Maszyna mierzyła się z rozrzucaniem przefermentowanego długosłomiastego obornika bydlęcego w gospodarstwie rolnym koło Węgrowa. Rozrzutnik pracował zarówno ze 136-konnym Zetorem Forterra 140, jak i ze 120-konnym John Deere’em 6120M. Oba traktory bez problemów poradziły sobie z maszyną, wszak potrzebuje ona – w zależności od warunków – od 80 do 120 koni. Na rozrzutnik Apollo 13 Premium można załadować do 13 ton obornika. Z załadunkiem mierzył się wspomniany już Zetor wyposażony w ładowacz czołowy Metal-Fach T229 o udźwigu około 1600 kg oraz osiemdziesiątka Ursusa w wersji eksportowej DeLuxe z ładowaczem Agromaszu o podobnym udźwigu. Czeski traktor lepiej sobie poradził, bo i wysokość załadunkowa umieszczonego na nim ładowacza była większa – sięgała 3,75 m. W przypadku polskiego traktora była niższa o 35 cm. To robi różnicę, zważając, że górna krawędź skrzyni rozrzutnika poprowadzona jest na wysokości 2,95 m. Po załadowaniu maszyna wyjechała na łąkę. Darń była wilgotna, miejscami grząska (test odbył się na początku marca), ale zestaw bez większych problemów jeździł po takim terenie nie powodując przy tym nadmiernego ugniatania gleby i powstawania kolein.
To zasługa tego, że koła w rozrzutnikach Apollo są zazwyczaj szerzej rozstawione niż w ciągnikach, dzięki temu nie poruszają się tym samym śladem. Innym atutem konstrukcji opartej na pojedynczych dużych kołach, w tym przypadku o rozmiarze 580/70R38, są mniejsze opory toczenia w porównaniu na przykład do rozrzutników dwuosiowych. Unia jest tego pewna, bo niedawno wykonała badania porównując rozrzutnik Apollo 13 Premium z dwuosiowym Tytanem 13 Premium. Okazało się, że maszyna z wąską skrzynią i pojedynczą osią miała na polu o 20 procent mniejsze opory toczenia. A to oznacza niższe zapotrzebowanie na moc. Duże koła – w porównaniu do układu tandemowego – to też poprawa manewrowości. Trzeba mieć jednak na względzie to, że taki rozrzutnik jest dłuższy od maszyn na tandemie, przez co zachodzi na zakrętach. Wymaga więc odpowiedniej taktyki manewrowania podczas dojazdu na pole czy do gospodarstwa. Inną kwestią jest to, że Apollo w porównaniu z Tytanem, ma większy nacisk na dyszel. I to też trzeba brać pod uwagę.
Apollo został połączony
z dolnym zaczepem traktora.
Wpięte zostały dwie pary złączy
hydraulicznych. Jedna służy do
poruszania zasuwy umieszczonej
przed adapterem, która zapobiega
wydostawaniu się obornika
poza maszynę podczas transportu.
Druga zasila silnik hydrauliczny
przy przekładni zębatej, która
napędza przenośnik podłogowy.
Tak jak w innych tego typu maszynach,
tak i tu, przenośnik podłogowy
składa się z dwóch łańcuchów
połączonych listwami wykonanymi
z ceowników. Producent twierdzi,
że ten element jest niezwykle
trwały, a ma to gwarantować zastosowanie
łańcuchów górniczych
z oczkami o przekroju 14 mm. To
właśnie od prędkości przesuwu
przenośnika zależy dawka obornika.
Choć nie tylko, bo wpływ ma też prędkość jazdy, szerokość robocza, a nawet masa stosowanego nawozu. W testowanej maszynie do ustalania posuwu służy pokrętło regulatora przepływu, które znajduje się w przedniej części maszyny, przed skrzynią. Zaznaczona jest na nim tylko skala liczbowa niemająca żadnego przełożenia na dawkę. Dlatego, aby precyzyjnie nastawić normę wyrzutu trzeba skorzystać z tabel zawartych w instrukcji obsługi. Aby to co ustawimy miało jednak przełożenie w praktyce, współpracujący z rozrzutnikiem traktor musi dysponować przepływem oleju na poziomie co najmniej 45 l/min. Dobrze jak posiada też gniazdo wolnego spływu, bo wtedy opory przepływu będą mniejsze.
Skrzynia rozrzutnika
jest tak zbudowana, że u podstawy
ma szerokość ok. 1,5 metra. Im
dalej do tyłu, tym odstęp między
ścianami się zwiększa. To jest celowy
zabieg konstrukcyjny związany
z niedopuszczeniem do zaklinowania
się materiału. W standardowych
rozrzutnikach Apollo bezpośrednio
do tylnej części skrzyni
przykręcany jest adapter. Ale nie
w testowanej przez nas maszynie.
Tutaj znajduje się jeszcze specjalny
łącznik w postaci blach ukośnych,
który sprawia, że zanim obornik
trafi na adapter, jest rozluźniany.
To jest niezwykle istotne, bo dzięki
temu materiał swobodniej wydostaje
się ze skrzyni ładunkowej
i jest lepiej przechwytywany przez
noże i zwoje adaptera. Nie jest przy
tym wciskany do skrzyni.
A im szerszy adapter, tym szersze są też same bębny. Wiadomo, że gdy mają większą średnicę są też cięższe, co oznacza większą ich bezwładność. Takie bębny pracują płynniej i trudniej je zapchać. Konstrukcyjnie każdy z bębnów jest zbudowany tak, że posiada po 4 zwoje. Do ich krawędzi są przykręcone noże – zarówno rozdrabniające, jak i wyrzucające. Łącznie 28 sztuk. Noże są wykonane z trudnościeralnej stali Hardox. U podstawy bębnów znajdują się jeszcze tarcze o średnicy 90 cm z trzema wymiennymi łopatkami. Co prawda nie mają takiego zadania jak w poziomych adapterach, gdzie cały materiał przez nie przechodzi. Tutaj pełnią funkcję zabezpieczającą, wyrzucając przede wszystkim obornik znad samej podłogi, który nie przechodzi przez bębny.
Producent rozrzutnika
twierdzi, że adapter dwumetrowy
wyrzuca obornik dalej o 20–30 procent
w porównaniu do takiej samej
maszyny, ale wyposażonej w adapter
mierzący 1,5 metra. Pozostaje
wierzyć na słowo, bo aby to sprawdzić,
musielibyśmy testować w tym
samym czasie dwie takie maszyny.
Unia twierdzi, że takie porównanie
wykona. My takiego komfortu
na razie nie mieliśmy, więc możemy
tylko podać nasze subiektywne
wnioski z pracy maszyny. Rozrzutnik
faktycznie wyrzucał obornik
na szerokość około 12 metrów. Już
wizualnie widać było, że maszyna
doskonale radziła sobie z rozdrabnianiem
i rozrzucaniem zbitego, nasiąkniętego
wodą nawozu. Z tej maszyny
nie wylatywała praktycznie
żadna duża bryła obornika. Adapter
wszystko ciął i rozdrabniał.
A takie duże bryły są sporym problemem,
bo powodują zapychanie
się sekcji roboczych narzędzi uprawowych,
a po orce często pozostają
nieprzykryte, co powoduje utratę
wartościowych składników. Maszyna
zachowywała też doskonałą
równomierność rozrzucania, co od
razu dało się zauważyć po rozłożeniu
masy na polu.
Przemysław Staniszewski