Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Tani tucz według Mazura

Data publikacji 13.05.2020r.

Produkcja prosiąt jest obarczona dużo większym ryzykiem niż sam tucz świń. Łatwiej w niej popełnić błędy i trudniej odbudować stado podstawowe w przypadku wystąpienia chorób, jak chociażby afrykański pomór świń. Postawienie nowych tuczarni jest także znacznie mniej kosztowne niż chlewni dla macior i prosiąt, które, nie ukrywajmy, aby dawały w dzisiejszych czasach opłacalność produkcji, muszą być coraz większe.

Zdaniem Karola Mazura z miejscowości Kolonia Osiek w powiecie wieruszowskim, dopiero kilkaset macior, a najlepiej tysiąc loch, gwarantuje opłacalną produkcję świń i spokojne funkcjonowanie na rynku. Taki poziom inwestycji jest jednak nieosiągalny dla polskich rolników, którzy mogą otrzymać dofinansowanie jedynie w kwocie 900 tys. zł do rozwoju produkcji prosiąt.

Jeszcze trzy lata temu w gospodarstwie rolnika była prowadzona produkcja w cyklu zamkniętym. Wówczas też przejął gospodarstwo po rodzicach. Było w nim 80 macior, od których produkowane były tuczniki. Jednak taka skala produkcji była niewystarczająca, by spokojnie utrzymywać się na rynku trzody chlewnej. Trudno było przy tym poziomie negocjować ceny zbytu tuczników i korzystne warunki sprzedaży.

– Nie da się przy takiej skali produkcji utrzymać dwóch rodzin – bo ojciec wciąż pomaga mi w gospodarstwie – i nie martwić się o przyszłość. Latem, podczas prac polowych, ciężko było znaleźć czas na nadzorowanie porodów i dopilnowanie rozrodu loch. W miotach odchowywaliśmy maksymalnie 10 prosiąt. Żeby móc się bardziej skupić na produkcji, konieczna była zmiana – podkreśla Karol Mazur.

Gospodarz podjął decyzję o przejściu na cykl otwarty. W ubiegłym roku powstała nowa tuczarnia na rusztach, która może pomieścić 650 zwierząt. Podobna liczba stanowisk jest w starym, zmodernizowanym budynku po lochach.

Tańsze kredytowanie
W nowej tuczarni są 22 kojce. Podwójne tubomaty paszowe umiejscowione są w wygrodzeniach pomiędzy kojcami i obsługują świnie z sąsiadujących ze sobą boksów. Każdy przeznaczony na 70 sztuk. Pasza dostarczana jest paszociągiem koralikowym. Pod rusztem znajdują się kanały gnojowicowe o głębokości 1 m, które są opróżniane dwa razy w roku. Na wymuszoną wentylację mechaniczną składają się wloty powietrza rozmieszczone w obu przeciwległych ścianach długich budynku oraz kominy wentylacyjne służące do usuwania zużytego powietrza i szkodliwych gazów z chlewni. Budynki są też wyposażone w system alarmowy i zasilanie awaryjne z agregatu prądotwórczego na wypadek awarii.

W nowo postawionej chlewni gospodarz zainstalował system namaczania, który znacznie ułatwia mycie i czyszczenie kojców po sprzedaży świń. Po namoczeniu szybciej i dokładniej usuwane są zanieczyszczenia, a dezynfekcja jest skuteczniejsza. Przy budowie tuczarni pan Karol skorzystał z dofinansowania PROW w kwocie 500 tys. zł, które objęło także zakup wozu asenizacyjnego oraz 12-tonowej przyczepy. Koszt inwestycji wyniósł ponad milion złotych netto.

Do gospodarstwa przyjeżdżają importowane prosięta o masie ciała 30 kg. W chlewni są szczepione jedynie przeciwko różycy. Straty w całym okresie tuczu z reguły nie przekraczają 1–2%. Jak podkreśla gospodarz, chętnie kupowałby polskie prosięta, ale duże partie są niestety nieosiągalne.

– Jednym z elementów zwiększenia rentowności mojego gospodarstwa jest odejście od kredytowania warchlaka przez firmy go dostarczające. Z moich wyliczeń wynika, że gdy korzystam z kredytu bankowego, kosztuje mnie to nie 12 zł od sztuki, jak wcześniej, ale 8 zł. Niby niewiele, ale kiedy zsumuje się wszystkie poczynione oszczędności, również na paszy, a w przyszłości na energii, to rocznie wyjdzie spora kwota – twierdzi Karol Mazur.

Obecnie sprzedaje tuczniki na wagę żywą. Ostatnia cena to 5,5 zł/kg. Nie jest to wiele, biorąc pod uwagę, że wstawiane warchlaki o średniej masie ciała 30 kg kosztowały 492 zł za sztukę. Tucz odbywa się do 125 kg masy ciała, a średnia mięsność tuczników wynosi 59%.

Razem można zaoszczędzić
Karol Mazur jest także założycielem oraz prezesem spółdzielni producentów rolnych Agri Grupa, która działa od lutego 2017 roku. Jej członkowie sprzedają wspólnie rocznie około 18 tys. tuczników. Wszyscy zajmują się tuczem zakupionych warchlaków, głównie zagranicznych, choć mniejsi rolnicy kupują też polskie.

– Najkorzystniejszym rozwiązaniem byłaby sprzedaż półtusz przez grupę, nie mówiąc już o własnej ubojni. Jednak na obecną chwilę żaden zakład przetwórczy nie jest zainteresowany taką współpracą. Traktują takie grupy jak konkurencję i zagrożenie. Dopóki cała branża się nie zrzeszy, mamy niewielkie możliwości negocjacyjne. Na dzień dzisiejszy rolnicy muszą skupiać się na tym, by dostawy były całosamochodowe, niezależnie od tego, czy są zrzeszeni w grupie, czy funkcjonują indywidualnie – mówi Karol Mazur.

Członkowie Agri Grupy za jej pośrednictwem kupują wspólnie środki do produkcji, a w tym roku również zboże. Dzięki dużym zamówieniom udało im się uzyskać korzystne rabaty i ograniczyć koszty transportu.

– Pomimo niezaprzeczalnej wygody z zakupem gotowych pasz pełnoporcjowych niedawno przeszedłem na produkcję własnych mieszanek w gospodarstwie. Zdecydowały o tym finanse. Kalkuluję, że kosztuje mnie to mniej o około 70 zł na tonie, co przy rocznym zużyciu na poziomie tysiąca ton daje 70 tys. zł oszczędności. Jeśli ktoś ma własną mieszalnię, będzie jeszcze taniej, gdyż ja korzystam z usług mobilnej. Taki wóz mieszający paszę przyjeżdża do mnie raz na dwa tygodnie na początku tuczu, a pod koniec – raz w tygodniu – opowiada pan Karol.

Jak podkreśla, plusem wytwarzania własnej paszy jest także możliwość dostosowania jej składu do bieżących wymagań zwierząt. Dotyczy to genetyki i przyrostów świń lub na przykład wystąpienia problemów z agresją i gryzieniem się zwierząt. Wówczas można bardzo szybko zareagować i zwiększyć zawartość włókna, soli czy witamin. W gospodarstwie są dwa silosy paszowe o łącznej pojemności 40 ton. Uprawiane są głównie pszenżyto, jęczmień, pszenica i kukurydza.

Jako źródło białka rolnik wykorzystuje poekstrakcyjną śrutę sojową lub makuch sojowy – ze względu na łatwość zamówień i brak składników antyodżywczych, które szkodzą świniom. Zwierzęta otrzymują w całym tuczu trzy rodzaje mieszanek paszowych – pierwszą od 30 do 50 kg masy ciała, następną do około 90 kg i ostatnią do końca tuczu.

Gospodarstwo jest oddalone około 100 km od stref, gdzie występuje afrykański pomór świń, ale Karol Mazur wdraża wymogi bioasekuracji. Wnioskował o dofinansowanie z PROW na budowę ogrodzenia oraz niecki dezynfekcyjnej przy wjeździe do gospodarstwa. Inwestycja ma ruszyć niebawem.

Dominika Stancelewska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a