Ten sezon jest już siódmy, gdy na polach należących do tej rodzinnej spółki w Dobrzyniówce w pow. białostockim, rosną konopie włókniste. W tym sezonie 5 ha zajęły odmiany przeznaczone na ziarno, a 22 ha na słomę. Uzupełniają strukturę zasiewów, na którą składają się głównie rzepak (zwykle ok. 200 ha), kukurydza (ok. 220 ha) i zboża ozime (ok. 250 ha).
Budownictwo z betonu konopnego
Gospodarstwo Hodowlane Fermatech
powstało w 1993 r., wcześniej
działał tu PGR Dobrzyniówka.
Firma jest własnością dwóch
zaprzyjaźnionych rodzin, pracuje
tu i zarządza spółką już drugie ich
pokolenie. Marcin Jastrzębski jest
prezesem spółki, jego brat Piotr
Jastrzębski oraz Paweł Ignaciuk,
są wiceprezesami. Wszyscy z wyższym
wykształceniem rolniczym.
Zgodzili się z nami podzielić swoimi
doświadczeniami z uprawą i przetwarzaniem
konopi włóknistych.
W jaki sposób roślina ta pojawiła
się w Dobrzyniówce?
– Najpierw była pasja i zainteresowanie budownictwem naturalnym – wyjaśnia Piotr Jastrzębski. – W 2013 r. trafiłem podczas dużych ekologicznych targów w Londynie na materiał wykorzystywany w takim właśnie budownictwie, czyli beton konopny. A w następnym roku po raz pierwszy posialiśmy konopie.
– Od zawsze szukaliśmy interesującej alternatywy dla klasycznej produkcji roślinnej – dodaje Marcin Jastrzębski. – Wcześniej była to np. wolnowybiegowa hodowla kur zielononóżek w kurnikach mobilnych. Nieuczciwa konkurencja skłoniła nas do rezygnacji z tego pomysłu. Szukaliśmy więc dalej. Ja z Pawłem Ignaciukiem zajmowałem się uprawą i produkcją, a Piotr jeździł po świecie. No i znalazł.
Konopie uprawiane są w gospodarstwie przede wszystkim z przeznaczeniem na słomę. Przetwarzana na miejscu jest źródłem bardzo szeroko wykorzystywanego włókna oraz materiałów używanych m.in. w budownictwie naturalnym.
– Dla naszych produktów sprzedawanych w Polsce stworzyliśmy markę Podlaskie Konopie – mówi Piotr Jastrzębski. – Paździerze sprzedajemy po 1600 zł netto za tonę, większość jest sprzedawana w kraju. Za włókno otrzymujemy kwoty od 400 do 600 euro, w większości trafia ono do Niemiec. W mniejszych ilościach zbierane jest też ziarno (od 3 do 6 zł za kg w zależności od jakości i przeznaczenia), natomiast poszukiwane w ostatnich latach kwiatostany to margines produkcji.
Roślina wdzięczna w uprawie – Konopie siane na słomę są rośliną prostą i wdzięczną w uprawie, ale, na dzień dzisiejszy, jedynie do momentu zbioru, bo tu zaczynają się schody – mówi Marcin Jastrzębski. – Poza standardowym przygotowaniem stanowiska pod siew – u nas w technologii płużnej – i nawożeniem, nie wymagają wiele uwagi. Dawkowanie fosforu zamyka się w granicach 50–60 kg/ha czystego składnika, potasu ok. 90 kg. Co do azotu, cały czas się uczymy. Optymalna wydaje się być dawka w granicach 100–120 kg/ha. Bardzo ważne jest pH, na zbyt niski jego poziom konopie są niezwykle czułe. Minimum to pH wynoszące 6.
Na stanowiskach utrzymanych w dobrej kulturze nie ma potrzeby stosowania w tej uprawie herbicydów nawet w początkowym okresie wzrostu konopi. Osiągająca w przypadku odmian na słomę 3–4 m roślina sama zagłusza konkurencję chwastów. W Polsce nie występują, przynajmniej na razie, choroby czy szkodniki wymagające zwalczania.
– Kolejny plus jest taki, że roślina ta pozostawia bardzo dobre stanowisko dla roślin następczych – podkreśla Marcin Jastrzębski.
Co do plonów osiąganych w Dobrzyniówce to jest to od 5 do 7 t/ha suchej masy słomy w zależności od sposobu zbioru, terminu i odmiany konopi. W przypadku ziarna, to wynoszą one od 300–600 kg/ha dla odmian włóknistych (konopie wysokie) i 1–1,2 t/ha dla odmian na ziarno (niskie). Z kolei zbiory kwiatostanów są na poziomie między 200 a 400 kg/ha.
Szum informacyjny Ale żeby nie było tak różowo, nie brakuje też wyzwań. Ponieważ konopie przez wiele lat nie były w Polsce uprawiane, brakuje konkretnych informacji dotyczących pewnych elementów agrotechniki, np. norm wysiewu (w ilości ziaren/m2), brakuje danych o MTZ materiału siewnego, dokładnych informacji dotyczących rozstawy czy nawożenia. Jeśli te dane są, to podawane przedziały bywają tak duże, że i tak trzeba do optymalnych rozwiązań dochodzić samemu rok po roku eksperymentując. Najbardziej jaskrawym przykładem agrotechnicznych braków informacyjnych, są zalecenia dotyczące norm wysiewu podawane w kg a nie w ilości ziaren na m2.
– Obecnie wysiewamy 10 kg nasion na ha w przypadku uprawy, której głównym przeznaczeniem jest materiał siewny, 25–30 kg na nasiona spożywcze, 50–60 kg na słomę – precyzuje Piotr Jastrzębski. – Z doświadczeń wypracowanych w gospodarstwie wynika, że optymalny termin siewu jest zbliżony do tego dla kukurydzy. Od tej reguły są wyjątki, odmiana Finola przeznaczona na ziarno powinna być siana na przełomie maja i czerwca.
Bywa też i tak, że dostępne informacje na temat konopi nie zawsze sprawdzają się w praktyce. – Rośliny te mają bowiem wymagać bardzo dobrych stanowisk. My z powodzeniem uprawiamy je na lekkich glebach IV i V klasy. Z naszych doświadczeń wynika więc, że poradzą sobie wszędzie, poza stanowiskami podmokłymi, z wysokim poziomem wód gruntowych. Charakteryzują się także odpornością na przymrozki – stwierdza Paweł Ignaciuk.
– Z tego samego powodu, czyli wieloletniej przerwy w uprawianiu tej rośliny, nie rozwinął się rynek maszyn szczególnie takich, które byłyby dostosowane do wykorzystania przy produkcji prowadzonej w mniejszej skali – tłumaczy Marcin Jastrzębski. – Można kupić w Europie linie przemysłowe przydatne w produkcji na wielką skalę, ale to są koszty idące w miliony euro. Dlatego do przetwarzania słomy używamy kilkudziesięcioletniej, zmodyfikowanej przez nas linii, która najprawdopodobniej służyła do przerobu słomy lnianej.
Przetwarzanie słomy polega na wydobyciu włókna z łodyg i ono jest produktem podstawowym. Uzyskiwane w tym procesie paździerze, które dawniej były uciążliwym odpadem, są obecnie wykorzystywane m.in. w budownictwie jako składnik betonu konopnego, czy jako doskonała ściółka dla zwierząt. Również włókno ma wiele zastosowań i jest obecnie wykorzystywane m.in. w przemyśle budowlanym (maty termoizolacyjne), tekstylnym, papierniczym, motoryzacyjnym, biokompozytach i wielu innych.
Najtrudniejszy zbiór
Zbiór konopi jest nie lada wyzwaniem
i największym problemem
w uprawie tej rośliny. Wynika to
głównie z niewielkiej, przynajmniej
na razie, powszechności tej uprawy
a to powoduje, że ilość maszyn do
zbioru konopi jest mała, przez co te
maszyny są bardzo drogie. Zbiór wygląda
różnie, w zależności od pory
roku i przeznaczenia uprawy. Boom
na kwiatostany sprawił, że na polskim
rynku pojawiło się co prawda sporo
urządzeń do zbioru wiech, wciąż jednak
brakuje maszyn do zbioru słomy.
– Jest dostępny zmodernizowany standardowy kombajn John Deer dwuhederowy, ale w Polsce taka maszyna jeszcze nie pracuje – mówi Marcin Jastrzębski. – Podczas jednego przejazdu zbiera ziarno, kwiatostany i słomę. Jednak ziarno, wiecha i słoma, wszystkie te produkty mają inne optymalne terminy zbioru. Ponieważ nastawiamy się przede wszystkim na słomę, to zbieramy konopie w optymalnym terminie dla słomy. Ziarna i wiech zbieramy tyle, ile jest możliwe w nieoptymalnych dla nich terminach i traktujemy jako wartość dodaną uprawy konopi.
Dobrej jakości włókno przędzalnicze powinien gwarantować zbiór konopi przeprowadzony w momencie kwitnienia, czyli w sierpniu. Często jest łączony ze zbiorem wiech. Natomiast ziarno osiąga dojrzałość ok. miesiąca później. Słoma koszona razem z ziarnem daje włókno o gorszych, przemysłowych parametrach, doskonale jednak sprawdzające się np. w budownictwie. W tej drugiej opcji może się przy niesprzyjającym przebiegu pogody zdarzyć, że konopie lub słoma po nich zostanie na polu do wiosny. Ewentualny zbiór takich konopi nie polega już na ścinaniu a na łamaniu łodyg.
Ponieważ wspomniany specjalistyczny dwuhederowy kombajn to w Dobrzyniówce na razie pieśń przyszłości, przez kilka lat zbudowano tu i używano już kilka prototypów maszyn do zbioru. W ub. roku był on prowadzony dwuetapowo: pierwszy jechał traktor z umieszczonym na tuzie i uniesionym na odpowiednią wysokość hederem. Kosił wiechy i zrzucał na taśmociąg, który przenosił je na przyczepę. Po nim jechała kosiarka zbudowana na bazie kosiarek listwowych, która cięła łodygę na trzy części (optymalna długość słomy do przetwórstwa to ok. 50 cm).
– Kosiarka jest wyposażona w trzy ostrza umieszczone na różnych wysokościach, każde następne jest cofnięte względem siebie – wyjaśnia Piotr Jastrzębski. – Dla plantacji o porównywalnych z naszymi obszarami, to dobre i ekonomiczne rozwiązanie.
W gospodarstwie były już lata, gdy konopi siano 70 ha. Zgromadzony zapas słomy czekającej na przerób zmusił do ograniczenia obszaru tegorocznych zasiewów.
– Chcemy rozwijać produkcję i przetwórstwo konopi włóknistych. Gdy zakończymy okres eksperymentowania z linią do przerobu i urządzeniami do zbioru, zwiększymy produkcję – zapewnia Marcin Jastrzębski.
Nic dziwnego. Wiele wskazuje, że konopie w najbliższych latach mogą być jedną z dynamicznie rozwijających się dziedzin rolnictwa z uwagi na możliwości wykorzystania powstałych z nich produktów w wielu branżach i na wiele sposobów. Przetworzone konopie mają liczne zastosowania, chociażby w przemyśle motoryzacyjnym. Włókna konopnego jako zbrojenia w autach swojej konstrukcji używał już Henry Ford w początkach XX w. Dziś ta branża jest jednym z głównych odbiorców włókna.
– W większości niemieckich samochodów znajdziemy włókno konopne w matach wygłuszających, a w drzwiach, czy pod maską są wykonane z ich udziałem biokompozyty – mówi Piotr Jastrzębski. – To tylko przykład niezliczonych zastosowań konopi.
Długa procedura Potencjalnych plantatorów może zniechęcać rozpowszechniona opinia, wedle której, trudno zdobyć pozwolenie na uprawę konopi włóknistych. Ma to mieć związek z ich pokrewieństwem z konopiami indyjskimi, z których powstaje marihuana. Nasi rozmówcy zgodnie stwierdzają, że to mit. Bo choć stosowne dokumenty rzeczywiście trzeba złożyć ze sporym wyprzedzeniem, to ludzie, którzy nigdy nie wchodzili w konflikt z prawem, nie mają z uzyskaniem zgody najmniejszych problemów.
– Na uprawę konopi trzeba co roku uzyskać pozwolenie urzędu gminy – wyjaśnia Piotr Jastrzębski. – Warunkiem jego otrzymania jest niezłamanie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, bo to ona reguluje te kwestie. Jest to jednak procedura wymagająca czasu, ponieważ ustawodawca uznał, że dokumenty należy złożyć w gminie, która przekazuje je do Urzędu Marszałkowskiego. Stamtąd z kolei projekt odpowiedniej uchwały sejmiku województwa trafia do ministerstw zdrowia i rolnictwa, skąd po zaopiniowaniu wraca na sesję sejmiku, który uchwałę (o rejonizacji upraw konopi włóknistych) przegłosowuje i na koniec ten dokument z powrotem trafia do gminy. Dlatego dokumenty należy składać w urzędzie gminy ze sporym wyprzedzeniem, zwykle jesienią roku poprzedzającego siew. Procedura równie dobrze mogłaby ograniczać się do obowiązku rejestracji w gminie, efekt prawny byłby taki sam, ale za to rolnicy mieliby większą swobodę w planowaniu upraw i zakupie materiału siewnego.
Krzysztof Janisławski