląt i mieszam wszystko w paszowozie.
Dziś – jak przyznają hodowcy – przyrosty cieląt „widać w oczach”. Gdy w karmidle mają do dyspozycji przez całą dobę suchy TMR, są dużo spokojniejsze, wiedzą, że jak zjedzą to im dosypiemy, więc spokojnie czekają – opowiada młody hodowca. – Jesteśmy producentami mleka i hodowcami, więc obok mleka powinniśmy regularnie sprzedawać zwierzęta i na nich zarabiać. Dziś, dzięki stworzeniu cielętom lepszych warunków bytowania i większej o nie dbałości, upadki w naszym gospodarstwie zdarzają się rzadko. Nie mamy bowiem problemów z biegunkami, cielęta mają zapewnioną dobrą wentylację, niską temperaturę, w kojach jest sucho, nie ma przeciągów. Wszystko to sprawiło, że zdecydowanie poprawiała się zdrowotność zwierząt – podkreślił Krzysztof Kaźmieruk.
Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz