Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Chaos z odbiorem świń w strefie ASF w Wielkopolsce

Data publikacji 13.05.2020r.

Ponad 450 gospodarstw utrzymujących trzodę chlewną w Wielkopolsce, regionie z największą produkcją świń w Polsce, znalazło się w strefach zagrożonej i zapowietrzonej, a sprzedaż zwierząt z nich została zablokowana. W stadach tych znajduje się łącznie niemal 30 tys. świń. Gospodarstwa te obowiązuje bezwzględny zakaz wyprowadzania świń przez 40 dni w strefie zagrożonej i 30 dni w strefie zapowietrzonej (z możliwością skrócenia o 10 dni), licząc od momentu likwidacji ogniska.

W listopadzie 2019 r. został wykryty pierwszy przypadek afrykańskiego pomoru świń u dzików w zachodniej części kraju. Od tego czasu wirus rozprzestrzenił się w trzech województwach zachodniej Polski: lubuskim, dolnośląskim i wielkopolskim, doprowadzając jednocześnie do wybuch dwóch ognisk choroby w tym regionie.

Rolnicy ze strefy niebieskiej w Wielkopolsce informują, że z powodu wirusa i obostrzeń z nim związanych nie mają gdzie sprzedać tuczników. Mają wrażenie, że Inspekcja Weterynaryjna nie przewidziała takiej sytuacji i nie ma opracowanych rozwiązań, pomimo że wirus afrykańskiego pomoru świń jest obecny na zachodzie kraju od prawie pół roku.

– Kiedy od rolników zaczęto wymagać bioasekuracji, nawet jeśli byli w białej strefie, zaczęli się do tego dostosowywać, natomiast służby pomimo tak długiego czasu nie przygotowały się należycie, by mieć wypracowane procedury reagowania w sytuacji kryzysowej – twierdzi Mikołaj Baum, prezes Agraves sp. z o.o., która zrzesza i obsługuje 27 grup producentów trzody chlewnej, głównie z zachodnich rejonów Polski.

– Trudno jest nam pomóc rolnikom będącym w grupach, nawet jeśli byśmy bardzo chcieli. To jest poza naszymi kompetencjami. Pomagamy rolnikom w różnych kwestiach związanych z funkcjonowaniem gospodarstw, spełnieniem wymogów bioasekuracji, przy problemach prawnych, ale nie jesteśmy w stanie zorganizować skupu ze stref ASF – dodaje Baum.

Nikt nie działał zawczasu
Największy problem jest ze strefą niebieską. Dopiero kiedy pojawia się ASF w chlewni, zaczyna się myśleć o przystosowaniu jakiegoś zakładu, by spełnił wymagania odbioru świń z tej strefy. Dlatego, jak pokazują ostatnie zdarzenia, służby w każdym regionie powinny być przygotowane na ewentualność wystąpienia strefy zagrożenia afrykańskim pomorem świń. Do odbioru mięsa ze stref powinien być wyznaczony zakład, który produkuje wyłącznie na rynek polski i nie będzie się obawiał utraty uprawnień eksportowych. Gdy choroba obejmie stada, jest już za późno na takie działania, gdyż w praktyce znalezienie i dostosowanie zakładu może trwać co najmniej kilka tygodni.

– Apelujemy do ministerstwa rolnictwa i weterynarii o zorganizowanie sieci ubojni w całym kraju, które w razie utworzenia niebieskiej czy czerwonej strefy będą w stanie odebrać zdrowe zwierzęta z gospodarstw i zapłacić uczciwą cenę – mówi Mikołaj Baum.

Dla niektórych rolników rozwiązaniem byłaby decyzja o konieczności wybicia stada, bo to oznaczałoby dla nich przyznanie odszkodowania. Pytanie tylko, czy Inspekcja będzie w stanie wypłacić takie pieniądze. Ponadto to mogłoby sprawdzić się w gospodarstwach zajmujących się wyłącznie tuczem, gdyż taką produkcję łatwiej odtworzyć. Gorzej, gdy przymusowa likwidacja dotyczy stad loch.

Jak wyjaśnia Grzegorz Wegiera, powiatowy lekarz weterynarii w Poznaniu, zorganizowanie wysyłek w sytuacji występowania na danym obszarze afrykańskiego pomoru świń nie jest łatwe, między innymi ze względu na konieczność przeprowadzenia badań próbek krwi i dostosowania się do terminów pozwalających na sprzedaż zwierząt.

– To nieprawda, że nie ma zakładów, które odbierają tuczniki z niebieskiej strefy. Od dawna działają w tym zakresie ubojnie w Mościbrodach czy Sokołowie Podlaskim i tam też będą kierowane świnie z Wielkopolski. W najbliższych dniach powinien odbyć się pierwszy transport. Zatwierdzony do uboju świń ze stref ASF jest także zakład w powiecie nowosolskim w województwie lubuskim. To mniejsza ubojnia, która ma ograniczone możliwości przerobowe. Robimy, co w naszej mocy, żeby zabezpieczyć rolnikom odbiór tuczników. Wciąż rozmawiamy z innymi zakładami mięsnymi i poszukujemy chętnych na świnie ze strefy – mówi Grzegorz Wegiera.

Jak podkreśla, rozważa także skrócenie zakazu przemieszczania świń – zgodnie z możliwością, jaką dają przepisy, jeśli wykonane zostaną dodatkowe badania wykluczające ASF.

Tucznik tańszy o złotówkę
– Otrzymaliśmy informację, że jeden z przewoźników będzie skupował świnie i zawoził je do jednego z zakładów skupujących tuczniki ze stref ASF w województwie lubelskim. Niestety, powszechnie wiadomo, że ubojnia ta ma narastające problemy z płynnością finansową – tłumaczy Mikołaj Baum.

Andrzej Chrząstek z Zakrzewa w gminie Buk w strefie niebieskiej jest od 17 kwietnia. Jego stado znajduje się 7 km od ogniska ASF. Do gospodarstwa kupuje partie po 100 warchlaków do tuczu.

– Miałem to szczęście, że zanim wybuchło ognisko ASF, akurat sprzedałem część tuczników. Teraz kolejne 18 sztuk ma już 120 kg i powinienem je w najbliższych dniach odstawić. Dzwoniłem do Inspekcji Weterynaryjnej, czy jest szansa na skrócenie zakazu przemieszczania zwierząt, ale otrzymałem informację, że nie ma takiej możliwości. Więc najwcześniej będę mógł sprzedać tuczniki dopiero 17 lub 18 maja – tłumaczy Andrzej Chrząstek.

Rolnik zwraca uwagę na to, że są to zdrowe, pełnowartościowe zwierzęta, a proponuje mu się już na wstępie niższą cenę. Jak przerosną, dostanie jeszcze mniej.

– Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie wie, kto odbierze świnie, kiedy je odbierze, ale od razu wiedzą i mówią, że tuczniki będą tańsze o złotówkę. Żeby wszystkie inne informacje można było tak szybko uzyskać, jak tę o obniżce cen – kwituje Chrząstek.

Świnie przerastają
Pośrednicy składają rolnikom karygodnie niskie oferty skupu – po 4 zł/kg netto, a w wadze powyżej 138 kg nawet 3 zł/kg.

– Płaciłem 350– 400 zł za warchlaka, a teraz mam dostać 500 zł za tucznika. Przecież będę musiał dołożyć do każdej sztuki co najmniej 200 zł. Przy 300 tucznikach tracę 60 tys. zł – martwi się Eugeniusz Suchorski, który ma w gospodarstwie 350 miejsc do tuczu.

Jego stado znajduje się w miejscowości Dakowy Suche w gminie Buk, 16 km od Więckowic, w których wykryto drugie w tym roku ognisko afrykańskiego pomoru świń. Przypomnijmy, że było to gospodarstwo kontaktowe do pierwszego ogniska stwierdzonego w marcu w miejscowości Niedoradz, w powiecie nowosolskim w Lubuskiem. W pierwszym utrzymywano ponad 23 tys. świń, a w drugim ponad 10 tys.

Eugeniusz Suchorski sprzedaje partie po 60–100 sztuk, 30 tuczników jest już w masie ubojowej i w najbliższych dniach powinny trafić do zakładu mięsnego. Gospodarz jednak nie ma pewności, czy ktoś będzie chciał je kupić.

– Przetrzymujemy świnie, moje już mają 120 kg masy ciała. Zgłosiłem przewoźnikowi chęć sprzedaży, ale nie był w stanie mi odpowiedzieć, czy w najbliższym czasie je odbierze. Ubojnie zasłaniają się tym, że nie będą mogły wysyłać na eksport swoich towarów i dlatego nie mogą kupić świń ze strefy ASF. Nawet zakłady, z którymi rolnicy mieli podpisane umowy, teraz się z nich wycofują – twierdzi Eugeniusz Suchorski.

Swobodnie krąży wśród dzików
Dlaczego wirus ASF może tak swobodnie rozprzestrzeniać się w zachodniej Polsce? Ponieważ afrykański pomór świń w dalszym ciągu krąży w populacji dzików. Pierwszy przypadek u dzika na zachodzie kraju stwierdzono pod koniec 2019 roku. Od tego czasu strefy ASF rozszerzyły się na prawie 200 km. Choć wirus dotarł bardzo blisko granicy z Niemcami (10 km), obecnie wydaje się bardziej rozprzestrzeniać na wschód, czyli do Wielkopolski, zagłębia produkcji trzody chlewnej.

Od początku tego roku odnotowano już 2158 przypadków ASF u dzików. W sumie potwierdzono go na terenie sześciu województw: warmińsko- mazurskiego, mazowieckiego, lubelskiego, podkarpackiego, lubuskiego i wielkopolskiego. O tym, że choroba zwiększa swój zasięg, świadczy odnotowanie po raz pierwszy zachorowania u dzika w gminach Wijewo w powiecie leszczyńskim oraz Biszcza w powiecie biłgorajskim.

W ciągu pierwszego kwartału 2020 roku potwierdzono w naszym kraju więcej przypadków ASF niż w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy ubiegłego roku. Na terenach zachodnich afrykański pomór świń odnotowano w województwie lubuskim w dwóch powiatach: zielonogórskim i wschowskim oraz w województwie wielkopolskim w powiatach grodziskim, leszczyńskim i wolsztyńskim.

Niemcy zauważają problem
Niemiecki magazyn SUS opracował analizę wyjaśniającą, dlaczego kontrola epidemii w zachodniej Polsce okazuje się tak złożoną sprawą. Zdaniem ekspertów jest wiele powodów. Po pierwsze odpowiedzialność za polowania jest częściowo publiczna, a częściowo prywatna. Odstrzały odbywają się głównie w celach komercyjnych, a nie ze względu na konieczność redukcji populacji dzików i zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusa. Ponadto zainfekowany obszar w zachodniej Polsce jest rozległy, obecnie stanowi około 2 mln ha. Duża powierzchnia lasów sprawia, że jest to obszar bardzo przyjazny dla dzików. Trudny natomiast do polowań i znajdowania padłych sztuk.

Do tego dochodzi jeszcze stosunkowo łagodna zima, a tym samym obfitość pożywienia, które sprawiły, że populacja dzików znacząco wzrosła. Współczynniki reprodukcji szacowane są na około 250%. Oznacza to, że 100 dzików może dać 350 w następnym roku, jeśli nie przeprowadza się wystarczająco dużego odstrzału. Ich zagęszczenie na zachodzie kraju określono w analizie na około 1,5 dzika/km2.

Problem polega też na tym, że polowania w strefach nie są opłacalne, dlatego myśliwi nie kwapią się do ich przeprowadzania. Możliwości sprzedaży mięsa z dzika są bardzo ograniczone.

– W strefie niebieskiej nie poluje się u nas praktycznie wcale, gdyż takie dziki mogą być wykorzystane jedynie przez myśliwego na własne potrzeby. Oni ich aż tyle nie potrzebują, więc dzików jest zatrzęsienie. Dużo więcej niż w ubiegłym roku czy dwa lata temu. Myśliwym po pierwsze brakuje chłodni do przechowywania dzików, a po drugie nie mają ich gdzie zagospodarować – mówi Andrzej Chrząstek.

Za mało chłodni
Każdy zabity dzik musi zostać przeniesiony do chłodni w celu przeprowadzenia badania w kierunku wirusa ASF. Chłodni jednak brakuje. Mikołaj Baum przytacza nawet przykład, że rolnicy byli gotowi złożyć się na zakup takiej chłodni dla ich okolicy. Ustalili szczegóły jej wykorzystania i eksploatacji z myśliwymi. Niestety, służby im to uniemożliwiają, same natomiast nie wywiązują się z nałożonego na nie obowiązku.

– W powiecie międzychodzkim nadal brakuje chłodni do przechowywania. W powiecie międzyrzeckim w województwie lubuskim myśliwi zakupili chłodnię z własnych środków, jednakże do dzisiaj z powodów biurokratycznych nie została i prawdopodobnie nie zostanie uruchomiona – mówi Mikołaj Baum.

Biurokracja, trudności z przechowywaniem i zbytem półtusz powodują, że myśliwi nie mają motywacji, aby wyjść na polowania. Nawet za granicą już wiadomo o naszych problemach z chłodniami dla myśliwych. Sytuacja niepokoi przede wszystkim Niemcy, Danię i Holandię.

– Dziś martwi nas na pewno zmniejszony odstrzał dzików, który prędzej czy później odbije się negatywnie w Wielkopolsce i w Lubuskiem, gdzie jest dużo terenów leśnych i sporo zwierzyny. Niestety, mam wrażenie, że czasami postulujemy o bardzo podstawowe i oczywiste kwestie związane z walką z ASF, które powinna zapewnić administracja państwowa bez naszych apeli – twierdzi Baum.

Oprócz wnioskowania o depopulację dzików oraz weryfikowanie i egzekwowanie zasad bioasekuracji przez myśliwych, jako działania konieczne w przeciwdziałaniu szerzeniu się ASF Agraves wymienia także bezzwłoczne zamknięcie przejść dla zwierząt nad autostradami A1, A2, A4 oraz drogami ekspresowymi S3, S5. Wnioskowano o to już w ubiegłym roku, bazując na ekspertyzach opracowanych na SGGW w Warszawie.

Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad w odpowiedzi na zapytanie Agraves poinformował, że na drogach pozostających w zarządzie GDDKiA wszystkie 24 przejścia dla zwierząt wygrodzone nad drogami A2, S3 i S5 obecnie zostały zamknięte.

Z kolei w piśmie otrzymanym od zastępcy kierownika Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu czytamy, że na odcinku drogi ekspresowej S5 od przecięcia z autostradą A2 na węźle Poznań Zachód do przecięcia z drogą krajową nr 12 na węźle Leszno Zachód zamkniętych zostało 17 przejść, w tym 11 przejść dolnych małych, 5 dolnych dużych oraz 1 górne duże. Na opisanym odcinku S5 brak jest możliwości zamknięcia 14 przejść dolnych małych oraz 10 przejść dolnych dużych.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a