Po trzech, stosunkowo niewielkich, modernizacjach państwo Chorzewscy nadal z powodzeniem użytkują oborę, która pomimo swoich lat i stropowej konstrukcji, imponuje przestronnością i dużą ilością światła, którą zapewniają liczne okna w ścianach podłużnych. To najlepszy dowód, że przed 40 laty hodowcy wykazali się troską o dobrostan przebywających w niej zwierząt.
Obecnie Chorzewscy utrzymują pogłowie bydła liczące 115 sztuk, w tym 48 krów dojnych. I to właśnie krowy dojone oraz grupa najmłodszych cieląt zajmuje zmodernizowaną oborę, która wyposażona jest w linowe zgarniacze obornika oraz dojarkę przewodową. Młodzież starsza przebywa w drugim budynku, zaś najstarsza grupa – w kolejnym.
Pogłowie produkcyjne to w większości stanowią mieszańce hf-a z mlecznym simentalem oraz rasą montbeliarde. Jak ocenili hodowcy (bowiem stado nie jest pod oceną użytkowości mlecznej), każda sztuka daje średnio ponad 7000 kg mleka.
– W naszej opinii ten poziom wydajności wydaje się być optymalny – stwierdził Marek Chorzewski. – Większa wydajność oznacza bowiem wyższe koszty utrzymania zwierząt oraz większe nakłady pracy.
Pracująca wspólnie i zgodnie w oborze rodzina Chorzewskich nie narzeka na jej funkcjonalność, niemniej przy tak licznym pogłowiu brakuje wozu paszowego.
– Dosłownie tuż za oborą kończy się nasza działka siedliskowa, co oznacza, że po wjechaniu paszowozom do obory, konieczne byłoby cofanie i przejechanie za każdym razem na wstecznym biegu 45 metrów, bo taka jest długość budynku. W mojej opinii, w takich warunkach inwestowanie w maszynę mija się z celem – wyjaśniał Marek Chorzewski.
Jak więc zorganizowane jest tutaj żywienie stada? Ładowarką, w kilku miejscach korytarza paszowego, rozstawiane są pasze, które później ręcznie zadawane są do koryt.
Każda sztuka otrzymuje indywidualną ilość pasz treściwych również z ręki. Krowy laktacyjne otrzymują gotową, pełnoporcjową mieszankę, natomiast dla pozostałych grup zwierząt pasza wykonywana jest we własnym mieszalniku.
Jak poinformował Wiesław Chorzewski, zadawanie pasz we wszystkich budynkach zajmuje nie więcej niż 1,5 godziny.
– 47 hektarów, które uprawiamy, w stosunku do wielkości utrzymywanego pogłowia pozwala nam na minimalne pokrycie zapotrzebowania na kiszonki, a zasiewy zbożowe pokrywają jedynie potrzeby jałowizny – mówi Marek Chorzewski – stąd też konieczność zakupu gotowych mieszanek, a także ok. 1000 balotów słomy rocznie, które przeznaczamy zarówno na ściółkę, jak również wykorzystujemy jako komponent dawki pokarmowej dla młodzieży.
Remont stada odbywa się tutaj wyłącznie w oparciu o własne jałówki. Te zaś kryte są w sposób naturalny, przez stale z nimi przebywającego buhaja. Jak potwierdził Wiesław Chorzewski, skuteczność zacieleń wynosi praktycznie 100%. Krowy w większości są inseminowane, jednak w przypadku kłopotów z rozrodem również przechodzą na krycie naturalne.
Jałówki cielne oraz bydło opasowe przebywa w odrębnej podzielonej na kojce oborze, gdzie utrzymywane jest na głębokiej ściółce. Każda grupa zwierząt ma tutaj również dostęp do wybiegu, który regularnie podsypywany jest piaskiem.
7 zł/kg – to cena, jaką dwa tygodnie temu uzyskaliśmy ze sprzedaży sztuk o wadze 800–900 kg. Przy takim poziomie cen trudno mówić o opłacalności tego kierunku produkcji – stwierdził młody gospodarz.
Wiesław Chorzewski z kolei podkreślił, jak dużego znaczenia, a już szczególnie w trudnym czasie pandemii, nabiera dobra współpraca z solidnym podmiotem mleczarskim, gwarantującym terminowość wypłat za mleko i na ile jest to możliwe, stabilność cen w skupie.
Towarzyszący nam z wizytą w gospodarstwie Józef Robakiewicz – instruktor działu skupu mleczarni w Raciążu, współpracuje z rodziną Chorzewskich od początku lat 80. i jak przyznaje, obserwowany tutaj przez dekady dynamiczny rozwój produkcji mleka z pewnością nie zatrzyma się na obecnym poziomie. Powoli pałeczkę przejmują młodzi, a to zawsze oznacza tylko krok do przodu.
Beata Dąbrowska