Autorem koncepcji syntetycznej linii owiec, łączącej przydatność w użytkowaniu wypasowym przez cały okres wegetacji z dobrymi walorami mięsnymi, a także cechami pozwalającymi na prowadzenie rozrodu praktycznie przez cały rok, jest prof. Roman Niżnikowski, były kierownik Zakładu Hodowli Owiec i Kóz w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Rozpisany na kilka lat projekt początkowo finansowany był przez NCBR, a następnie kontynuowany dzięki współpracy SGGW i IUNiG w Puławach.
Jedna linia, potem dwie
Wstępnie założono, że efektem
prac będzie jedna linia owiec.
– Utworzyliśmy kilka stad, pierwsze w Rolniczym Zakładzie Doświadczalnym w Żelaznej, kolejne m.in. w RZD w Werbkowicach (część IUNiG – przyp. red.). W schemacie twórczym nastąpiło bezpośrednie skrzyżowanie maciorek rasy wrzosówka polska pochodzących z niezakwalifikowanych do programu ochrony zasobów sztuk z mięsną rasą berrichon du cher – tłumaczy prof. Niżnikowski. – Udział genetyczny obu ras wynosił pół na pół. Dzięki tej kombinacji osiągnęliśmy dostosowanie owiec do środowiska bardziej surowego, przy jednoczesnej wysokiej jakości mięsnej, dobrej budowie ciała i dobrym tempie przyrastania oraz wskaźnikach rozrodu na poziomie 1,5 jagnięcia i więcej rocznie, co oznacza osiągnięcie progu ekonomicznej opłacalności produkcji.
Lokalizacja ważnego dla projektu stada w Werbkowicach w powiecie hrubieszowskim to nie przypadek. Linia owiec miała być w zamyśle dobrze dostosowana do warunków pogodowych wschodniej Polski. I właśnie w Werbkowicach naukowcy zastosowali przyspieszony termin dopuszczenia maciorek do pierwszej stanówki, a także skrócenie okresów międzywykotowych o dwa miesiące.
– To się sprawdziło, a efektem są wykoty o rok wcześniejsze i odbywające się w różnych porach roku – mówi prof. Niżnikowski.
Tak, w dużym uproszczeniu, powstał wrober. Ale, jak się okazało, nie tylko. Otóż podczas wykotów, oprócz osobników o pożądanym umaszczeniu białym z beżowymi nogami, pojawiały się też marginalnie sztuki o umaszczeniu od ciemnobrązowego do czarnego. Zapadła decyzja o zatrzymaniu ich i utworzeniu odrębnego stada.
Czarna owca
Wielką rolę w zachowaniu tych
owiec odegrał Stanisław Majdański,
orędownik przywrócenia
owczarstwa we wschodniej Polsce.
Propagował na Lubelszczyźnie
wrobera, wspólnie z dyrektorem
RZD w Werbkowicach dr. Piotrem
Kozerą skutecznie wspierał zakładanie
nowych stad. To dzięki jego
determinacji rozwinęła się hodowla
linii o ciemnym umaszczeniu.
Osobiście opiekuje się stadem
w rodzinnym Typinie w powiecie
tomaszowskim na Roztoczu. Ten
społecznik, polityk i rolnik ma pomysł
na owce w tych niesprzyjających
owczarstwu czasach. Jest
przekonany, że to jeden ze sposobów
na ożywienie wsi roztoczańskiej,
rozwój mniejszych rodzinnych
gospodarstw, aktywizację
mieszkańców tutejszej wsi.
– Od teraz czarna owca będzie się kojarzyć wyłącznie pozytywnie – śmieje się Stanisław Majdański, były senator RP. – Nie każdy może i chce prowadzić duże, wysokotowarowe gospodarstwo. Warto na Roztoczu stawiać na ekologię, przydomową produkcję i sprzedaż bezpośrednią, na agroturystykę wykorzystującą pięknie wpisujące się w tę krainę zwierzęta.
Paszy dla owiec nie zabraknie. Mnóstwo jest łąk w regionie, niestety często zarośniętych i niekoszonych, a owce to przecież sprawdzone żywe kosiarki. Wypasane na łąkach przyczyniają się do zapobiegania degradacji krajobrazu, są atrakcją dla turystów. Ich mięso jest smaczne i bardzo zdrowe.
O walorach smakowych obu roztoczańskich linii mówi też prof. Niżnikowski, podkreślając, że zachowany został typowy dla wrzosówki smak.
– To mięso ciemne, zbliżone w charakterze do dziczyzny. W porównaniu z rasami mięsnymi owca roztoczańska, podobnie jak wrober, masę ubojową osiąga trochę później czyli w 7.–8. miesiącu życia, ale to się bardzo dobrze przekłada na smak i jakość mięsa – mówi prof. Niżnikowski.
Stanisław Majdański podkreśla, że „Tygodnik Poradnik Rolniczy” od samego początku wspierał starania mające na celu stworzenie linii owiec z myślą o wschodniej Polsce.
– Cieszę się, że redakcja pamięta, że polska wieś to nie tylko wielkie gospodarstwa produkcyjne, że jest różnorodna i warto szukać dla niej różnych rozwiązań. Szczególnie dziękuję redaktorowi naczelnemu Krzysztofowi Wróblewskiemu, którego znam i cenię od czasów pierwszej Solidarności – mówi Stanisław Majdański.
Koza na pierwszy ogień
Żeby zgłosić linie wrober i owcę
roztoczańską do rejestracji, Szkoła
Główna Gospodarstwa Wiejskiego
musiała najpierw uzyskać formalny
status związku hodowców. Tak
się stało jesienią ub. roku. I jeszcze
zanim w kwietniu zostały zarejestrowane
wspomniane linie owiec,
w listopadzie ub. roku doszło do
rejestracji zgłoszonej przez SGGW
rasy kóz charakterystycznej dla
środkowego biegu Wisły.
– To koza kazimierzowska. Jest jedyną rasą w Polsce charakteryzującą się w stu procentach czarnym umaszczeniem – mówi prof. Niżnikowski.
Rejestrację poprzedził wieloletni proces rozpoczęty wyszukiwaniem archiwalnych informacji na temat tej rasy. W dalszej kolejności został ustalony wzorzec rasy, wreszcie ruszył program hodowlany. W poszukiwanie informacji źródłowych zaangażowało się Muzeum Wsi Lubelskiej w Lublinie.
– Zaczynaliśmy od kilku kóz i dwóch capów. Dziś w dwóch stadach jest już kilkadziesiąt sztuk niewielkich rozmiarów (35–50 kg), jednolicie umaszczonych kóz – mówi profesor. – Koza kazimierzowska jest utrzymywana w typie wszechstronnym, tzn. można ją doić, ale nie jest to typowa koza mleczna. Celem głównym jest jej wykorzystanie w agroturystyce i w celach pielęgnacyjno-krajobrazowych. Charakteryzuje się odpornością na warunki środowiskowe, ma korzystać z wypasu.
Zainteresowani hodowlą opisanych owiec i kóz mogą kontaktować się z SGGW, korzystając z adresów mailowych: zaneta_szymanska@ sggw.edu.pl i maciej_swiątek@ sggw.edu.pl.
Krzysztof Janisławski