Mariannę zobaczyłam w telewizji, kiedy opowiadała o rozmiarze katastrofy w Biebrzańskim Parku Narodowym. A kiedy okazało się, że prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, stało się jasne, że trzeba z nią porozmawiać. O pożarze, ale przede wszystkim o tym, jak z pandemią radzą sobie ci, którzy zarabiają na przyjmowaniu niewielkich grup gości pod swój dach.
A może byś przyjęła?
Rogałowie mieszkają
w rodzinnym gospodarstwie
Wiesława. Marianna
urodziła się w pobliskim
Kopytkowie. Do 2010 roku
oboje prowadzili gospodarstwo
rolne, w którym
utrzymywali kilkanaście
krów mlecznych i uprawiali
buraki cukrowe. Jednocześnie
oboje pracowali na
etatach. Wiesław jeździł
w transporcie ciężarowym,
a Marianna, z wykształcenia
kucharka, pracowała
w domu pomocy społecznej.
Z uprawy zrezygnowali,
kiedy upadła cukrownia
„Łapy”. Przez kilka lat trzymali
jeszcze krowy.
– Mieliśmy kilkanaście sztuk bydła, w tym kilka sztuk rasy polskiej czerwonej. Ale przez kilka lat tak padało, że nie dało się zebrać siana z naszych łąk. Musieliśmy kupować paszę od innych. I wtedy hodowla przestała się opłacać. Jakieś dwanaście lat temu zostawiliśmy tylko byki i jałówki, a sobie – dwie krowy, które wciąż, jak dawniej, pędziliśmy na cały dzień na łąki. I już po głowie chodziło nam otwieranie agroturystyki – wspomina Marianna.
Latem dziesięć lat temu kuzynka z Warszawy zadzwoniła do nich z pytaniem, czy nie przyjęliby pod swój dach jej znajomych. W okolicy wszystkie kwatery były już zajęte.
– Trochę miałam obawy. Ale goście byli zachwyceni. I tak zaczęliśmy. Dzieci mieliśmy już wtedy w szkołach ponadpodstawowych, więc były po nich wolne pokoje. Wciąż pracowałam w DPS-ie, ale udało się podjąć gości. Gotowałam im, piekłam, opowiadaliśmy im o tym, jak żyjemy, jak cudne i trudne potrafi być życie nad Biebrzą – wspomina gospodyni Biebrzańskiego Eldorado.
Na przeloty i zepsute ogórki
Wiesław zabrał pierwszych
gości do dojenia,
zaprowadził na łąki, żeby
pokazać koszenie. W kolejnym
roku Rogałowie reklamowali
się już na stronie
internetowej. Zapraszali
do pięciu pokoi i piętnastu
miejsc noclegowych. Na kajaki
i wycieczki po słynnym
Czerwonym Bagnie. Dziś
mają najwięcej turystów
od marca do września, ale
i zimą znajdują się chętni
na biebrzańską aurę.
– Gości przyciągają do nas także słynne przeloty ptaków w marcu. Kiedyś przyjechał pan z Krakowa. Powiedział, że nie bardzo wierzy w obrazki i zdjęcia w Internecie. Wzięliśmy go w miejsce, w którym stacjonowały gęsi. Zobaczył te tysiące i mało nie zemdlał – wspomina Marianna.
Cieszy ją, kiedy goście proszą o dokładki. A jeszcze bardziej, kiedy chcą przepisy. To jej zresztą nie dziwi, bo przygotowuje wszystko z największą pieczołowitością ze swoich surowców. Rogałowie mają własne mleko, swojski ser, jaja, na miejscu wędzą mięso kupowane w zaprzyjaźnionej rzeźni. A jeśli zabraknie warzyw, gospodyni kupuje je u sąsiadek. Sama piecze chleb i robi ogórki małosolne. O nich kiedyś pewien Irlandczyk powiedział do Marianny: „Dobre te twoje zepsute ogórki”. Nigdy nie usłyszała piękniejszego komplementu. Atrakcją Eldorado jest też prawdziwa regionalna kuchnia – Marianna przyrządza rdzenne podlaskie potrawy, jak choćby oładzie, czyli drożdżowe racuchy. Ostatni raz goście raczyli się nimi jeszcze w połowie marca. Do czasu, aż na Dolistowo Stare spadła najpierw jedna, a potem druga katastrofa.
Goście z płynem i szmatką?
– Mieliśmy już zamówionych
gości na koniec
marca i kwiecień. Nie mówiąc
o majówce. Z powodu
koronawirusa poodsyłaliśmy
w całości wpłacone
zaliczki. Właściwie
od dwóch miesięcy nie
mamy żadnych dochodów,
a utrzymujemy się głównie
z agroturystyki. Żyjemy
z oszczędności, których
trochę mieliśmy. Sprzedajemy
ziarno. Goście dzwonią,
pytają. Ale póki co nie
mamy pojęcia, co im odpowiedzieć
– mówi z niepokojem
Marianna.
Zastanawia się, jak mogłaby wyglądać ich działalność, gdyby wirus nie odpuszczał. Pokoje dla gości ma w swoim domu, ale jest tam osobne wejście i oddzielna kuchnia, w której goście, stanowiący na przykład jedną rodzinę, mogliby sami przygotowywać posiłki.
– Mogłabym im też donosić te moje specjały. Ale na pewno odpada goszczenie turystów, jak dawniej, w mojej kuchni. Nie wiem, czy nie jestem nosicielem wirusa, chcę, żeby byli bezpieczni. Mniejszy problem będą chyba mieć ci, którzy mają oddzielny budynek dla turystów. Ale nawet gdybyśmy taki mieli, też nie dałoby się zrobić wszystkiego, co normalnie proponujemy. Jedną z naszych atrakcji jest zwoływanie grupy turystów z kilku sąsiednich gospodarstw jednego dnia na wycieczkę busem do Czerwonego Bagna. Tak jest oszczędniej. Teraz to chyba będzie niemożliwe. Goście, jeśli nie są rodziną, nie będą też mogli korzystać z naszej tratwy biesiadnej, na której można pływając, urządzić nawet grilla – mówi Marianna.
Kiedy rozmawiałyśmy ostatniego dnia kwietnia, jeszcze nie było wiadomo, kiedy i w jaki sposób zostaną poluzowane obostrzenia i czy gospodarstwa agroturystyczne będą mogły przyjmować turystów, a jeśli tak – pod jakimi warunkami. Oczywistym było, że trzeba będzie intensywniej sprzątać pokoje. Marianna zastanawiała się też, czy angażować gości do dbania o sterylność otoczenia.
Co może agroturystyka
Chwilę przed zamknięciem
numeru ogłoszono
drugi etap odmrażania
gospodarki. Dotyczy on
przede wszystkim hoteli,
pensjonatów i miejsc noclegowych.
Zaglądaliśmy
więc na strony Ministerstwa
Rozwoju, na których
umieszczono informację
z zasadami otwierania takich
obiektów. Dotyczyły
jednak przede wszystkim
pensjonatów i hoteli,
a więc dużych obiektów
z dużą liczbą pokoi, w których
możliwe jest współbytowanie
sporej grupy ludzi
w warunkach pozwalających
na zachowanie bezpieczeństwa
w czasie epidemii.
Dowiedzieliśmy się
tam jedynie, że, zgodnie
z nowymi zasadami, w jednym
pokoju nie może być
zakwaterowanych więcej
niż dwie osoby. To w przypadku
pensjonatów stosunkowo
niewielka uciążliwość,
ponieważ takie miejsca
dysponują głównie pokojami
jedno- i dwuosobowymi.
Inaczej jest w agroturystykach.
Tam często
pokój przewidziany jest na
trzy osoby, a wiele z tych
pokoi – nawet na pięć osób.
A to oznacza dużo poważniejsze
straty. W gospodarstwie,
w którym dotąd
mogło wypoczywać łącznie
nawet ponad dwadzieścia
osób, teraz będzie mogło
ich być najwyżej dziesięć
– zgodnie z zasadą, że
gości może być maksymalnie
dwa razy tyle co pokoi.
Co na to Inspektor?
O konsultację w tej sprawie
poprosiliśmy Polską
Federację Turystyki Wiejskiej
„GG”.
– 22 kwietnia, nie wiedząc jeszcze, kiedy nastąpi poluzowywanie obostrzeń, napisaliśmy do Głównego Inspektora Sanitarnego i podaliśmy własne rekomendacje. Otrzymaliśmy 30 kwietnia odpowiedź z wytycznymi specjalnie dla obiektów agroturystycznych. Zakłada się na przykład, żeby minimalizować liczbę pokoi, gdzie w każdym jest inna rodzina, tylko żeby iść w kierunku tworzenia mieszkań czy apartamentów z osobnymi wejściami. Wysłaliśmy do naszych członków informacje, wzorcowe dokumenty, wzory oświadczeń, skierowania, regulaminy pobytu – podpowiedzi, które mogłyby pozwolić właścicielom na odnalezienie się w tej nowej sytuacji – powiedział nam Wiesław Czerniec, prezes federacji.
Przyjmujcie rodziny
Wytyczne zostały
umieszczone na stronie
www.agroturystyka.pl. Co
możemy w nich przeczytać?
Zasady ujęte zostały
w pięciu blokach. W pierwszym,
mówiącym o zasadach
ogólnych, przeczytamy
m.in., że w przemieszczaniu
się gości obowiązuje
zasada 2 m odległości.
Że w obiektach z większą
liczbą pokoi i wspólnymi
ciągami komunikacyjnymi
zaleca się oferowanie wyjazdów
rodzinnych. Chodzi
o to, by na przykład na jednym
piętrze nie spotykali
się ludzie z kilku różnych
miejsc w Polsce, ale żeby
zajmowała je jedna rodzina.
W zaleceniach przeczytamy
też, że preferowaną
formą zakwaterowania są
domki i samodzielne jednostki
mieszkalne z kuchnią
i łazienką. Czyli takie,
w których samemu można
przygotować posiłek
i gdzie można do minimum
ograniczyć kontakt z gospodarzami.
Nie ma jednak
w wytycznych zakazu
przyjmowania gości pod
swój dach. Jest natomiast
rekomendacja, by tam,
gdzie w przestrzeni wspólnej
toalety mają więcej kabin,
w jednym momencie
wykorzystywać połowę
ich liczby – po to, by móc
utrzymać dystans 2 m.
Wymagaj też od gości Gospodarstwa będą też musiały zamknąć swoje dodatkowe atrakcje – z użytku wyłączone muszą być fontanny, baseny, siłownie i miejsca do ćwiczeń, place zabaw i wspólne miejsca przebywania zakwaterowanych, jak sale zabaw, świetlice wypoczynkowe, wspólne kuchnie.
Inspekcja Sanitarna nakłada też na właścicieli promowanie przestrzegania zasad higieny, w tym nie tylko wywieszanie plakatów informacyjnych i egzekwowanie od gości, by zasłaniali usta i nos, kaszląc albo kichając. Od gości należy też wymagać noszenia maseczek, a z drugiej strony zapewnić im przynajmniej jeden punkt, w którym mogą zakupić maseczki i rękawiczki, a także udostępnić maksymalnie dużą liczbę pojemników z preparatem dezynfekcyjnym przy wejściach.
Właściciele gospodarstw agroturystycznych będą mieli teraz co robić. W wytycznych zaleca się mycie wspólnych toalet, ale i różnych powierzchni znajdujących się we wspólnych ciągach komunikacyjnych przynajmniej cztery razy dziennie.
W trakcie pobytu gości odradza się stosowanie klimatyzacji, zaleca się natomiast wietrzenie pokoi. Przed zakwaterowaniem kolejnych gości w pokoju czy domku należy przeprowadzić dokładne mycie i dezynfekcję za pomocą płynów wszelkich sprzętów. Pościel należy prać przynajmniej w 60°C z użyciem detergentu.
Gościom możemy udostępnić rower czy kajak, ale po każdym użyciu sprzęt należy zdezynfekować.
Jeśli dysponujemy jedną wspólną jadalnią, ustalmy osobne godziny posiłków dla każdej z rodzin. Jeśli możemy, dostarczmy posiłki do pokoi. Oczywiście w jadalniach również obowiązują zasady dezynfekowania sprzętów.
Wytyczne przewidują też sytuację, w której podejrzewamy u gościa infekcję. Takiej osoby nie można wpuścić na teren obiektu. Należy ją poinformować o konieczności udania się na najbliższy oddział zakaźny. Osoba powinna udać się tam własnym transportem albo wezwać służby, dzwoniąc pod numer 999 lub 112. Jeśli objawy pojawią się u kogoś w trakcie pobytu, postępujemy podobnie.
Karolina Kasperek