Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Partnerskie traktowanie rolników i przetwórców

Data publikacji 17.06.2020r.

Z posłem Janem Krzysztofem Ardanowskim – ministrem rolnictwa i rozwoju wsi rozmawia Krzysztof Wróblewski

Na rynku od lat funkcjonują takie spółki jak np. ORLEN, LOTOS, KGHM i wiele innych, w których – poprzez udziały – dominującą rolę odgrywa Skarb Państwa. Jednak gdy pojawiła się koncepcja Polskiego Holdingu Spożywczego (obecnie Krajowa Grupa Spożywcza), który ma być utworzony na bazie Krajowej Spółki Cukrowej oraz koncepcja Sieci Polskich Sklepów Spożywczych, to rozległ się głośny okrzyk: komuna wraca!

– Liberalni ekonomiści oraz przedstawiciele tych grup interesów, które uczestniczyły w podziale majątku narodowego twierdzą zgodnie, że państwo nie powinno ingerować w gospodarkę rynkową. Owszem, tolerują oni jeszcze takie spółki państwa jak np. Spółki Energetyczne. Chociaż za celowe uważano sprzedaż państwowej firmie francuskiej EDF najważniejszych polskich elektrociepłowni. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że trzeba sprzedać LOT, że nie warto rozwijać ORLENU. A przecież ORLEN zapewnia państwu znaczące dochody. Taka była polityka naszych poprzedników. Jej celem było, mówiąc obrazowo, pozbycie się rodowych sreber polskiej gospodarki. Udało się nam utrzymać te spółki. Chociaż i one obecnie mają określone kłopoty. Z racji tego, że uczestniczą w grze rynkowej, na którą obecnie duży wpływ ma zapaść gospodarcza wywołana pandemią koronawirusa.

Przejdźmy do tych spółek, które mają albo mogą mieć znaczący wpływ na rolnictwo oraz przemysł przetwórczy.

– Sektor rolno-spożywczy to nie tylko źródło olbrzymich dochodów. Ale też i gwarant bezpieczeństwa żywnościowego Polski. Tak niedocenianego, gdy światowa gospodarka funkcjonuje normalnie. Jednak gdy nadchodzi czas kataklizmów, których przykładem jest pandemia koronawirusa, to polskich rolników i polskich przetwórców wynosi się pod niebiosa. Bo zapewniają społeczeństwu zdrową żywność, do której jest łatwy dostęp. Celem proponowanych przez nas rozwiązań jest zapewnienie konsumentom żywności po rozsądnych cenach – z uwzględnieniem interesów polskich rolników i przetwórców żywności. Oczywiste jest, że handel uzyskuje znaczące dochody z racji sprzedaży artykułów żywnościowych, zaś naszym przetwórcom zostają tylko ochłapy. Natomiast rolnikom za sprzedane surowce oferuje się mniej niż owe ochłapy. Bo ich udział w podziale pieniędzy zostawionych w sklepach przez konsumentów jest znikomy w stosunku do ich wysiłku, ich wysokiej jakości pracy i jakże wysokiego ryzyka. Wszak wielkie sieci handlowe każą sobie płacić za dostęp do półki, narzucają wydłużone terminy płatności i przejmują znaczącą część wartości dodanej, która powinna trafić do kieszeni przetwórców, do kieszeni rolnika. Mają tak obwarowane umowy, że jak dojdzie do jakiegoś zdarzenia niekorzystnego dla ich interesów, to mogą po prostu nie odebrać towarów, mimo wcześniej podpisanych umów. To oznacza duże kłopoty – przykładowo dla spółdzielni mleczarskich. Ale w sumie ostatecznym poszkodowanym jest rolnik, bo otrzymuje mniej za mleko.

Jakie będą zadania Polskiego Holdingu Spożywczego ?

– Obecnie pracę nad wprowadzeniem w życie koncepcji Polskiego Holdingu Spożywczego prowadzi Ministerstwo Aktywów Państwowych. Jednak to ja jestem jej współtwórcą. Ma ona znaczącą pozycję w programie rolnym Prawa i Sprawiedliwości. I tak państwo będzie stabilizowało rynek poprzez swoje firmy na poziomie przetwórstwa – w owocach, warzywach, zbożach – zarówno konsumpcyjnych, jak i paszowych. Polski Holding Spożywczy przejmie też dotychczasowe zadania Krajowej Spółki Cukrowej, a więc zajmie się przerobem buraków i produkcją skrobi. Rozważmy też włączenie do Polskiego Holdingu Spożywczego innych działów przetwórstwa.

Czy w grę wchodzi też branża mleczarska?

– Jest to bardzo mało prawdopodobne, gdyż w tej branży dominuje polski kapitał. A dominującą pozycję ma spółdzielczość mleczarska. Tak na marginesie, to szkoda, że spółdzielczość, poza sferą produkcji przetwórstwa mleka, praktycznie zniknęła z obszarów polskiego rolnictwa.

Ale samo przetwórstwo nie wystarczy, następnym krokiem musi być handel!

– Nadwyżka surowców rolnych zawsze bije rolnika po kieszeni. Samo przetworzenie tych nadwyżek nie uchroni przed nieszczęściem, co najwyżej złagodzi nieco ból. Konieczny jest większy eksport. I rząd, w tym w szczególności resort rolnictwa, podejmuje działania, których celem jest zintensyfikowanie eksportu polskiej żywności. Drugim filarem jest rozwój rynku wewnętrznego. Dlatego byłoby właściwe, aby w ramach szeroko rozumianego Polskiego Holdingu Spożywczego funkcjonowała sieć sklepów – na zasadach uczestnictwa w gospodarce rynkowej. Firmy, które zamierzamy stworzyć, muszą sobie dać radę na rynku i nie korzystać z pomocy publicznej. Bo taka pomoc generalnie jest niezgodna z unijnym prawem. Jest jednak do zagospodarowania przestrzeń poza drapieżnym kapitalizmem dojącym chłopów i drenującym kieszenie konsumentów. Jest to przestrzeń dla tych firm, które będą zarabiać i jednocześnie zapewnią lepsze dochody rolnikom i satysfakcjonujące ceny konsumentom. Wówczas, gdy zapowiedzieliśmy budowę takiej sieci sklepów, to pojawiły się zarzuty, że chcemy powrotu do socjalizmu albo, że chcemy odbudować sieć sklepów PSS Społem. Przepraszam, czy ta sieć sklepów PSS jest jakimś złem? Tak. Chcemy odzyskać część handlu spożywczego w Polsce. Pod koniec lat czterdziestych przegraliśmy z komuną bitwę o handel, której następstwem była likwidacja tysięcy małych prywatnych sklepików. Przegraliśmy też następną bitwę o handel, która zaczęła się w połowie lat dziewięćdziesiątych. A rezultatem tej bitwy jest dominacja handlu sieciowego, w którym rządzi zagraniczny kapitał. Ten handel jest zmorą wszystkich rolników w Unii, ale u nas ma większe przywileje niż w swoich macierzystych krajach. Wielkie sieci handlowe z reguły działają w starych państwach UE na obrzeżach aglomeracji. Wszak Auchan (nazwa francuskiej sieci handlowej – przyp. redakcji) oznacza w języku starofrancuskim „na polu”. A u nas wielkie sieci umiejscowiły się też tuż obok małych prywatnych osiedlowych sklepików, doprowadzając je do ruiny. To jest błąd polityczny poprzednich ekip rządowych hołdujących skrajnie liberalnej gospodarce, w tym zasadzie, że kapitał nie ma narodowości.

Przychody trzech największych firm mleczarskich: SM Mlekovita, SM Mlekpol i GK Polmlek są znacznie mniejsze niż 50 procent przychodów Biedronki. A przychody innych sieci też są bardzo wysokie. Jest tutaj mało miejsca na równoprawne partnerstwo?

– Dlatego naszym celem jest integracja polskiego handlu, także tych mniejszych sieci handlowych należących do polskich kupców, w tym i sklepów działających pod szyldem PSS Społem. Ma to skutkować partnerskim traktowaniem przetwórców i rolników.

Wspólna Polityka Rolna, której następstwem jest wsparcie rolników ze wszystkich państw Unii Europejskiej, jest odbierana w opiniotwórczych kręgach jako strumień bezsensownie wydanych pieniędzy i wzbudza szereg negatywnych emocji.

– Jestem absolutnym zwolennikiem Wspólnej Polityki Rolnej chociaż kształtowanie jej zasad w wewnątrzunijnej debacie jest bardzo trudne, mozolne i długotrwałe. Wszak trzeba tutaj pogodzić często rozbieżne interesy 27 państw. Transfer środków do polskiego rolnictwa poprzez budżet UE jest bardzo korzystnym rozwiązaniem. Bowiem niezależnie od tego, kto by sprawował władzę, to budżet krajowy oferowałby mniejsze wsparcie. Także z tego powodu, że kosztem rolnictwa próbowano by rozwiązać inne problemy i bolączki. Natomiast Wspólna Polityka Rolna jest tak skonstruowana, że te środki muszą trafić do rolnictwa. Ale pamiętajmy też o tym, że Unia w czasie, gdy byliśmy tylko związani z nią umową stowarzyszeniową, chciała stworzyć w Polsce przestrzeń do sprzedaży nadwyżek żywności ze starych państw UE. Nie przypuszczano bowiem, że wkrótce Polska może się stać gigantem w produkcji żywności, dodajmy żywności wysokiej jakości, o bardzo dobrych walorach smakowych. Pamiętajmy, że zaczynem Wspólnej Polityki Rolnej był fakt, że po wojnie w wielu państwach tworzących UE występowały duże niedobory żywności. Obowiązywały kartki żywnościowe, a szereg produktów było niedostępnych dla przeciętnego obywatela. Tak. Celem WPR jest też, aby żywność w UE była tańsza i dostępna nie tylko dla przeciętnego obywatela, ale też i dla tych najbiedniejszych. W okresie, gdy UE stała się klubem bogatym, o tym prostym fakcie się zapomina. Pamięta się jednak, że powinna być to żywność wysokiej jakości, zgodna z wyśrubowanymi unijnymi normami. Wsparcie rolnictwa ma też uniemożliwić zalanie unijnego rynku tańszą żywnością wyprodukowaną niezgodnie z normami unijnymi. WPR ma także służyć racjonalnej ochronie środowiska naturalnego i sprzyjać wielu innym działaniom. Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie podkreślał, że w dobie nowych wyzwań, dla unijnego rolnictwa konieczne jest większe wsparcie tego sektora gospodarki. Duży budżet rolny ma być też gwarantem, że Unia nie będzie realizowała owych nowych wyzwań kosztem rolników. Dlatego według premiera Morawieckiego, najprostszym i najbardziej skutecznym rozwiązaniem byłoby zwiększenie o kilka dziesiątych procenta wysokości składek narodowych odprowadzanych do unijnego budżetu. Ta propozycja jest obroną interesów nie tylko polskich rolników, ale też rolników ze wszystkich państw UE. Wygląda na to, że nasze argumenty przyniosą konkretne efekty. Udało mi się w Warszawie zebrać wszystkich ministrów rolnictwa z naszej części Europy. Następstwem tego spotkania było wspólne stanowisko – tzw. Deklaracja Warszawska, które odbiło się głębokim echem w Brukseli. Można je przedstawić w skrócie: nie można zrealizować w rolnictwie unijnym nowych celów bez istotnego zwiększenia budżetu.

Czy są już konkretne efekty wspomnianej Deklaracji Warszawskiej oraz innych działań rządu premiera Matusza Morawieckiego ?

– Tak. Propozycja Komisji Europejskiej nowego budżetu na lata 2021–2027 – sprzed kilku tygodni – mówi o zwiększeniu nakładów na Wspólną Politykę Rolną. Mam nadzieję, że ten budżet uda się utrzymać, bo jest on korzystny dla Polski. Oznacza to prawie 3 miliardy euro więcej na rzecz naszego rolnictwa. Chociaż takie kraje jak Austria, Holandia czy też Szwecja krytykują te dobre rozwiązania. Oczekujemy też, że środki z tzw. starej perspektywy finansowej wspomogą także polskie rolnictwo. Ale jest to trudne – bo np. pieniądze uruchomione na dopłaty do prywatnego przechowalnictwa mleka w proszku, masła, czy też serów twardych są bardzo niskie. Zaś ja zabiegałem o uruchomienie znacznie efektywniejszych mechanizmów interwencyjnych. Zaproponowałem wobec tego, aby część pieniędzy – niewykorzystanych w ramach II filara – przeznaczyć na ratowanie gospodarstw dotkniętych skutkami ekonomicznymi wywołanymi przez pandemię koronawirusa. Prosiłem o przesunięcie 1 miliarda euro. Jak na razie Komisja Europejska zgodziła się na przesunięcie 100 milionów. Te pieniądze trafiłyby do gospodarstw zajmujących się produkcją mleka, wołowiny, wieprzowiny, drobiu i do gospodarstw zajmujących się kwiaciarstwem.

Susza jest istotnym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. To wie każdy gospodarz. Wiedzą o tym doskonale wszyscy pracujący na rzecz polskiego rolnictwa. Ale teraz w czasie politycznego zgiełku nawet politycy mający nikłe pojęcie o rolnictwie ze swadą wypowiadają się o tej pladze.

– Doprowadzenie do właściwego gospodarowania wodą będzie trwało przez wiele lat i wymaga polityki ponad podziałami politycznymi. Wszak zaniedbania trwały przez kilkadziesiąt lat i mają ogromny wymiar. Ten rok zapowiadał się tragicznie, jeżeli chodzi o suszę rolniczą. Zima była sucha i bezśnieżna. Marzec i kwiecień były też bardzo suche, bez opadów. Wiatry pogłębiły suszę. Ale deszcze majowe i czerwcowe poprawiły sytuację. Chociaż zagrożenie nie minęło. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą zbiory zbóż, ale nie będzie totalnego zniszczenia zbiorów. Ziarno może być grubsze, może być drobniejsze, ale będzie, bowiem kłos się już wytworzył. Rząd premiera Mateusza Morawieckiego nie wstrzymuje prac związanych z programem zatrzymywania wody. Wszak to jest nasz obowiązek. Wodę trzeba szanować i oszczędzać. Stąd się wziął mój apel do całego społeczeństwa, którego celem jest uświadomienie o konieczności racjonalnego gospodarowania wodą, także i w mieście. Realizujemy też cały czas program związany z nawodnieniami w gospodarstwach – dofinansowanie do 100 tysięcy złotych. Jednak zainteresowanie tym programem nie jest zbyt duże. Przygotowujemy też specjalną ustawę, nad którą pracuje kilka ministerstw. Jej celem jest znaczne uproszczenie z korzystania z wody do celów rolniczych. Między innymi ustawa przewiduje odejście od obowiązku uzyskania pozwoleń wodnoprawnych w czasie realizacji działań drobnych, o charakterze lokalnym. Chodzi tutaj między innymi o zatrzymywanie wody w urządzeniach melioracyjnych – zarówno drenarskich, jak i w rowach. Owe uproszczenia dotyczą też budowy zastawek, podpiętrzania wody w ciekach wodnych, legalizacji studni głębinowych. Przewidziane są korzystne zmiany w prawie budowlanym związane z wielkością kopanych zbiorników. Wspomniana ustawa przewiduje duże wsparcie dla spółek wodnych. Jej projekt będzie przyjęty przez Radę Ministrów w najbliższych tygodniach. Po przejściu przez cały proces legislacyjny ustawa przyniesie jeszcze w tym roku pozytywne efekty. Oczywiście mała retencja nie rozwiąże wszystkich problemów związanych z niedoborem wody. Ale najważniejsze jest, że wprowadzeniu ustawy będą towarzyszyły konkretne pieniądze. I że każdemu kto będzie chciał zatrzymać wodę na polach, nowe prawo będzie sprzyjało. Obędzie się bez biurokracji i innych utrudnień. Bardzo bym się cieszył, aby jak najwięcej rolników zatrzymywało wodę na polach i używało jej do nawodnień. Nie spodziewam się jednak nawodnień użytków zielonych ani gleb słabych. Bo to jest nieuzasadnione pod względem ekonomicznym.

28 czerwca odbędą się wybory prezydenckie, do których droga z racji epidemii koronawirusa i politycznych przepychanek była bardzo kręta!

– Mam apel do rolników, do mieszkańców wsi, aby poszli do wyborów i głosowali. Te wybory, mimo panującej pandemii koronawirusa, będą demokratyczne. Nikomu do kartki wyborczej nie zmierzam zaglądać. Niech każdy zagłosuje w tajemnicy, zgodnie ze swoim sumieniem. Bowiem najważniejsze jest aktywne uczestnictwo w święcie demokracji, jakim są wybory, w tym te najważniejsze – prezydenckie. Jest oczywistą oczywistością, że oddam głos na prezydenta Andrzeja Dudę. Z prezydentem Andrzejem Dudą pracowaliśmy wspólnie w Kancelarii śp. Lecha Kaczyńskiego. I mogę stwierdzić, że prezydent Lech Kaczyński był autentycznie zainteresowany sprawami polskiej wsi i polskiego rolnictwa, zaś prezydent Andrzej Duda kontynuuje z powodzeniem dzieło prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Sprzyja bowiem polityce wyrównywania szans rozwojowych, czyli wciela w życie ideę sprawiedliwej Polski. Widzi nasz kraj nie tylko poprzez problemy wielkich miast, ale też z perspektywy mieszkańców wsi i małych miasteczek. Prezydent Andrzej Duda doskonale zna Polskę gminną, Polskę powiatową. Wszak przez 5 lat swojej prezydentury jeździł po kraju i na bieżąco zapoznawał się z problemami trapiącymi mieszkańców. Dużo zrobił w czasie swojej prezydentury, aby polepszyła się jakość życia na polskiej wsi, aby rolnikom pracowało się lepiej i godniej. Aktywnie wspomagał inicjatywy rządu Zjednoczonej Prawicy wspomagające wieś i rolnictwo. Bo tylko zgodna współpraca rządu i prezydenta może przynieść wymierne efekty. Prezydent Andrzej Duda aktywnie przyczynia się do promocji polskiego rolnictwa, promocji polskiej żywności – zarówno w kraju, jak i za granicą. Znakiem przewodnim prezydentury Andrzeja Dudy jest silne zainteresowanie problemami wsi i polskiego rolnictwa i umiejętne wspieranie rządu w ich rozwiązywaniu.

Emocje polityczne i medialne wzbudziło pana zdaje się, że jakże normalne i oczywiste zachowanie, właściwe dla każdego ministra rolnictwa – jakim jest złożenie kwiatów na grobie marszałka Macieja Rataja i przy pomniku Wincentego Witosa, którego postać do dnia dzisiejszego skalana jest przez niesprawiedliwy proces „Brzeski”.

– Jestem przekonany o głębokim geniuszu marszałka Józefa Piłsudskiego niezwykle zasłużonego dla odbudowy polskiej państwowości, a także o jego istotnej roli w obronie Polski i Europy przed bolszewicką nawałą. Ale zwycięstwo w wojnie z bolszewikami zawdzięczamy też bitnej armii, w której 70 procent składu stanowili chłopi. Często byli to doświadczeni żołnierze z Kujaw, Pomorza, Wielkopolski i z innych rejonów kraju, zaprawieni w bojach na frontach I wojny światowej. To Wincenty Witos – premier Rządu Obrony Narodowej – sprawił, że chłopi tak dobrze walczyli o wolną Polskę, wbrew bolszewickiej propagandzie obiecującej im ziemię. Nie mamy czasu na dłuższą dyskusję na temat wszystkich nurtów ruchu ludowego. Mam jednak nadzieję, że do niej wkrótce dojdzie. Zaś istotne treści wynikające z tej dyskusji zostaną umieszczone na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Pragnę tylko powiedzieć, że proces Brzeski wyrządził Wincentemu Witosowi dużo zła i krzywd i zasługuje na obiektywny osąd i to nie tylko historyków. Potępiam też inne działania rządów sanacyjnych jak np. pacyfikowanie strajków chłopskich, które było następstwem światowego krachu gospodarczego. Uważam też, że każdy, który docenia rolę Witosa i Rataja i innych przywódców ruchu ludowego ma prawo godnie czcić ich pamięć. Te postacie powinny łączyć a nie dzielić. Nie krytykuję tych, którzy składają wieńce przy pomniku Witosa czy też na grobie Rataja. Byłbym wręcz zasmucony, gdyby tych wieńców nie składali. Ale nikt nie może mieć monopolu na czczenie Witosa i innych przywódców ruchu ludowego. Przecież w Prawie i Sprawiedliwości są ci, którzy walczyli z komuną w obronie polskiej wsi. Narażali się na szykany i nie korzystali bynajmniej z profitów dla koncesjonowanych działaczy chłopskich, których nie szczędzono im w PRL-u. Pragnę w swojej krótkiej wypowiedzi wspomnieć też Piotra Bartoszcze i innych działaczy chłopskich, którzy walcząc o polską wieś zapłacili za to życiem. Na zakończenie naszej rozmowy pragnę jednoznacznie powiedzieć: ruch ludowy jest wspólną wartością, wspólnym dziedzictwem wszystkich ludzi wsi związanych z rolnictwem, niezależnie od ich przekonań – bardziej prawicowych czy też bardziej lewicowych.

Czy przeprosi pan władze Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka? Takie słychać sugestie z ich strony, bo prokurator prawomocnie umorzył postępowanie – tak twierdzą władze Federacji. Owszem umorzył, ale według Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego, to umorzenie nie jest prawomocne. A nawet jak stanie się prawomocne, to będzie jeszcze podlegało ocenie przez Departament do Spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej!

– Uważam, że władze Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka mnie zawiodły. Przypominam, że byłem jednym z orędowników przekazania PFHBiPM nadzoru nad hodowlą bydła mlecznego w Polsce. Niedobre relacje wewnątrz Federacji, brak szacunku dla rolników, dla związków regionalnych i nieumiejętność wytłumaczenia działalności finansowej polegającej na wysokich wypłatach wynagrodzeń bardzo nadwyrężyły wizerunek Federacji. To, że prokurator stwierdził na podstawie opinii biegłego, że przepisy pozwalały na tak wysokie wynagrodzenia, to jedna kwestia. Ale też istotną kwestią jest zwykła przyzwoitość. Uważam też, że nie mam za co przepraszać władz PFHBiPM. Jestem przekonany, że tej organizacji potrzebny jest ozdrowieńczy impuls, który sprawi, że wszyscy hodowcy będą głęboko przekonani co do uczciwości i transparentności wydawania – zarówno środków publicznych, jak i środków rolników.

Dziękuję za rozmowę.

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a