Ścieżka to element dużego projektu (za ponad 16 mln zł) niskoemisyjnego systemu transportu w Chełmie i okolicach. Finansowany w większości z unijnych pieniędzy, w części jest już gotowy. Natomiast ta część inwestycji, która wzburzyła rolników, ruszyła w tym roku. Głównym jej beneficjentem jest miasto Chełm. Partnerzy to gminy Chełm i Kamień.
Ścieżka rowerowa została tak zaprojektowana, że odetnie od trasy wojewódzkiej większość pól na wysokości wsi Strachosław. Do części będzie, co prawda, dojazd z drugiej strony z równoległej drogi lokalnej. Nie wiadomo jednak jak długo. Z drugiej strony pola kończą się działkami budowlanymi, a każda budowa to mniej możliwości dojazdu. Jest też droga wewnętrzna, ale tylko niektórym umożliwi dostanie się do zjazdu.
Zjazdy dla nielicznych
– W styczniu napisałem do prezydenta
miasta Chełma pismo
z pytaniem, dlaczego w projekcie
budowy ścieżki nie został naniesiony
indywidualny zjazd do mojej
działki, mimo że takowy istnieje
i został naniesiony na mapę
przygotowaną do celów projektowych
– mówi Bartłomiej Durko
ze Strachosławia. – Nie dostałem
odpowiedzi w ciągu 30 dni. Gdy
zacząłem dociekać dlaczego, poinformowano
mnie, że moje pismo
trafiło do Urzędu Gminy w Kamieniu.
Tam pozostało bez odpowiedzi.
Spychologia i tyle.
Pytań w piśmie było więcej. Rolnik pytał m.in., co zdecydowało, że do kilku działek zostały zaprojektowane zjazdy, a do kilkudziesięciu pozostałych, także przecież znajdujących się w użytkowaniu rolnym, nie. Chciał wiedzieć, dlaczego zjazdy do wybranych działek zostały zaprojektowane centralnie.
– Przecież ulokowanie ich przy granicy działek pozwoliłoby zaspokoić potrzeby z dojazdem dla dwa razy większej liczby rolników bez zwiększania kosztów budowy! – argumentuje.
Rolnik dopytywał też: „Czy można realizować inwestycję publiczną finansowaną ze środków publicznych w taki sposób, że jest kilku beneficjentów tych środków (w postaci zjazdów indywidualnych), a więcej jest pokrzywdzonych (problem z użytkowaniem gruntów rolnych wynikający z braku dojazdu, narażenie na dodatkowe koszty oraz obniżenie wartości nieruchomości)?”.
Nie tylko pan Bartłomiej nie rozumie, dlaczego inwestycja prowadzona jest wbrew interesom miejscowych rolników. Spotkaliśmy się także z innymi przedstawicielami mieszkańców sprzeciwiających się tej inwestycji. Uważają, że pominięcie zjazdów na większość działek jest niesprawiedliwe. Zjazd, przy którym się spotkaliśmy, nie został uwzględniony w projekcie.
– Chyba że zaszły jakieś zmiany, o których nie wiemy – zastrzega pan Bartłomiej.
Rolnicy mówią, że Zarząd Dróg Wojewódzkich w Lublinie poinformował ich, że jeśli chcą dojazdów, powinni wystąpić o zgodę, a następnie samodzielnie je wykonać, bo nie ma obowiązku, żeby wszyscy mieli własne.
– Pewnie zdecydowałbym się na taką opcję – mówi Kamil Domański, właściciel kilku działek przy drodze wojewódzkiej – ale gdybym został o tym poinformowany z wyprzedzeniem. Tymczasem inwestycja jest w toku i za chwilę odetnie dojazd na moje pola. Bo pierwsze spotkanie na ten temat było raptem 2–3 miesiące temu (rozmawialiśmy 21 maja – przyp. red.). Inwestycja planowana była od lat, a mimo to nikt nie zapytał ludzi o zdanie. Właściciele tych działek do ostatniej chwili nie wiedzieli, że po ukończeniu ścieżki rowerowej nie wjadą ciągnikiem czy kombajnem na pole. Wiadomo było, że ma być ścieżka rowerowa, ale o tym, że bez wjazdów na większość pól, dowiedzieliśmy się w tym roku.
Od Annasza do Kajfasza
Ponieważ w marcu rozkręcała się
epidemia i trudno było prowadzić
wspólne działania, kolejni zainteresowani
zaczęli pisać pisma. Między
innymi pan Kamil.
– Z Chełma nie dostałem odpowiedzi. Z kolei gmina Kamień odpowiedziała, że to sprawa drogowców. A gmina Chełm – że trwają jeszcze procedury – opowiada rolnik. – Z jednej strony gmina Kamień wyciąga rękę do rolników po podatek gruntowy, a z drugiej uniemożliwia uprawę, odsyłając przy tym do ZDW. Żeby zbudować tę ścieżkę, na długości kilku kilometrów trzeba również wyciąć setki dużych drzew.
Sołtys Kamienia, który powinien być dobrze poinformowany z uwagi na bieżący kontakt z gminą, mówi, że też nie wiedział o kłopocie z dojazdami.
– Jestem sołtysem drugą kadencję, mimo to nie miałem informacji, kiedy budowa ruszy, żadnych danych o szczegółowych rozwiązaniach – mówi Andrzej Strelczuk.
Jest właścicielem działki przy drodze. I też nie będzie miał zjazdu.
– Dlaczego nie dostaliśmy informacji o inwestycji nas dotyczącej? Nie zostawimy tak tego – zapewnia.
Bartłomiej Durko, który w poprzedniej kadencji był radnym, mówi, że podczas sesji tamtej kadencji pytał ówczesnego wójta, czy będą zjazdy do pól.
– Zapewniał mnie, że tak. A skończyło się tak, że przed wydaniem pozwolenia na budowę gmina nie przedstawiła radnym ani mieszkańcom projektu, tylko zamieściła ukradkiem na stronie internetowej informację, że z dokumentacją projektową można zapoznać się w siedzibie ZDW w Lublinie.
Rolnicy są zdeterminowani, żeby zatrzymać realizację niekorzystnych dla siebie rozwiązań. Rozważają pozew zbiorowy, myślą też o blokadzie budowy.
O komentarz do sprawy bulwersującej właścicieli i użytkowników pól zwróciliśmy się do wójta gminy Kamień Dariusza Stockiego.
Trzeba było zapytać ludzi
– Moim zdaniem na etapie projektowania
tej inwestycji został
popełniony błąd. Nie odbyły się
konsultacje z rolnikami, których
dotkną skutki powstania ścieżki
rowerowej. Urzędnicy ograniczyli
się do ogłoszenia, że z planami budowy
można się zapoznać w Lublinie
w siedzibie ZDW – mówi wójt
Stocki i zaznacza, że swoją funkcję
pełni pierwszą kadencję, a decyzje
zapadły, zanim objął urząd. Podkreśla,
że jest rolnikiem i rozumie
argumenty protestujących.
– Mając świadomość, że drogowcy nie zgodzą się na osobny zjazd na każde pole, odstąpiłbym od tej inwestycji. Ale mleko się już rozlało. Obejmując urząd, przejąłem zobowiązania i decyzje poprzedniej rady gminy. Ścieżka rowerowa w gminie Kamień to tylko mała część dużego projektu. Nie mogę teraz zrezygnować i zostawić partnerów z tym projektem, bo jest na to za późno i wszyscy uczestnicy ponieśli znaczne koszty. Potrzebny jest kompromis, którego brak ze strony rolników. Związany jestem przepisami, na które nie mam wpływu – tłumaczy wójt.
O jaki kompromis chodzi? Wójt informuje, że prowadzi rozmowy z drogowcami.
– Chcemy doprowadzić do zwiększenia liczby indywidualnych zjazdów na pola. Tak, aby zapewnić dojazd tym, którzy nie będą mogli wjechać na nie od drugiej strony. Jest pięć czy sześć takich przypadków. Gmina weźmie na siebie koszty projektu i budowy – obiecuje Dariusz Stocki. – Po tej zmianie zjazd wypadałby co 150–180 metrów. Reszta korzystałaby z wjazdów z drugiej strony lub z gruntowej drogi wewnętrznej.
Wójt tłumaczy, że drogowcy na więcej się nie zgodzą. Droga Chełm – Hrubieszów jest wąska i ruchliwa, są tu odcinki z podwójną linią ciągłą, na których nie ma mowy o dodatkowych zjazdach.
– Tym bardziej że część funkcjonujących zjazdów ludzie przez lata wytyczyli sami. Kto potrzebował, wysypywał ziemię w rowie. Wystarczyłoby, żeby ZDW udrożnił rów wzdłuż drogi, żeby część zjazdów zlikwidować – dodaje.
Wójt Stocki przyznaje, że sprzeciwiających się planom budowy rolników zaproponowane przez niego rozwiązanie nie zadowala.
– Każdy chce zjazd dla siebie. Pięćdziesiąt cztery działki i pięćdziesiąt cztery zjazdy.
Zapytaliśmy, czy nie mógł poinformować zainteresowanych o problemie wcześniej, tak aby było więcej czasu na znalezienie rozwiązania.
– Budowa ścieżki miała być zakończona w 2018 roku, jeszcze przed objęciem przeze mnie urzędu. W lutym z mojej inicjatywy odbyło się pierwsze zebranie, drugie w marcu. Nie uczestniczyłem w planowaniu tej inwestycji, skąd mogłem więc wiedzieć o liczbie zjazdów? – odpowiedział.
Roman Kandziora, były wójt gminy Kamień przez kilka kadencji, w ostatnich wyborach nie kandydował. Tłumaczy, że był pomysł, aby grunty wzdłuż wylotówki z Chełma przeznaczyć pod budownictwo mieszkaniowe. Jednak, jak wyjaśnia, rządy w kraju objęło PiS i z planów przeznaczenia gruntów rolnych na cele nierolnicze nic nie wyszło. Twierdzi, że ścieżka miała wyglądać inaczej.
– Miał powstawać jeden zjazd na dwie działki – mówi Roman Kandziora. – Takie były ustne uzgodnienia z miastem Chełm. Bo to Chełm zajmował się projektowaniem ścieżki rowerowej.
Kandziora stwierdził też, że gdy kończył kadencję, szczegółowej dokumentacji z naniesionymi zjazdami nie było. Dopytywany, czy w dokumentacji, która była do wglądu w ZDW w Lublinie, były zaznaczone zjazdy na pola, odpowiedział, że nie pamięta.
W sprawie zjazdów na pola wypada od redakcji zadać jedno pytanie: jak rolnicy wjeżdżali na nie przed budową ścieżki rowerowej i dlaczego wówczas nikomu to nie przeszkadzało i nie stwarzało zagrożenia? Niech drogowcy i samorządowcy spróbują odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Krzysztof Janisławski