– Tworząc grupę producencką należy dążyć do tego, by jak skończy się pięcioletni okres unijnego dofinansowania, rolnicy nie rozeszli się każdy w swoją stronę, ale aby zostało coś, co ich łączy, czyli wspólny biznes. Takie myślenie kierowało mną, gdy zakładaliśmy grupę zrzeszającą producentów wołowiny Bizon 1, którą zarejestrowaliśmy pod koniec 2016 r. i teraz, gdy kończymy rejestrację Bizona 3. Takie podejście jest dla mnie bardzo ważne – mówi Sławomir Kaczor, rolnik, jeden z założycieli grup producentów wołowiny w centrum Wielkopolski.
W ciągu 4 lat Bizon stał się już swego rodzaju marką, za którą stoi silny zarząd pod wodzą prezesa Kaczora.
– Jesteśmy obecnie na takim etapie, w którym mogę już śmiało powiedzieć, że okres budowania solidnej podstawy naszych grup mamy już za sobą. Chodzi nie tylko o współpracę z kompetentnym doradcą, ale także dogadywanie się wewnątrz grupy. Mamy silny i zwarty zarząd, który potrafi podejmować decyzje biznesowe, które pozwolą nam funkcjonować, gdy nie będzie już wsparcia, a to jest wielka sztuka – podkreśla prezes.
Na przekór patologii
Do drzwi Bizonów pukają rolnicy
z różnych stron Polski, wielu z nich
natknęło się już na nieuczciwe grupy,
stąd bardzo ostrożnie podchodzą
do podejmowania współpracy.
– Zdarza się, że nasze grupy poddawane są ocenie prawnej. Dzieje się tak, np. w sytuacji, gdy mają zamiar do niej przystąpić rolnicy chcący otrzymać punkty za przynależność do grupy, aplikując o unijne dotacje. Bardzo nas cieszy, że wypadamy w niej pozytywnie – komentuje Kaczor.
Sytuacja na krajowym rynku żywca wołowego od wystąpienia w ubiegłym roku afery leżakowej jest bardzo dynamiczna. Obecnie jest na nim nieco mniej bydła, ponieważ rolnicy zniechęcili się i wstawili mniej sztuk, ale wystąpiły problemy związane z rozwojem pandemii koronawirusa.
– Ceny skupu lekko wzrosły, aczkolwiek, trzeba wyraźnie podkreślić, że ceny, które są upubliczniane, czy to w oficjalnych cennikach, analizach czy w mediach, nie przekładają się na to, co dzieje się na podwórku u rolnika i w grupach. Dlatego tak ważna jest organizacja sprzedaży – komentuje Mikołaj Baum, szef zespołu doradców Agraves doradzającej Bizonom.
Grupa producencka, która ma silnego lidera i wspólnie z członkami negocjuje ceny skupu jest rzadkością, ale Bizonom się to udaje.
– Niezależnie od tego jak się nazywa pośrednik, jego schemat działania jest taki sam: wysoka oferta zakupu, a potem oszukiwanie rolników, głównie na wadze, wybiciu – jeśli sztuki są sprzedawane na wbc. Pośrednicy starają się rozgrywać rolników, którzy przynależą do grup, proponuje się im nieco wyższą cenę, po to, żeby ich skłócić, zwaśnionymi można bowiem lepiej sterować. Na porządku dziennym jest, że samochody po bydło, zamiast w godzinach popołudniowych, przyjeżdżają w nocy. Z tym staramy się walczyć i to eliminować – podkreślają rozmówcy.
Pan Sławomir zwraca uwagę, że przy sprzedaży pojedynczych sztuk „kantuje” się hodowców najbardziej, między innymi dlatego zdecydowali się na budowę bazy dla zwierząt.
Logistyka zwierząt
– Jesteśmy już w stanie zapewnić
transport pojedynczych sztuk.
Chcemy teraz gromadzić i grupować
zwierzęta, by oferując większe
partie, móc jako grupa negocjować
lepsze ceny skupu. Baza dla zwierząt
jest już na ukończeniu – wyjaśnia
pan Sławomir.
Bizony, jako rozwijające się grupy muszą zadbać o logistykę zwierząt i koszty transportu. Wieloletnie doświadczenia nauczyły osoby odpowiedzialne za funkcjonowanie grup, iż trzeba być bardzo elastycznym w wyborze odbiorców. Obecnie grupa sprzedaje bydło do różnych ubojni. Na bieżąco sprawdza ceny w zależności od klasy oraz płci bydła. W sytuacji, gdy chce ograniczyć koszty transportu, a ubojnia jest oddalona od siedzib stad producentów, korzysta także z pośredników.
– Współpraca z uczciwym pośrednikiem, bo tacy również są, jest korzystna dla obu stron. Jako grupa nie zalegamy z płatnościami, poprzez nasze grupy rolnicy mogą również sprzedać bydło o słabszej kondycji, które nie jest tzw. leżakiem. Traktujemy takie bydło normalnie, stosując niewielkie odliczenia – komentuje prezes.
Finansowanie zakupu cieląt i odsadków
Bizony mają członków nie tylko
z województwa wielkopolskiego
lecz także z ościennych województw.
Z kolei relacje biznesowe
prowadzą już na terenie całego
kraju.
– Musieliśmy dać podstawy członkom grupy do tego, by widzieli sens wspólnego dalszego działania. Jedną z nich jest powstanie spółki „Bizon logistyka”, a kolejną zbudowanie systemu finansowania zakupu cieląt i odsadków. Pomysł stworzenia systemu zrodził się w głowie Sławka. Było to swego rodzaju antidotum na głosy hodowców, którzy tracą majątki z powodu współpracy z nieuczciwymi kontrahentami oferującymi im zwierzęta do opasu – tłumaczy Mikołaj Baum.
Budowę systemu finansowania grupy wraz z obsługującą je firmą doradczą, musiały zacząć od poszukania partnera finansowego, czyli banku. Znalezienie odpowiedniego partnera nie było łatwe. Banki, które wydawałoby się, że są najbliżej rolników, nie były tym zainteresowane, ale w końcu się udało.
– Mechanizm działa w następujący sposób – rolnik, który chce zakupić cielęta zgłasza się do nas, następnie kierujemy go do banku. Przedstawiciel banku przyjeżdża na miejsce do gospodarstwa, wypełnia z rolnikiem stosowne dokumenty. Jeśli kwota kredytu nie przekracza 150 tys. zł, procedura udzielenia kredytu jest uproszczona, a zabezpieczeniem jest weksel. Przy wyższych kwotach, kredyt jest obwarowany większymi wymogami i zabezpieczeniami – tłumaczy doradca Agravesu.
Rolnik zawiera z bankiem umowę kredytu, następnie wybiera zwierzęta, na które fakturę wystawia mu grupa Bizon, płatność realizuje bank. Okres kredytowania zależy od długości opasu, średnio są to 22 miesiące, maksymalny okres kredytowania wynosi 24 miesiące. Koszt proponowanego finansowania to w sumie nieco ponad 4%. Gdy transakcja dojdzie do skutku, rolnik otrzymuje paszporty zwierząt, rejestruje je w Agencji i staje się pełnoprawnym właścicielem zwierząt. On też decyduje, do jakiej ubojni będzie sprzedane bydło.
– W naszym systemie finansowania, to rolnik staje się właścicielem zwierząt wstawianych do gospodarstwa. Od niego zależy, jakie zwierzęta wybierze. Ten system oferujemy nie tylko członkom naszych grup, ważna jest jednak rekomendacja gospodarstwa przed bankiem – wyjaśnia pan Sławomir.
Fachowe doradztwo
Jak na razie oceną wstawianych
zwierząt zajmuje się lider Bizonów.
Ma on wieloletnie doświadczenie
w tym zakresie, docelowo,
jeśli będzie to miało ekonomiczne
podstawy, grupy przewidują zatrudnienie
specjalisty.
– Oczywiście nie mogę dać stuprocentowej gwarancji, że cielę jest idealne. Czasem, nawet pomimo tego, że zwierzęta wyglądają nienagannie, a ich dobra kondycja wynika także z dostarczonych dokumentów, gdy trafią do gospodarstwa, nie jest tak, jak być powinno. Bywa, że wynika to z popełnionych przez rolnika błędów żywieniowych – wyjaśnia mój rozmówca.
I temu Bizony próbują zaradzić. Organizują liczne szkolenia dla swoich członków. Starają się także wspomagać ich na bieżąco.
– Jeśli rolnik zgłasza problem, kontaktujemy go z odpowiednimi fachowcami, którzy przyjeżdżają na miejsce do gospodarstwa – mówi prezes.
Lider grup wspólnie z doradcą wypracowali również sposób na ochronę kapitału grup. Nie pozwalają, by inni bogacili się kosztem grup.
– Dbamy o kapitał obsługiwanych przez nas spółdzielni. Jeśli jakiś odbiorca zalega z płatnościami, to musi ponieść tego koszty, czyli zapłacić odsetki. Natomiast w sytuacji, gdy nie jesteśmy w 100% pewni odbiorcy, sprzedajemy mu zwierzęta, pod warunkiem, że na konto grupy wpłynie przedpłata – tłumaczy Mikołaj Baum.
Wspólnie z Agravesem, grupy Bizon opracowały również procedurę odbioru zwierząt. Kierowca, który przyjeżdża po bydło musi podpisać tzw. umowę odbioru, w której zapisana jest m.in. liczba zwierząt oraz ustalone z ubojnią warunki dostawy. Taka umowa jest bardzo ważna w sytuacji, gdy powstają konflikty między grupą a ubojnią.
To musi być synergia
Bizony od momentu założenia
pierwszej grupy przeszły przez
kilka firm doradczych, stąd jej założyciele
uczulają rolników, którzy
chcą organizować grupę, by bardzo
wnikliwie sprawdzali doradców,
opiekunów, z którymi chcą
współpracować.
– Model, w którym jeden doradca/ opiekun, zakłada grupy i zajmuje się wszystkim, w praktyce się nie sprawdza. Do dobrego funkcjonowania grupy potrzebna jest sieć specjalistów, z których każdy ma określone kompetencje oraz zaangażowanie samych rolników. Żaden doradca sam nie poprowadzi grupy do sukcesu – przestrzega Mikołaj Baum.
Co jeszcze jest bardzo ważne: doradcy, z którymi pracują grupy Bizon, nie wchodzą w skład zarządu grup – organizacja jest naprawdę samorządna, cała władza i nadzór jest w rękach rolników, a doradcy pełnią rolę wspierającą. To, zdaniem zarówno lidera grup, jak i szefa zespołu doradców Agraves, kluczowa kwestia.
– Zarząd grup powinni tworzyć wyłącznie rolnicy. Co więcej, aby nie dochodziło do koncentracji władzy, musi być on co najmniej dwuosobowy. Z kolei rolnicy powinni uczyć się działać w kolektywie i interesować się tym, co robi grupa. Schemat, w którym do zarządu grupy wchodzi przedstawiciel firmy doradczej lub rejestruje siedzibę grupy u siebie w domu, w swojej firmie najczęściej prowadzi do patologii – komentuje Baum.
Wbrew pozorom funkcjonowanie w dobrze zorganizowanej grupie producenckiej może wyjść na dobre nie tylko mniejszym producentom. Marzeniem lidera Bizonów jest stworzenie na terenie Wielkopolski i województw ościennych jednej dużej grupy producentów rolnych. Kaczor wszędzie zaszczepia ideę współpracy.
– Chętnie dzielimy się naszymi doświadczeniami. Podpowiadamy, czego unikać, bo wiadomo, że każdy na początku popełnia wiele błędów – mówi Sławomir Kaczor.
Na przyszłość ważne jest też, aby grupy utworzone ze względu na ten sam produkt w różnych częściach kraju potrafiły ze sobą współpracować. Dobre relacje mogą zaowocować eliminacją nieprawidłowości występujących na rynku bydła mięsnego.
Fundusz nie pomaga
Bizony starają się szukać odbiorców
bydła nie tylko w Polsce, ale
także za zagranicą. Jak tłumaczą
moi rozmówcy, czystorasowe odsadki
są drogie, na rynku krajowym
trudno je sprzedać za taką
cenę, która zrekompensuje rolnikom
nie tylko koszty opasu, ale pozwoli
jeszcze zarobić.
– Prowadzimy rozmowy z eksporterami, są one już bardzo zaawansowane. Nie ukrywam, że jest to skomplikowane, chociażby ze względu na procedurę administarcyjno- formalną i finansową. Musimy tutaj mieć też na uwadze dobro naszych spółdzielni. Nasze grupy znalazły również partnera biznesowego, z którym będziemy walczyć o zagraniczne rynki zbytu – mówi lider grup.
Niewątpliwie handel międzynarodowy byłby łatwiejszy, gdyby wszyscy rolnicy podchodzili uczciwie do podawania dat urodzenia bydła, bo z tym bywa bardzo różnie.
– Libańczycy, Włosi i Grecy to dobrzy odbiorcy. Gdy jednak z paszportu wynika, że zwierzęta są młode, a po rozbiórce nie wskazują na to ani kości, ani mięso, zaczynają się kłopoty – tłumaczy Sławomir Kaczor.
Ubojniom, przetwórniom oraz grupom producenckim w zdobywaniu zagranicznych rynków zbytu oraz nabywców na wołowinę w kraju powinien pomagać Fundusz Promocji Mięsa Wołowego.
– Fundusz ma rocznie do dyspozycji kilka milionów złotych, a promocja mięsa wołowego leży. Zdajemy sobie z tego sprawę, że bardzo ważny jest eksport, ale spożycie w kraju jest również ważne – na co ostatnio zwracał również uwagę komisarz Janusz Wojciechowski – tłumaczy Baum.
Tymczasem dane dotyczące spożycia wołowiny w Polsce wskazują, iż konsumpcja jest niezmienna od kilku lat.
– System funkcjonowania funduszu musi być zmieniony, trzeba skończyć z pozorowanymi działaniami. Jesteśmy gotowi usiąść do stołu wspólnie z ubojniami, przetwórcami oraz fachowcami ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie oraz Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i zaproponować rozwiązania, które pozwoliłyby na bardziej efektywne wykorzystanie pieniędzy funduszu. Mam takie przeczucie, że obecnie nie ma woli politycznej, aby to zmienić, a szkoda – komentuje Mikołaj Baum.
Magdalena Szymańska