Wiosenną lustrację pól rozpoczęliśmy z Dominikiem Kamińskim, zarządcą gospodarstwa, od pola rzepaku posianego dość wcześnie, bo 20 sierpnia, odmiany ES Cesario, średnio 3 kg/ha.
Rzepak spokojnie zaczekał na bor do wiosny
Rzepak jesienią wyglądał naprawdę
dobrze, przypomnijmy, że pod
korzeń zastosowano nawóz wieloskładnikowy
NPK 8:20:30 w dawce
200 kg/ha plus 80 kg mocznika.
Cały nawóz poszedł głęboko, bo na
około 15–20 cm, więc rzepak musiał
korzenić się, by znaleźć składniki
pokarmowe. I niby wszystko
książkowo, ale zaskoczeniem może
być, że gospodarstwo nie praktykuje
jesiennego podawania boru w rzepaku.
Jak to, rzepak bez boru jesienią?
A jednak to co zobaczyliśmy na
polach na początku maja jest dowodem
na to, że decyzja jest słuszna.
– Jesienią wszystkie rzepaki były raz skracane, a bor w dawce 1,5 l/ha podaliśmy dopiero wiosną. Oczywiście nie wykluczam jesiennego podawania boru, ale tylko jeżeli zajdzie taka potrzeba, a nie profilaktycznie i na zapas – wyjaśnia zarządca. Jak widać rzepakom niczego nie brakuje, system korzeniowy jest wykształcony prawidłowo, korzeń po przecięciu biały, średnia wysokość roślin to minimum 110 cm, pokrój roślin wzorcowy – dodaje rozmówca.
Jesienna mocna mieszanka herbicydowa to podstawa
Jesienią zarządca gospodarstwa
był nieco przerażony tym co działo
się na polu pszenżyta po pszenicy.
Ilość samosiewów była imponująca.
Dodatkowo na tym polu pan Dominik
chciał sprawdzić jak głębokość
uprawy wpływa na wschody, na
zachwaszczenie, na ilość samosiewów.
Dlatego zastosowano cztery
głębokości uprawy 5 cm, 8 cm, 10 cm
i 12 cm. Jesienią nie było widać różnicy
pomiędzy pszenżytem, warto
dodać, że na całym polu była jedna
odmiana – Meloman z HR Smolice
i stopień zachwaszczenia również
był podobny.
– Wydaje mi się, że zboża są na tyle witalne jesienią i mają tyle energii w ziarniaku, że na poszczególnych głębokościach uprawy nie wykazywały różnic. Właściwie, gdybym nie miał tego zapisanego szczegółowo na GPS, to nie wiedziałbym, która głębokość uprawy była w którym miejscu – wyznaje rozmówca.
Jesienią zastosowano zabieg herbicydowy będący mieszanką składającą się z kilku środków. Zarządca i doradca agronomiczny współpracujący z gospodarstwem w Szyldaku starali się tak dobrać herbicydy, żeby można było je bezpiecznie wymieszać i żeby miały jak najszersze spektrum działania, bo było z czym walczyć. Dawki niektórych herbicydów wchodzących w skład mieszanki zostały zwiększone, w porównaniu z dawkami, które stosowało gospodarstwo przy uprawie tradycyjnej.
– Taką mamy taktykę w gospodarstwie, żeby robić jak najwięcej zabiegów odchwaszczania jesienią, bo są najskuteczniejsze i trzymają środki doglebowo. Rzadko zdarza się żebyśmy robili jakieś poprawki wiosną. A jeżeli nawet coś ucieknie, to poprawka jest zazwyczaj tylko na jakiś jeden chwast, a nie na całe spektrum, więc jest to dużo tańszy zabieg – podsumowuje Dominik Kamiński. Zastanawia się jednak, skąd wzięło się tyle samosiewów. Być może dlatego, że rok był specyficzny, bo u znajomych rolników uprawiających pola orkowo, był ten sam problem z samosiewami. Zimy praktycznie nie było, pełzająca wegetacja trwała, więc wszystko przez cały czas pobierało składniki pokarmowe żyło i rosło.
Podwójne talerzowanie i zróżnicowana głębokość uprawy
Kolejnym punktem naszej lustracji
było pole z pszenicą sianą po rzepaku.
Na polu znajdują się dwie odmiany
pszenicy Hondia i Delawar.
To, że są dwie odmiany było widać
już z drogi, ponieważ Delawar ma
szersze liście. Poza tym są to odmiany
charakteryzujące się bardzo
dobrym potencjałem plonowania,
wysoką jakością ziarna i bardzo dobrą
odpornością na choroby. Nawożenie
i ochrona jesienna były takie
same, obsada również, średnio wysiano
133 kg/ha ziarna siewnego na
całym polu.
– Na tych pszenicach, pole podzielone jest na dwie części. Na jednej ściernisko po rzepaku talerzowane było bardzo późno, dlatego, że szło tam wapno. Celowo nie chciałem talerzować przed wapnem, żeby nie robić niepotrzebnych kosztów. Dlatego pojechałem z talerzówką prawie miesiąc po zbiorze rzepaku. I muszę przyznać, że fajnie to wyszło, bo część samosiewów powschodziła sama z siebie, część zainicjowałem talerzówką, dzięki czemu udało się skutecznie zwalczyć chwasty jesiennym zabiegiem herbicydowym – wyjaśnia Dominik Kamiński.
Na drugiej części tego pola wykonano talerzowanie praktycznie po zbiorze rzepaku i okazało się, że powstał taki dywan, że siewnik się zapychał, nie dało się siać i 14 września ub.r. trzeba było jeszcze raz talerzować.
– Takie podwójne talerzowanie to niepotrzebne suszenie gleby i wydawanie pieniędzy, więc teraz już wiem, że z talerzowaniem nie ma co się spieszyć, poza tym każdy rok jest inny i w każdym sprawdzają się inne rozwiązania – podkreśla rozmówca.
Na tym polu w ramach kolejnego eksperymentu zróżnicowano głębokość uprawy. Płytka średnio ok. 17 cm jest na odmianie Delawar, a głęboka ok. 25 cm na Hondii. Jakie możemy wyciągnąć wnioski na tym etapie rozwoju roślin?
– Nie widać żadnych różnic w pokroju roślin w rozwoju ich systemu korzeniowego, czy w porażeniu chorobami grzybowymi. Może jak się bardzo przyjrzymy to odmiana Delawar jest minimalnie niższa, ale to jej cecha odmianowa, bo rośliny osiągają do 90 cm, a Hondia jest odmianą nieznacznie wyższą, jej średnia wysokość to ok. 93 cm – wylicza zarządca. Zobaczymy co będzie się działo w kolejnych etapach rozwoju.
Co kilka lat będzie orka
Mój rozmówca od początku podkreślał,
że jest zwolennikiem tradycyjnej
uprawy orkowej. Nie zrezygnuje
całkowicie z orki i planuje
wykonywać ją co kilka lat.
– W niemieckich badaniach wyszło, że po wielu latach uprawy bezpłużnej, tak dużo fosforu gromadzi się w wierzchnich warstwach, że roślina przestaje się odpowiednio korzenić, korzeń robi się leniwy, bo wszystko ma na miejscu. A jak są warunki stresowe, np. przyjdzie susza, to rozleniwiony korzeń nie sięga głębiej po wilgoć – opowiada rozmówca.
Ważna jest również głębokość uprawy, stąd te doświadczenia prowadzone przez zarządcę gospodarstwa. Jak mówi pan Dominik, niemieckie badania pokazują, że pod zboża i kukurydzę głębokość uprawy do 10 cm wystarczy, a pod rzepak powinno być minimum 15 cm.
– Wiosną pola nie wymagały poprawek, więc skupiliśmy się na zabiegach fungicydowych i wykonaliśmy regulację wzrostu. Zboża zostały dokrzewione produktem Areapak Multi – opowiada zarządca.
Przy uprawie bezpłużnej wszyscy straszą, że zabiegów trzeba wykonać więcej i jesienią rzeczywiście tak to wyglądało. Ale starannie dobrana jesienna mieszanka herbicydów zrobiła swoje. Rozmówca podkreśla, że wiosną natura trochę pomogła, bo zaczęła się konkurencja, czyli walka o składniki pokarmowe, wodę, światło i łan częściowo sam się wyrównywał. W tej chwili wszystkie pola w gospodarstwie wyglądają dobrze.
Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz