Siódmego maja Krajowy Ośrodek Wparcia Rolnictwa rozpoczął przyjmowanie wniosków dotyczących prywatnego przechowywania masła, mleka w proszku i serów. I już kilka dni po ogłoszeniu i uruchomieniu tego mechanizmu interwencyjnego, znacznie wyhamowały spadki cen większości produktów mleczarskich. W kolejnych dniach natomiast nastąpił wzrost ceny tłuszczu mlecznego oraz produktów sproszkowanych (w największym stopniu serwatki paszowej). Jest to niewątpliwie dobry sygnał. Pomimo to epidemia koronawirusa nadal daje o sobie znać w kilku działach produkcji mleczarskiej.
W bardzo trudnej sytuacji znaleźli się przez nią m.in. producenci serów dojrzewających. Warto nadmienić, iż Polska jest ich znaczącym na świecie producentem. Znaczne obostrzenia na rynku HoReCa (przyp. HoReCa, czyli łączne określenie sektora gastronomicznego i hotelarskiego; z ang. Hotels, Restaurants, Catering) powodują, że i tak znaczna nadprodukcja daje się we znaki jeszcze bardziej. Przypomnijmy, że jeszcze na początku bieżącego roku ceny serów rosły. Niestety, już w marcu cena popularnego sera edamskiego na europejskich giełdach towarowych spadła o 3,25%, a w kwietniu o kolejne 4,42%. Tego spadku nie uda się raczej zrekompensować wzrostami cen serwatki, które pomimo wzrostu w bieżącym tygodniu, są i tak niższe niż w analogicznych miesiącach roku ubiegłego. Według wszelkich prognoz, podaż serów dojrzewających, zarówno w Polsce, jak i całej Unii Europejskiej, będzie w dalszym ciągu rosła.
Znaczną nadprodukcję oraz uzależnienie od eksportu widać na naszym rynku już od dłuższego czasu. I dotyczy to nie tylko produkcji serów. Warto pamiętać, że groźne zachwiania na rynku wynikać mogą nie tylko z niedoborów, ale również nadpodaży jakiegoś towaru. W związku z tym pojawiają się propozycje ograniczenia produkcji mleka, które na dzień dzisiejszy nie zostały przyjęte przez producentów ze zrozumieniem. Nic dziwnego, byłaby to przecież urzędowa redukcja dochodów osiąganych z gospodarstwa rolnego, co dla wielu producentów rolnych oznaczać może znaczne kłopoty finansowe. Problemem jest również niejednolitość oraz różnorodność naszego rynku: żadne z przedsiębiorstw nie jest przecież takie samo. Pomysł wydaje się nietrafiony, tym bardziej, że w Polsce funkcjonuje wiele mleczarni, które potrzebują większych ilości białego surowca, przez co duże grono ich członków ustawicznie zwiększa produkcję.
W jednym z poprzednich numerów wspominaliśmy o gigantycznej, w porównaniu do unijnej, pomocy dla rolników w bardzo liberalnych Stanach Zjednoczonych. Pomoc w utrzymaniu produkcji otrzymają również rolnicy z sąsiedniej Kanady. Kanadyjska Komisja ds. Mleczarstwa (Canadian Dairy Comission) wywalczyła 200 mln dolarów kanadyjskich, które mogą być przeznaczone na pożyczki finansujące przechowywanie masła i serów, w celu utrzymania łańcucha dostaw i zapobiegania marnowania żywności. Dodatkowo, uruchomiono zakupy niesprzedanej żywności, której termin przydatności zbliża się ku końcowi (w tym masła i serów), a następnie ich dystrybucję wśród Kanadyjczyków będących w złej sytuacji materialnej. Pomoc producentom zadeklarowała również Federacja Rosyjska, plasująca się na siódmym miejscu wśród państw będących największymi producentami mleka w ubiegłym roku. Pomoc ta nie będzie obejmować jednak całego sektora rolnego, a skupiać ma się wyłącznie na małych i średnich przedsiębiorstwach, czyli tych, które ucierpiały w wyniku epidemii znacznie bardziej niż przedsiębiorstwa kwalifikowane jako duże, a których większość jeszcze przed epidemią została znacznie dofinansowana w celu zwiększenia możliwości produkcyjnych. Działanie takie wydaje się racjonalne ponieważ, jak podaje Rosyjska Unia Mleczarska, mali i średni producenci nabiału zaspokajają od 30 do 50% popytu w poszczególnych kategoriach produktowych.
Bez wątpienia zachowania poszczególnych państw mogą mieć znaczny wpływ na to, jakie będzie mleczarstwo po epidemii koronawirusa. Już rok 2019 obfitował w znaczące wydarzenia wpływające na światowy mleczarski krajobraz – przeglądając zeszłoroczną listę największych przetwórców w branży, wysoką ósmą pozycję zajmuje na niej amerykański Dean Foods. Obecnie firma ta znajduje się w stanie upadłości. W roku 2020 zostanie już prawdopodobnie w tyle za swoimi chińskimi konkurentami w postaci Mengniu Dairy i Yili.
Większość państw Unii Europejskiej nie odmroziła jeszcze całkowicie swoich gospodarek, a już pojawiają się przed nimi następne wyzwania. Komisja Europejska wprowadza kolejne akty związane z tzw. Nowym Zielonym Ładem. Zmiany te będą miały znaczący wpływ na strukturę oraz charakter zarówno unijnej, jak i polskiej produkcji mleka.
Zielony Ład ma na celu stworzenie do roku 2050 obszaru gospodarczego neutralnego klimatycznie. Dwudziestego maja zatwierdzono założenia jednego z elementów, jakim jest Farm to Fork (od gospodarstwa do talerza), którego część założeń miałaby być zrealizowana w ciągu najbliższej dekady. Wśród nich znajdują się m.in. znacząca redukcja antybiotyków, pestycydów oraz doprowadzenie do produkcji organicznej jednej czwartej europejskiego rolnictwa. Producenci mleka bez wątpienia będą jedną z grup najbardziej dotkniętych zmianami, a ze względu na złożoność produkcji, obciążeni zostaną dużym wzrostem kosztów. Pomimo licznych zapytań europejskich organizacji rolnych, żaden z unijnych organów nie wypowiedział się na temat kosztów, jakie zostaną poniesione w wyniku wprowadzenia wymienionych programów. Paradoksem może być fakt, że wielu małym i średnim producentom oraz przetwórcom może zwyczajnie nie wystarczyć środków finansowych na dostosowanie się do nowej rzeczywistości. Owszem, prawdopodobnie zostanie wprowadzona seria dopłat i dotacji wspomagających transformację. Konkretów jednak brak.
Warto wspomnieć, że w takich sytuacjach środki finansowe w przedsiębiorstwach powinny pochodzić raczej ze sprzedaży niż z dotacji, a powszechnie znana, tzw. pełzająca rentowność branży mleczarskiej na poziomie 1–2% nie ułatwia sprawy. Dowodem, jak zgubne może być bazowanie na dotacjach, jest niedawno zakończone postępowanie upadłościowe niemieckiej spółki rolnej KTG AGRAR – jednego z największych producentów rolnych w Unii Europejskiej. Upadłość tej firmy odbiła się głośnym echem w Niemczech, gdzie przedsiębiorstwo miało siedzibę. Widać tam wszystkie „grzechy” unijnego rolnictwa, z czego największym jest zbyt duże bazowanie na dotacjach i subwencjach oraz brak możliwości osiągania godziwej marży ze zwykłej sprzedaży produktów.
Artur Puławski