Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

W Karkowie Otwarta Dłoń dla każdego

Data publikacji 29.04.2020r.

Żeby mieć pomysł na swoją wieś, nie trzeba dojrzałego wieku i dziesiątków lat doświadczeń. Czasem wystarczy młodość i zapał, który jest naturalnym jej paliwem. Tak jest z Pawłem Datkiewiczem, 25-latkiem, i jego stowarzyszeniem „Otwarta Dłoń”, które zmienia od kilku lat oblicze Karkowa pod Chociwlem.

Od urodzenia mieszka w Karkowie, które jest wsią popegeerowską. O sobie mówi, że jest blokowcem.

– Kiedy zlikwidowano pegeery, ludzie potracili pracę i sens życia. Pozamykali się w blokach. Nie pamiętam tego, ale znam z opowieści. I od dziecka obserwowałem tego skutki – opisuje pokrótce krajobraz Paweł.

Kiedy miał zdawać maturę, w jego życiu osobistym sporo się zmieniło. Wtedy pomyślał, że chciałby też zmienić świat wokół siebie. Najpierw planował założenie we wsi centrum wolontariatu. Pomysł spalił na panewce, ale udało mu się zebrać kilku młodych ludzi z wioski i okolic. Zaczęli działać w 2015 roku jako grupa nieformalna.

– Zrobiliśmy imprezę dla dzieci na zakończenie wakacji. Maskotki chodziły po wsi i zapraszały. Pomogła nam stacja radiowa w Stargardzie i zakład pogrzebowy Hades. Baliśmy się, że przyjadą na imprezę pod hasłem „Mamo, tato, baw się razem z nami” karawanem. Przyjechały osobówką dwie panie, były zachwycone przedsięwzięciem – opowiada, żartując, Paweł i dodaje, że pomogli również Grupa Szkół Niepublicznych i radni.

Kurczak w Otwartej Dłoni
Jeszcze jako „nieformalni” zrobili kilka imprez – Dzień Babci i Dziadka, jasełka. Spotykali się w nowej świetlicy, którą cieszą się od ośmiu lat. Stowarzyszenie „Otwarta Dłoń” zarejestrowali w 2016 roku.

– Zakładaliśmy je sami, posiłkując się wyłącznie Internetem. Pomógł nam trochę Ośrodek Wspierania Ekonomii Społecznej – wspomina Paweł.

Pierwszym projektem stowarzyszenia były „Letnie warsztaty nordic walking”. Za 3 tys. zł z dotacji kupili kilkanaście par kijków, odblaski, zatrudnili instruktorkę i na zakończenie zrobili ognisko. Udało się wyciągnąć panie, a nawet panów, z domów. Jeszcze w 2016 zrobili duży piknik z fundacją Tesco. Dostali od niej 5 tys. zł.

– Zrobiliśmy Dzień Pieczonego Kurczaka, którym zainaugurowaliśmy cykliczną imprezę „Kargule i Pawlaki”. Mieliśmy pawilon, trzyosobowe jury. Niefortunne było to, że udział mógł wziąć każdy. Wystartowała też moja mama. Komisja oceniała anonimowe potrawy, ale traf chciał, że faszerowane skrzydełka mamy wygrały. Potem były domysły, że to dlatego, że ja ten konkurs organizowałem. Po tym incydencie mama zupełnie się wycofała. W kolejnym roku wprowadziliśmy zapis w regulaminie, że nie może uczestniczyć nikt ze stowarzyszenia ani nikt z rodzin. I też mamy problem, bo w takiej małej społeczności niemal każdy z każdym jest spokrewniony albo spowinowacony – żali się Paweł.

Kargule z Pawlakami
Przyszedł rok 2018 i kolejna edycja „Karguli i Pawlaków”. Tym razem w podtytule impreza miała piknik patriotyczny. Za 10 tys. zł z programu marszałkowskiego „Społecznik” i kilka zastrzyków finansowych od firm i sponsorów zrobili piknik, konkursy piosenki patriotycznej i wiersza patriotycznego, i, kolejny raz, konkurs na pieczonego kurczaka. Ale przede wszystkim zorganizowali warsztaty z tworzenia murali. Zaprosili specjalizującą się w takich malowidłach firmę. W efekcie na ścianie świetlicy powstał patriotyczny mural z polską flagą i orłem.

„Otwarta Dłoń” zorganizowała jeszcze Dzień Ziemniaka, a tydzień później Paweł został radnym. I wziął udział w projekcie pod nazwą „Zawsze otwarte drzwi do karkowskiej świetlicy”, który zaplanowały jego koleżanki tworzące nieformalną grupę.

– Było głośne czytanie książek, zorganizowaliśmy w świetlicy kafejkę dla mieszkańców, konkursy, gry planszowe, kupiliśmy bilard, a nawet dwie maszyny – do waty cukrowej i popcornu – wylicza.

W 2019 roku uczestniczyli w Gali Wolontariatu w szczecińskiej filharmonii. Mają kogo zgłaszać do konkursu, bo ich organizację wspiera potężne grono wolontariuszy. A „Kargule i Pawlaki” w zeszłym roku ratowały i uczyły ratować.

– Z dwoma ratownikami medycznymi uczyliśmy pierwszej pomocy. A dlaczego Kargule i Pawlaki? Bo w naszej wsi mieszkańcy trochę się boczą i formują dwa obozy. Tak trochę nas się kojarzy. Ale traktujemy to z przymrużeniem oka – mówi Paweł.

Zamiast mioteł maszyny
Dzień Zaczarowanego Ziemniaka? Mieszkańcy stanęli do konkursu na najmniejszą i największą bulwę. Dzień Zakręconego Animatora? Stowarzyszenie zorganizowało dla mieszkańców powiatu dwudniowe szkolenie z animacji kulturalnych. A potem Dzień Seniora z zabawą do rana. Ponoć goście wychodzili ze świetlicy nad ranem. W tym roku już miało w Karkowie wrzeć. Miało być sprzątanie wsi. A „Kargule i Pawlaki” miały uczyć ratować zwierzęta i promować ich adopcje. Zamiast tego dziewczyny proszą starsze panie o wyciągnięcie maszyn do szycia i stawiają pierwsze kroki w operowaniu stopką i igłą.

– Będą szyć maseczki. Wyciągnąłem starą maszynę babci, na pedał. Nie wiem, może się przyda. Przerażają mnie tylko ceny surowców. Zamówiliśmy ostatnio 200 m gumki. I zapłaciliśmy za nią 600 zł! Są tacy, którzy mówią, że nie będą nosić. Ale są tacy, którzy mówią, że nie będzie ich stać na maseczki! Od trzech tygodni robimy też starszym i niepełnosprawnym zakupy. Boję się, że nie będzie sprzątania wsi. Mamy jeszcze dwie rodziny w kwarantannie – mówi o bieżącej sytuacji założyciel „Otwartej Dłoni”.

Żyją nadzieją, że udadzą się im zimowe projekty. Póki co złożyli dwa wnioski na animacje i zajęcia dla dzieci online. Chcą zapraszać ciekawe osoby przed kamery smartfonów czy komputerów i przedstawiać je dzieciom w Internecie. W ramach pandemicznego projektu po wsi dziesięć razy ma przejść dinozaur i rozdać dzieciom zestawy kredek. Mamy nadzieję, że wyjdzie. I ogłosi wiosce, że jest już bezpieczniej.

Karolina Kasperek

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a