Jak w przypadku wielu problemów medycznych, tak i w kwestii leczenia żylaków istnieje kilka szkół. Wiele gremiów, zwłaszcza młodych chirurgów naczyniowych uważa, że zabiegi małoinwazyjne, tzw. ablacyjne, w których nie usuwamy zmienionej żyły, a jedynie działamy leczniczo wewnątrz niej w celu jej zamknięcia (ablacji), powinny być metodą pierwszego wyboru. Natomiast starsi chirurdzy w większości są innego zdania i preferują operacyjne (klasyczne) usuwanie chorych żył.
– Prawda jest taka, że nie ma idealnej metody leczenia żylaków. Ale jedno jest pewne – że im są one mniejsze, tym łatwiej sobie z nimi radzić i bardziej nadają się do leczenia ablacyjnego. Tak więc wszystkie metody podzielić można na dwie grupy. Takie, które powodują fizyczne usunięcie żyły – i to jest tylko i wyłącznie operacja, choć znamy wiele ich odmian i modyfikacji. I takie, które powodują unieczynnienie – zamknięcie żylaka lub niewydolnej żyły. Zamknięcie wykonać można laserem, falami radiowymi i innymi, parą wodną, pianą czy też specjalnym klejem. Istnieją także techniki łączące metody klasyczne z ablacyjnymi – wyjaśnia dr Maciej Zieliński, chirurg naczyniowy, z którym przeprowadziliśmy dwa tygodnie temu rozmowę.
Pozbyć się na zawsze
Najwcześniej stosowaną
metodą likwidowania
żylaków było po prostu
ich usuwanie. W tym celu
nacina się skórę na kostce
i w pachwinie dwoma
maleńkimi cięciami. Przez
niewydolną żyłę przeprowadza
się stalową linkę,
tzw. sondę Babcocka. Ciągnąc
ją podskórnie, usuwa
się żyłę, a z dodatkowych
pojedynczych nacięć
usuwa się pozostałe żylaki.
Zabieg jest bezbolesny
– stosuje się znieczulenie
podpajęczynówkowe
od pasa w dół, tak jak do
porodu. Czucie wraca po
2–3 godzinach. To jedyna
metoda, która w całości
usuwa żylak, choć ma też
swoje minusy. W miejscu
usunięcia żył pojawią się
krwiaki, które oczywiście
po jakimś czasie znikają.
Zostają także maleńkie
blizny, problematyczne
dla niektórych, zwłaszcza
młodych kobiet.
Kontrolowane zapalenie
Alternatywą dla klasycznego
zabiegu są małoinwazyjne
metody ablacyjne.
W obiegowej opinii żylak
leczony ablacją, „wchłania
się”, „zasusza” lub „rozpuszcza”.
To nieprawda. On pozostaje,
tyle że pod zmienioną
postacią – obkurcza
się i zarasta tak, że staje się
niedrożny i, w efekcie, niewidoczny.
Na tym właśnie
polega mechanizm ablacji.
Weźmy na przykład jedną
z najprostszych, jaką jest
tzw. skleroterapia, czyli
ostrzyknięcie żyły środkiem
chemicznym – pianą.
Kiedy podamy ją do wnętrza
żylaka, będzie ona
drażnić chemicznie jego
ściany. Spowoduje to obkurczenie
naczynia i wywoła
w nim stan zapalny,
a w efekcie zakrzepicę.
Coś, czego się boimy. Ale
bez obaw – jest to kontrolowane
zapalenie. W żyle powstaje
nie tyle zakrzep, co
mieszanina piany z krwią,
tzw. sklerol, który zmyka
tylko chore, ostrzyknięte
żyły. Natomiast dodatkowo
stosowane bandażowanie
przyspiesza ich stopniowe
zarastanie. Piana to tzw.
metoda chemiczna.
Laser – wstajesz i idziesz
Ale podobny efekt uzyskamy,
drażniąc żyłę laserem
należącym do metod
ablacji termicznej. Żyłę się
nakłuwa i wprowadza do
niej światłowód, który emituje
wiązkę światła o dużej
energii cieplnej, parząc żyłę
od środka. W efekcie pojawia
się zapalenie, żyła zarasta
i przekształca się w niewidoczny
sznureczek. Dodatkowo
podczas zabiegu
nogę nakłuwa się w kilku
miejscach, by podać płyn
znieczulający, który działa
także jak chłodnica. Laser
bowiem stwarza ryzyko poparzenia
skóry, zwłaszcza
u szczupłych osób – tłumaczy
dr Maciej Zieliński i dodaje,
że minusem ablacji
jest fakt, że w nielicznych
przypadkach żyła po kilku
latach może się udrożnić
i wymagać dodatkowych
zabiegów. Zaletą natomiast
jest, że tuż po zabiegu można
wstać i samodzielnie
opuścić gabinet.
To nowe odkrycie. Czy jest doskonałe? Też nie. Co prawda nie wymaga znieczulenia, nie powoduje blizn, krwiaków i nie grozi oparzeniem. Ale klej – jako materiał obcy – może wywołać uczulenie, podobnie zresztą jak piana podczas skleroetrapii. Ona jednak się wchłania. A cyjanoakryl zostaje jako kleiwo. Na szczęście uczulenia to bardzo rzadkie przypadki.
– Jaka jest więc najlepsza metoda? Znany profesor odpowiedział kiedyś, że stosuje po prostu tę, o którą poprosi go pacjent. Zdrowy rozsądek przy wyborze metody wygląda tak, że im żylaki są większe, tym bardziej zasadne jest operowanie klasyczne. A im mniejsze, tym lepsze są efekty zabiegów wewnątrznaczyniowych.
U osoby, która ma żylaki jak powrozy, ablacja nie będzie dobrym wyjściem. Efektem będą wtedy grudy pod skórą, które będą włóknieć przez długie miesiące. Tu najlepszym wyjściem będzie operacyjne usunięcie żylaka. Ale jeśli osoba jest starsza i schorowana lub po prostu ma mniejsze żylaki, piana czy klej są lepszym lub jedynym możliwym rozwiązaniem – mówi poznański chirurg.
Metodą walki z żylakami jest też profilaktyka. Może dotyczyć osób, które nie mają żylaków, ale też tych, które już cierpią, a chcą uniknąć pojawienia się nowych. Tu z pomocą przychodzi farmakoterapia oraz kompresjoterapia, czyli ucisk. U osób z ranami stosuje się elastyczne bandaże. A w przypadkach łagodniejszych specjalistyczne podkolanówki, pończochy czy rajstopy. Dziś już nie jesteśmy skazani na siermiężne materiały i wzornictwo. Znajdziemy egzemplarze eleganckie i kolorowe.
– Kiedy mnie czeka kilkugodzinna operacja tętniaka, to choć nie mam żylaków, zakładam profilaktyczne podkolanówki uciskowe. Pozwalają one uniknąć obrzęków i chronią przed żylakami. To samo radziłbym rolnikom, którzy wiele godzin spędzają w kombajnie lub ciągniku. Ale przestrzegam przed kupowaniem takich podkolanówek w dowolnej aptece. W tej metodzie ważne jest dokładne wymierzenie miejsca i siły ucisku. Na takie dopasowanie możemy liczyć albo u przeszkolonego sprzedawcy, albo w gabinecie lekarskim – radzi doktor Maciej Zieliński.
Karolina Kasperek