Wielkość odszkodowań z tytułu suszy przerosła ubiegłoroczny budżet przewidziany na rolnictwo, oczekiwano na nowy, żeby wznowić wypłatę zaległości, w nim też więc powstanie dziura.
Pieniędzy brakuje
W sytuacji, gdy z powodu suszy
szkody w całej produkcji
w gospodarstwie są mniejsze
niż 30%, pomoc jest wypłacana
w ramach de minimis. Z tym też
był i jest problem, ponieważ po
pierwsze, większym gospodarstwom
limit ten szybko się wyczerpuje,
a po drugie, w przypadku
masowej pomocy, szybko kończy
się też limit tej pomocy przewidziany
dla Polski. Obecnie jest
już on wykorzystany w ponad
85%, a oprócz wypłaty zaległej
pomocy suszowej, trwa wypłata
dopłat do materiału siewnego,
uruchamiane są też kredyty preferencyjne
i inne ulgi. Aż strach
pomyśleć, co będzie w tym roku.
Zanosi się na to, że susza zniszczy
większy areał upraw niż przed
rokiem, poza tym wielu rolników,
zwłaszcza producentów bydła
mięsnego i mleka, już teraz odczuwa
skutki kryzysu wywołanego
przez koronawirus. Jeśli nawet
Unia zwiększy limity pomocy
de minimis, to trzeba pamiętać, iż
wszelka pomoc zaliczana do niej,
nie pochodzi z budżetu unijnego,
a z krajowego.
Czy w tym roku znajdą się pieniądze na wypłatę pomocy dla rolników, którzy ponieśli straty spowodowane suszą, skoro z tym był duży problem w 2019 roku. Zaległości za 2019 rok mają być wkrótce uregulowane. Od chwili uruchomienia pomocy suszowej w 2019 r. do 21 kwietnia br. Agencja w oparciu o wytyczne MRiRW, wypłaciła ponad 963 mln zł. Do rozpatrzenia pozostało ponad 60% wniosków. Ale tegoroczna susza może mieć o wiele większy wymiar niż ta z ubiegłego roku. Unijny komisarz ds. rolnictwa daje jasno do zrozumienia, że unijna kasa świeci pustkami, a kraje członkowskie muszą się ratować same. Sugeruje, żeby przesuwać pieniądze niewykorzystane w PROW na łagodzenie skutków epidemii, o tegorocznej suszy jednak na razie w Brukseli się nie mówi. Unia dała możliwość krajom członkowskim włączenie mechanizmów zarządzania ryzkiem w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich, ale umieszczenia tutaj ubezpieczenia upraw nie jest wcale takie proste, stąd ani Polska, ani wiele innych krajów z tego nie korzysta.
Ubezpieczenia nie działają
Rolnikom pozostają więc ubezpieczenia
albo pomoc państwa.
Z ubezpieczeniem upraw od suszy
jest jednak bardzo duży problem
i to nie tylko w Polsce, ale np.
w bogatych Niemczech, choć takie
kraje, jak np. Hiszpania i Austria
sobie z tym poradziły. W Polsce
od 2006 r. funkcjonują dotowane
ubezpieczenia upraw. Przez wiele
lat wykupienie polisy od suszy
było niemożliwe, bo były one albo
za drogie, albo po prostu nieoferowane.
Resort rolnictwa zmienił w 2018 r. przepisy dotyczące ubezpieczenia upraw, tak aby rolnicy mogli ubezpieczać się od suszy, korzystając z dotacji. Zastosowano rozwiązanie dotyczące sposobu wypłaty odszkodowania w przypadku ryzyka suszy, polegające na umniejszeniu odszkodowania o 20%, 25% albo 30% sumy ubezpieczenia (zasada działania tzw. franszyzy redukcyjnej). Daje ono możliwość obniżenia składki ubezpieczeniowej w przypadku oferowania umów ubezpieczenia zawierających w swoim zakresie ryzyko suszy, tak, aby można było zastosować dopłatę. Ta zmiana nie rozwiązała jednak problemu z oceną wystąpienia tego ryzyka, jaki pojawia się podczas likwidacji szkody ani sytuacji, w której susza jest klęską masową. Po za tym, jeśli straty z tytułu suszy wystąpią u rolnika na poziomie zbliżonym do franszyzy lub trochę powyżej, wtedy rolnik wykupuje polisę, a odszkodowanie jest symboliczne bądź żadne. Trzeba też mieć na uwadze, że odpowiedzialność za to ryzyko występuje dopiero wtedy, gdy ubytek w plonie wyniesie 25%. Jedyna korzyść w takiej sytuacji to taka, że spełni obowiązek ubezpieczenia. Firmy boją się kosztów wypłaty odszkodowań z tytułu suszy, stąd na 7 firm ubezpieczeniowych, które przystąpiły do ubezpieczeń dotowanych, polisę od suszy w tym roku oferowały jedynie 3 i to w ramach pakietów z innymi ryzkami bądź jedynie dla upraw objętych ochroną na jesień. Sprzedaż polis zawierających ryzyko suszy zakończono bardzo szybko, co jak tłumaczą ubezpieczyciele, było uwarunkowane sytuacją hydrologiczną a oni nie ubezpieczają od zdarzeń, które już wystąpiły. W praktyce więc jeśli już jakimś rolnikom udało się wykupić polisy na suszę, to objęły one głównie uprawy ozime.
Przykład z Niemiec i Hiszpanii
Niemcy nie dotują ubezpieczeń
upraw, ale w razie klęski rolnicy
mogą liczyć na pomoc od państwa.
Składki i koszty uzyskania
ochrony ubezpieczeniowej od suszy
są tam tak wysokie, że rzadko
który rolnik może sobie pozwolić
na wykup takiej polisy. Od suszy
w ubiegłym roku ubezpieczonych
było mniej niż 0,2% powierzchni
upraw. W tym jednak roku rolnicy
w Bawarii mogli wykupić polisę
od suszy do 1 kwietnia, za którą
zapłacili jedynie 0,03% sumy
ubezpieczenia (były one tańsze
o ok. 15% niż wcześniej).
Z kolei rolnikom w Hiszpanii podobnie, jak w Polsce, do ubezpieczenia upraw państwo dopłaca do 65%, a susza jest oferowana w ubezpieczeniu pakietowym. Mechanizm wypłaty odszkodowania opiera się tutaj na plonie referencyjnym. Ubezpieczyciel umawia się z rolnikiem na odpowiedzialność, np. za 50, 60 i 70% plonu. Rolnik otrzymuje różnicę pomiędzy plonem referencyjnym a rzeczywistym. Do wprowadzenia jednak takiego rozwiązania potrzeba szczegółowych danych dotyczących plonowania.
Konieczne zmiany
Nasi Czytelnicy często wskazują,
iż resort rolnictwa powinien
się określić i zdecydować na jeden
kierunek wsparcia z tytułu
suszy: albo powszechne ubezpieczenie,
w którym rolnikom zaoferuje
się kompleksowy, niedrogi
produkt ubezpieczeniowy, albo
prosty mechanizm wsparcia. Po
co stosować oba mechanizmy, do
których państwo dopłaca, skoro
żaden z nich nie rozwiązuje
problemu.
Przeciwdziałanie skutkom suszy to obowiązek Wód Polskich. Na lokalne działania na terenach rolnych ze szczególnym uwzględnieniem regionów najbardziej zagrożonych suszą, w tym suszą rolniczą, otrzymały 157 mln zł, z czego 60 mln zł ma być zagospodarowane w postaci inwestycji już w tym roku. Jest gotowa specustwa w tej sprawie, ale to jedynie kropla w morzu potrzeb. Rolnicy z niecierpliwością czekają na rozwiązania z zakresu małej i dużej retencji!
Wsparcie na inwestycje w nawadnianie (100 tys. zł), jakie oferowane jest im w ramach PROW, nie rozwiąże problemu. Tym bardziej, że jest ono obwarowane tak skomplikowanymi wymogami, że przesunięcie tegorocznego naboru do 21 lipca bez zmiany przepisów zapewne nie wpłynie na zwiększenie ilości wniosków.
Magdalena Szymańska