Polityczna zawierucha związana z wyborami prezydenckimi skończy się dopiero 12 lipca – po drugiej turze głosowania, w której zmierzą się dwaj najsilniejsi kandydaci wyłonieni w I turze - 28 czerwca. Na sto procent do dalszego boju o pałac prezydencki przejdzie Andrzej Duda. Jego konkurentem będzie zapewne Rafał Trzaskowski. A więc, na naszej scenie politycznej trwa ostra walka, w której dominującą rolę odgrywają dwie partie: Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Można je określić mianem śmiertelnych wrogów. I to nie będzie zbyt przesadne określenie. A przecież kilkanaście lat temu owe partie jako tzw. POPiS, o mało co nie utworzyły koalicyjnego rządu, na którego czele miał stanąć premier z Krakowa. Teraz zaś trwa ostra walka, aby prezydent RP był nadal z Krakowa, a nie z Warszawy. Powiedzmy sobie szczerze, Andrzej Duda wygra na wsi, w małych i średnich miastach też zdobędzie znaczną ilość głosów. Jednak od rozmiaru tego zwycięstwa, szczególnie na wsi, zależy jego reelekcja. A co będzie, gdy na przykład część wiejskich wyborców, zmęczona tym politycznym zgiełkiem, tymi wzajemnymi oskarżeniami, ostrymi słowami i drastycznymi pomówieniami w dniu wyborów zostanie w domu? Czyli zagłosuje nogami a nie za pomocą kartki wyborczej. Wówczas może się stać to co jeszcze pół roku temu było niewyobrażalne: Andrzej Duda przegra.
Jednak naszym zdaniem, zniechęcenie wyborców nie powinno być drogą do pałacu prezydenckiego. Zaś redakcja ”Tygodnika Poradnika Rolniczego” tradycyjnie – jak przed każdymi wyborami – zachęca swoich Czytelników do rozumnego skorzystania z kartki wyborczej. Głosujcie na kogo chcecie, ale głosujcie!
Stało się to, co jeszcze pół roku temu wydawało się niewyobrażalne. KE zwiększyła budżet Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2020– 2027, w porównaniu do propozycji z 2018 r. o 24 mld euro. A przecież pamiętamy Phila Hogana, pochodzącego z Irlandii, poprzedniego komisarza ds. rolnictwa, który pielgrzymował od kraju do kraju i przekonywał, że budżet WPR będzie zmniejszany, bo Europa musi więcej pieniędzy przeznaczyć na innowacyjność, Wielka Brytania opuszcza UE i tym podobne banialuki. Jak widać, jeśli się chce, to można. Dziś Hogan jest komisarzem ds. handlu i mamy szczerą nadzieję, że nie będzie handlu rozwijać tak jak rolnictwa.
Więcej pieniędzy na WPR to m.in. efekt koronawirusa. Jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tragedia, która spotkała Europę i cały świat na szczęście podziałała na Brukselę trzeźwiąco. Ciekawe, czy dzięki zwiększeniu budżetu uda się wreszcie wyrównać dopłaty bezpośrednie we wszystkich krajach Unii? To ciąży nad tą organizacją od 7 lat. Bowiem jak pamiętamy, w 2004 r., gdy wchodziliśmy do europejskiej wspólnoty, obiecano nam wyrównanie dopłat w 2013 r. Może teraz jest ku temu odpowiednia okazja, skoro okoliczności są nadzwyczajne.
Oczywiście więcej pieniędzy na WPR to także więcej obowiązków i biurokracji. Tak niestety wygląda upraszczanie i zazielenianie Wspólnej Polityki Rolnej. Więcej ziemi zostanie przeznaczone na uprawy ekologiczne. Ćwiczyliśmy to już w Polsce, kiedy po wejściu do UE staliśmy się potęgą, jeśli chodzi o powierzchnię ekologicznych upraw orzechów włoskich, prosa i tym podobnych. Mamy więc w tym doświadczenie i chętnie się nim z Brukselą podzielimy. Dla gospodarki nic z tych ekologicznych plantacji nie wynikało, a rolnictwo tylko traciło. Ziemia, którą normalny rolnik utrzymałby w dobrej kulturze, przez „rolnika z Marszałkowskiej” była zaniedbywana i zarastała chwastami.
Nieustannym zmartwieniem Brukseli jest nadprodukcja żywności w Europie. I do ograniczenia tego zjawiska mają doprowadzić wszelkie zmiany z ostatnich lat oraz te proponowane na lata 2020-2027. Bo jaki będzie efekt zwiększenia powierzchni upraw ekologicznych do 25% użytków rolnych, oddanie naturze 10% oraz ograniczenie stosowania pestycydów o połowę, a nawozów sztucznych o 20%. Jak już kilka razy pisaliśmy, chodzi o to, aby swoją produkcję rozwijały państwa Afryki i Ameryki Południowej, a w zamian kupowały Volkswageny, Fiaty i Renaulty. Niedawno byliśmy świadkami układu o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej. W zamian za zniesienie cła na europejskie samochody, na rynek UE może trafić tania wołowina z Argentyny i Brazylii, która realnie zagroziłaby producentom wołowiny w Europie. Idiotyzmem jest też wpuszczenie na nasz rynek artykułów mleczarskich z Nowej Zelandii. Na niektóre z nich nie będzie nawet niskiego cła. Zapewne korzyścią z tego porozumienia ma być fakt, że będziemy mogli na nowozelandzki rynek eksportować unijne mleko w proszku, sery, no i oczywiście masło.
Panowie komisarze! Zbyt tanio sprzedajecie swoje bezpieczeństwo żywnościowe. Chyba zbyt mało było susz, powodzi i innych klęsk żywiołowych w Europie.
Działacze Podlaskiego Związku Hodowców Bydła złożyli do sądu koleżeńskiego Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka wniosek o ukaranie Waldemara Plantowskiego, szefa związku mazowieckiego. Ich zdaniem, Plantowski zasługuje na karę, bo z tekstu na łamach TPR wynika, że podpisał komunikat, w którym domaga się zmian w Federacji i podlaskim związku. To, według działaczy podpisanych pod wnioskiem, działanie na szkodę ich związku.
Naszym zdaniem, wniosek do sądu koleżeńskiego PFHBiPM stał się w tej organizacji czymś w rodzaju certyfikatu przyzwoitości. Waldemar Plantowski otrzymał taki certyfikat po raz drugi. Sądowi koleżeńskiemu szczerze życzymy opamiętania. Mamy nadzieję, że nie będzie firmował interesów części działaczy z Podlasia.
Krzysztof Wróblewski, Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni