–16 lat temu specjalizowałem się w hodowli bydła mlecznego utrzymując 35 krów. Niska opłacalność tego kierunku sprawiła, że z mleka zrezygnowałem. Sprzedałem całe stado i postawiłem na bydło mięsne, zaczynając od zakupu wysoko cielnych jałówek rasy limousine. Dziś utrzymuję blisko 80 sztuk, a zarabiam głównie na sprzedaży odsadków w wadze 250–300 kg – informuje Tadeusz Smoliński, dodając, iż ceni limousine m.in. za umięśnienie, zdolność przystosowania się do różnych warunków środowiska, dobre zdrowie, łatwość wycieleń i dużą żywotność cieląt. – Ponadto rasa ta doskonale sprawdza się zarówno w chowie ekstensywnym na pastwiskach, jak intensywnym, w budynkach inwentarskich, tak jak jest u mnie. To właśnie z tego powodu wybudowaliśmy dla nich oborę, by w okresie zimowym nie traciły energii na ogrzanie organizmu, ale by utrzymywały przyrosty dobowe na wysokim poziomie.
Hodowca przyznaje, że jałówki limousine często agresywnie reagują na nieznane sytuacje, np. przeprowadzanie, ważenie czy zabiegi weterynaryjne. Matki posiadają bardzo silny instynkt macierzyński. Krowy tak chronią własne cielęta, że wręcz uniemożliwiają wykonywanie prostych zabiegów zootechniczno–weterynaryjnych.
– Do zalet tej rasy należy też wysoka mleczność krów, niski procent upadków, dobra żywotność oraz szybki wzrost i rozwój cieląt. Dzienne przyrosty buhajków do odsadzenia często przekraczają 1000 g – mówi hodowca.
Rolnicy posiadający znaczny areał trwałych użytków zielonych w sezonie wiosenno–jesiennym ponoszą niewielkie nakłady finansowe związane z żywieniem mięsnego stada.
Bydło żywione jest tutaj wyłącznie paszą objętościową. Latem przebywa na pastwiskach, zimą dostaje słomę, sianokiszonkę i wysłodki buraczane. Niestety, coraz częściej susze powodują problemy z zabezpieczeniem niezbędnej ilości pasz, którą hodowca musi zakupić z zewnątrz.
Tadeusz Smoliński, zapytany o opłacalność hodowli odpowiedział. – Cena żywca wołowego spadła drastycznie ponad rok temu i do tej pory nie zdołała się odbudować. Zdarzają się jednak indywidualni odbiorcy, mający zbyt na Zachodzie, którzy płacą dobrze. Mam szczęście współpracować z takim i jest on w stanie zapłacić za byczka 12,50 zł/kg, a za jałóweczkę 11 zł/kg netto. Sprzedajemy odsadki w wadzie ok. 300 kg, wówczas uzyskujemy najlepszą cenę. Jeśli byczek waży więcej, np. 350 kg, to otrzymuję za 300 kg normalną cenę, a za 50 kg dodatkowej wagi, płaci mi 50 proc. ceny byka ciężkiego, czyli 5 zł/kg. Rocznie sprzedajemy ok. 60 odsadków. W ostatnich latach rodzi się nam więcej jałówek niż byczków, a to właśnie one dają więcej pieniędzy. Opłacalność jednak maleje, m.in. dzięki wspomnianej konieczności dokupowania pasz. Jesteśmy w stanie funkcjonować, więc się jeszcze opłaca, ale w tym miejscu dodam, że nie „liczymy” własnej pracy. Od wielu lat zaciskamy pasa, lecz powoli nie ma już czego zaciskać. Obracamy dużymi pieniędzmi a niewiele z tej kwoty pozostaje – informuje gospodarz.
Hodowca zapytany o przyszłość mięsnych stad poinformował, iż w czasie ostatnich 3 lat, w najbliższej okolicy 3 gospodarstwa rozpoczęły hodowlę zakupując jałówki. Odbyło się to jednak kosztem likwidacji trzody chlewnej.
– Widzę zainteresowanie tym kierunkiem produkcji. Myślę, że hodowla ras mięsnych, szczególnie limousine i charolaise będzie się rozwijać. Szczególnie, jeśli ktoś ma możliwości wypasania mamek przez 7 miesięcy w roku. Synowie planują powiększenie stada. Ja uważam, że w obecnej sytuacji jest to nierealne. Pomimo że mamy duży areał, paszy brakuje – powiedział na zakończenie hodowca.
Ireneusz Oleszczyński