Maciej Smaruj z Modliszewa w powiecie gnieźnieńskim zamiłowanie do pszczelarstwa, jak i samą pasiekę odziedziczył po ojcu Wojciechu. Prowadzi pasiekę hodowlaną zajmującą się hodowlą matek pszczelich, które trafiają do innych pszczelarzy w kraju i za granicą. Jak podkreśla pszczelarz, dobry materiał genetyczny to podstawa – jak w każdej produkcji zwierzęcej. W przypadku pszczół ważne, by były łagodne, miodne oraz odporne na warunki środowiskowe.
W ostatnim czasie powstaje wiele nowych pasiek, można powiedzieć, że zrobiła się na nie moda. Jednak wiele osób nie posiada wystarczającego doświadczenia i z tego powodu początkujący pszczelarze ponoszą porażki. Dlatego często muszą wymieniać matki pszczele i rozpoczynać wszystko od nowa.
– Pozyskujemy też różne produkty pszczele. Oprócz miodu są to pyłek pszczeli, propolis, pierzga. Najbardziej jednak skupiamy się na hodowli matek i to nam zajmuje najwięcej czasu. Musi to być wartościowy materiał genetyczny. Matka pszczela składa 1–2,5 tys. jaj na dobę, więc po dwóch sezonach jej organizm jest na tyle wyczerpany, że należy ją wymienić – mówi Maciej Smaruj.
Nie zatruwajmy pszczół
Pszczelarz apeluje do rolników
o zachowanie szczególnych środków
ostrożności w trakcie prac
polowych, zwłaszcza przy stosowaniu
środków ochrony roślin.
Zwraca uwagę na potrzebę współpracy
i budowania dobrych relacji
między rolnikami i pszczelarzami.
Intensywne rolnictwo, wielohektarowe
gospodarstwa, brak miedz
i monokultury nastawione na uzyskiwanie
wysokich plonów bardzo
ograniczają powierzchnie pożytków
dla pszczół. Uprawia się głównie
ziemniaki, buraki czy kukurydzę.
Jest, co prawda, dużo rzepaku
i wszystkim wydaje się, że to raj
dla pszczół. Tymczasem, zdaniem
pana Macieja, rzeczywistość jest
zupełnie inna.
– W rzepaku stosuje się obecnie duże ilości środków ochrony roślin. Opryski wykonywane są często także w ciągu dnia, również w okresie kwitnienia. Nawet jeśli na różnego typu preparatach widnieje informacja, że są nieszkodliwe i faktycznie pszczoły przeżyją, to przechodzą ich zapachem i nie zostaną później wpuszczone do ula. Tym samym są skazane na śmierć. Warto więc wykonywać wszelkie zabiegi chemiczne jak najpóźniej wieczorem. Wszędzie w Europie zakazuje się nikotynoidów, a u nas wycofano się z tego zakazu, szkodząc w olbrzymim stopniu pszczołom. Również to, że odmiany rzepaku są genetycznie modyfikowane, powoduje, że nie wymagają zapylania, a przez to pszczoły wracają z takich pól bez nektaru i są wręcz agresywne z tego powodu – wyjaśnia rolnik.
Susza także jest wrogiem pszczół, gdyż rośliny wówczas bardzo szybko przekwitają. Rolnicy zbierają niższe plony z pól, a pszczelarze mniej miodu. Wszystko to sprawia, że pasieki uzyskują o jedną trzecią mniej miodu. Dawniej było to 50–70 kg z ula, obecnie – od 15 do 25 kg. Kiedyś sezon trwał do lipca, sierpnia, a teraz pszczoły trzeba często dokarmiać już w czerwcu, bo brakuje pożytków. Cena sprzedaży miodu wynosząca 30–35 zł za 1 kg nie wydaje się więc, zdaniem gospodarzy, wygórowana.
Potrzeba więcej pożytków
Zmiany klimatu powodują nie
tylko susze, ale również bardzo
ciepłe zimy, które dezorientują
pszczoły. Matki zaczynają wówczas
składać jaja, cały rój potrzebuje
więcej pokarmu. Gdy temperatura
znowu spadnie, składanie
jaj jest zahamowane i kłąb, który
tworzą pszczoły w celu przezimowania
w ulu, raz się rozluźnia,
potem znowu zbija, dochodzi
do zaburzenia naturalnego rytmu
i upadków wśród pszczół lub do
ich wyczerpania.
– Pszczoły, jeśli są dobrze dokarmione i wyleczone, lepiej zniosą w zimie temperaturę –20°C niż 10°C na plusie – mówi Maciej Smaruj.
Nie bez znaczenia są także choroby atakujące pszczoły, które przyczyniają się do zmniejszania ich populacji.
– O ile z chorobami możemy jeszcze walczyć, wiemy, jak im zapobiegać, jakie preparaty ewentualnie zastosować, o tyle z środkami ochrony roślin nie jesteśmy w stanie wygrać. To one głównie dziesiątkują pasieki. Tam, gdzie ule stoją w pobliżu plantacji rzepaku, przy nierozważnym stosowaniu środków ochrony roślin dochodzi do wytrucia pszczół – ubolewa gospodarz.
Jak dodaje Wojciech Smaruj, ojciec pana Macieja, w dzisiejszych czasach pszczelarze muszą przenosić się z ulami do lasów. Miodu uzyskuje się tam mniej, ale jest on lepszej jakości, a pszczoły są zdrowsze. Jego zdaniem rolnicy nie zawsze doceniają rolę pszczół, a jak pokazują badania, plon rzepaku czy innych roślin może być wyższy nawet o 30% dzięki zapyleniom.
– Dwie trzecie żywności, którą spożywamy, zawdzięczamy pracy pszczół jako zapylaczy, więc to od nas wszystkich zależy przyszłość, bo brak zapylania to brak plonów, brak owoców i kiedyś może po prostu zabraknąć nasion – podkreśla Wojciech Smaruj.
Pszczelarze marzą o tym, by w okolicy było na polach więcej facelii czy gryki. Również rośliny, które można posadzić w przydomowych ogródkach, są miododajne i mogą służyć pszczołom. Przykładem są chociażby lawenda, nostrzyk, śnieguliczka, wrzos oraz popularne ostatnio oxytree, czyli tzw. drzewa tlenowe. Korzystne jest, kiedy nie strzyżemy trawników na przysłowiowy dywan, a pozwalamy, by rosły na nich koniczyna czy też mniszek, słonecznik oraz zioła. Wszystkie kwiaty, które nie są opryskiwane, pozwalają pszczołom na pozyskanie nektaru.
Zrozumienie problemu
– Odpowiedzialność rolników,
wzajemne zrozumienie i szacunek
pozwolą rozwijać się zarówno
rolnictwu, jak i pszczelarstwu,
dla dobra nas wszystkich. Bardzo
pomogłoby wsparcie dla rolników,
którzy zdecydują się na uprawianie
miododajnych roślin w sposób
naturalny, bez użycia środków
chemicznych. Taki program byłby
szansą dla pszczelarzy. W przeciwnym
razie nie jesteśmy w stanie
każdego roku odnawiać pasiek –
podkreśla Maciej Smaruj.
Jak opowiada, w Austrii na przykład rolnicy, którzy zostawią niewielki pas pola z przeznaczeniem na rośliny miododajne, otrzymują dopłaty za ekologię.
– Aby uświadamiać społeczeństwo w kwestii ważnej roli pszczół, przeprowadzamy na naszym terenie różnego rodzaju kampanie i akcje, które mają służyć ich ochronie. W Gnieźnie powstaje pasieka miejska, organizowane są spotkania z młodzieżą poświęcone ekologii i roli pszczół. Powstaną łąki kwietne, które stworzą pszczołom odpowiednie warunki. Oczywiście, z powodu koronawirusa chwilowo wszystko zostało wstrzymane – wyjaśnia gospodarz.
Pszczelarze, którzy należą do związków i posiadają wymaganą liczbę uli, mogą starać się o dofinansowania. Maciej Smaruj dzięki dotacji z programu „Restrukturyzacja małych gospodarstw” zakupił rodziny pszczele i powiększył pasiekę oraz zakupił sprzęt potrzebny do wytwarzania miodu. Obecnie ma 350 rodzin pszczelich zlokalizowanych w 8 różnych miejscach w promieniu około 20 km od gospodarstwa.
Jak wyjaśnia, do obsługi uli potrzebny jest podstawowy sprzęt, w który trzeba zainwestować minimum kilka tysięcy złotych – niezależnie od tego, czy ma się 2 ule, czy 20. Gospodarz prowadzi sprzedaż bezpośrednią miodu i jak przekonuje, każdy może znaleźć wśród miodów swój ulubiony smak. A warto, bo miód ma właściwości prozdrowotne.
– Miody różnią się od siebie. Niezależnie od rodzaju, naturalny miód, który nie został przegrzany, prędzej czy później powinien skrystalizować. To świadczy o jego wysokiej jakości. Jeśli skrystalizuje połowa miodu w słoiku, to oznacza, że produkt był nie najlepszy, jest w nim za dużo wody, był przegrzany lub mieszany. Miód rzepakowy, najpopularniejszy w Wielkopolsce, krystalizuje najszybciej – wyjaśnia Maciej Smaruj.
Dominika Stancelewska