Nawet gdy nasza krajowa gospodarka była na fali wznoszącej to pod względem spożycia mleka i jego przetworów byliśmy i nadal jesteśmy w „ogonie” krajów europejskich. Spożywając ok. 220 l na osobę rocznie nie możemy równać się z Francją czy Niemcami. Nasi rozmówcy obawiają się też, że czas obniżonej konsumpcji sieci handlowe będą chciały sobie odbić na producentach i przetwórcach, tak jak miało to miejsce np. podczas uwolnienia kwot mlecznych.
Tadeusz Koc
gospodaruje na
120 ha z żoną
Agatą oraz synami
we wsi
Koce Schaby
(woj. podlaskie,
gm. Ciechanowiec).
Utrzymuje
240 sztuk bydła, w tym 95 krów.
Mleko dostarcza do Spółdzielni Mleczarskiej
Mlekovita w Wysokiem
Mazowieckiem w ilości ok. 60 tys.
litrów miesięcznie.
– Mamy znaczny zapas kiszonki z kukurydzy zgromadzony w poprzednich latach, gdyż nie ryzykowaliśmy i nie zbieraliśmy części areału na ziarno tylko całość na zielonkę. Ponadto w tym roku zwiększyliśmy areał uprawy kukurydzy siejąc ją w dwóch rzutach. Ta posiana we wczesnym terminie w kwietniu ma ponad 30 cm wysokości, a ta posiana po życie 18 maja osiągnęła wysokość 15 cm. Był już moment krytyczny na polach, kiedy to kukurydza z wczesnego siewu została uszkodzona przez przymrozki, co miało miejsce zwłaszcza na słabszych glebach, ale na obecna chwilę rośliny się odbudowały. Bardzo pomogły majowe i czerwcowe deszcze, co zwłaszcza widać po trawach. Wielką niewiadomą jest dla mnie koronawirus, który już odcisnął mocne piętno na gospodarce. Cena mleka na szczęście nie poszła w dół w naszej mleczarni, ale Mlekovita to na polskie warunki potentat i zawsze lepiej poradzi sobie w dobie kryzysu niż mniejsze podmioty skupowe i przetwórcze, które często są bardziej wykorzystywane przez bardzo mocne sieci handlowe. Duża Mlekovita zawsze może coś ugrać i więcej wynegocjować z sieciami. A mała mleczarnia działając w pojedynkę jest bez szans. Pomimo, że cena mleka w skupie nie spadła to już nie jest taka dobra jakby się wydawało na pierwszy rzut oka ponieważ mocno w górę poszły ceny środków produkcji i tu widzę bardzo duży problem dotykający zwłaszcza gospodarstwa produkujące mleko – powiedział Tadeusz Koc.
Konrad Krupiński
gospodaruje
z żoną Dorotą
i tatą Mirosławem
na 130 ha
we wsi Kukowo
(woj. warmińsko-
mazurskie,
gm. Olecko). Utrzymuje 100 sztuk
bydła, w tym 40 krów dojnych. Mleko
dostarcza do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej w Giżycku.
– Kiszonki z kukurydzy spokojnie wystarczy nam do zbiorów i jeszcze na kilka miesięcy. Tegoroczne uprawy kukurydzy wyglądają dość średnio, ponieważ późno wykonaliśmy siew, a kukurydza i tak nie rosła bo było zimno. Natomiast zebraliśmy rekordowe plony traw podczas pierwszego pokosu. Majowe deszcze znacznie pomogły i poprawiły sytuację na użytkach zielonych. Mamy wręcz klęskę urodzaju użytków zielonych, gdyż trawy obrodziły u większości okolicznych rolników i nie ma mowy o tym aby sprzedać sianokiszonkę. Jedyne wyjście to budować dodatkowe wiaty i opasać w nich buhajki. Obawiam się, że w wyniku koronawirusa wystąpi ogólny kryzys gospodarczy, którego jednym z głównych symptomów będzie dość znaczne bezrobocie. Spadnie siła nabywcza społeczeństwa, co odbije się również na branży mleczarskiej, wszak cała gospodarka jest ze sobą powiązana. Mniej zakupów to też mniejsze obroty w wielkich sieciach handlowych i tu widzę niebezpieczeństwo. Oby nie było tak jak w przypadku uwolnienia kwot mlecznych, kiedy to sieci handlowe wystosowały pisma do zaopatrujących je mleczarni o obniżki cen dostarczanych towarów. Nie jest tajemnicą, że wielkie sieci handlowe wykorzystują swoją przewagę kontraktową w umowach z przetwórcami i producentami, którzy swoje towary często sprzedają na granicy opłacalności lub nawet poniżej. Nie mówiąc już o tym że mleczarnie wręcz kredytują sieci handlowe bo terminy zapłaty są bardzo długie. Oczywiście ktoś powie że dostawca towarów godzi się na takie warunki, ale jakie ma wyjście kiedy już prawie nie ma handlu tradycyjnego. Niestety nikt nie ma lekarstwa na tą sytuację, bardzo słabo oceniam działania UOKiK- -u w tym zakresie. Są tęż sytuacje, które m.in. piętnowała Agrounia, że sieci handlowe oszukują konsumentów pisząc przy cenie, że towar pochodzi z Polski, a prawda była zupełnie inna. Jest to żerowanie na trendzie jakim stał się dziś patriotyzm konsumencki i zwyczajne oszukiwanie klienta – powiedział Konrad Krupiński.
Zbigniew Czyż
gospodaruje
z żoną Martą na
160 ha w Rokitnie
(woj. śląskie,
gm. Szczekociny.
Utrzymuje
250 sztuk bydła,
w tym 150 krów.
Mleko w ilości 100 tys. l miesięcznie
dostarcza do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej we Włoszczowie.
– Co do zapasu pasz objętościowych nie jest krytycznie, ale nie jest też dobrze. Zebraliśmy nadspodziewanie dobry pierwszy pokos, dzięki deszczom majowym, które uratowały sytuację. Natomiast bardzo słabo wyglądają uprawy kukurydzy, która potrzebuje ciepła, a jest zimno. W poprzednim roku o tej porze kukurydza była do pasa, a teraz nawet nie sięga do kolana. Na pewno wystarczy nam kiszonki z kukurydzy z zeszłego roku gdyż cały areał zebraliśmy na zielonkę, rezygnując ze zbioru ziarna i była to dobra decyzja. Paszę mamy, gorzej sytuacja wygląda na rynku mleka. Nasza mleczarnia nie obniżyła ceny w tym miesiącu. Czekamy co będzie w lipcu, może nadal utrzymamy cenę w skupie. Chociaż patrząc na półki sklepowe to ceny nabiału spadły, a wiadomo, że to nie wróży nic dobrego. Sieci handlowe są silne i w łatwy sposób wymuszają obniżki cen na dostawcach i mleczarnie nie mają w tej relacji zbyt dużo do powiedzenia, bo jak nie sprzeda jedna to sprzeda druga. Ową konkurencję polsko polską sieci wykorzystują i rozgrywają na swoją korzyść – powiedział Zbigniew Czyż.
Janusz Aleksandrzak
gospodaruje
z żoną Katarzyną
na 40 ha we
wsi Wysokienice.
Utrzymuje
80 sztuk bydła,
w tym 41 krów.
Rocznie do Okręgowej Spółdzielni
Mleczarskiej w Głuchowie dostarcza
ok. 300 tys. l mleka.
– Kiszonki z kukurydzy wystarczy nam do końca roku, a zapas sianokiszonek z lucerny i traw oceniam na 4 miesiące. Dokupujemy tylko ziarno zbóż. Pierwszy pokos traw i lucerny był gorszy niż w poprzednim roku. Zebraliśmy 85 balotów, a rok temu 130. Jednak jestem optymistą i uważam, że drugi pokos będzie znacznie lepszy. Posialiśmy nawozy, padają deszcze i trawa odrasta bardzo szybko. Pomimo kryzysu na rynku mleka związanego z koronawirusem nasza mała głuchowska spółdzielnia daje sobie radę. Towar sprzedajemy bardzo szybko w pobliskim terenie, a więc lokalnie, gdzie wszyscy znają i cenią nasze artykuły za jakość. Nie współpracujemy z wielkimi sieciami handlowymi, stąd też unikamy problemów związanych z handlowaniem z takimi podmiotami. Sieci handlowe bardzo urosły na naszym rynku i mleczarnie zwłaszcza takie małe jak nasza nie mogą wręcz wchodzić z nimi we współpracę bo na samym starcie są na straconej pozycji – powiedział Janusz Aleksandrzak.
Grzegorz Miętus
z miejscowości
Nowy Puznów
posiada około
30 krów dojnych,
a surowiec dostarcza
do OSM
Garwolin.
– Ogólnie w chwili obecnej z paszami objętościowymi nie jest źle. Pierwszego pokosu zebrałem więcej niż w roku ubiegłym. Deszcze uratowały plony z łąk. U mnie na łąkach za 2 do 3 tygodni można będzie zbierać już drugi pokos, który zapowiada się całkiem nieźle. Kukurydza z dnia na dzień wygląda coraz lepiej. Także zboża, zarówno jare, jak i ozime wyglądają ładnie. Nie wiem, na jakich zasadach kształtowane są ceny produktów w sieciach handlowych. Ceny na półkach się trzymają, a np. produkty mleczarskie sprzedawane są do nich w bardzo niskich cenach. Podobnie jest np. z cenami wędlin, które po obniżeniu cen skupu trzody nawet nie drgnęły w dół. Konsumenci narzekają, że nabiał jest drogi, a przecież ceny masła i mleka w proszku spadły. Ponadto mleko w skupie jest tańsze. Spółdzielnie robią wszystko, żeby rozliczyć się chociaż z minimalnym plusem. Koszty produkcji zarówno w spółdzielniach jak też u rolników stale rosną, a markety cen nie obniżają – mówi Grzegorz Miętus.
Stanisław Kot
posiada około
50 krów mlecznych,
a surowiec
dostarcza do
SM „Michowianka”
w Michowie,
w której pełni
funkcję przewodniczącego
rady nadzorczej.
– Sytuacja z paszami zapowiadała się bardzo źle. Na przełomie marca i kwietnia łąki w mojej miejscowości wyglądały gorzej niż w lutym. Na szczęście w ostatniej chwili przyszły deszcze, wszystko urosło i pierwszy pokos traw był udany. Przyszło ciepło i ruszyła także kukurydza – mówi Stanisław Kot.
– Wszyscy jesteśmy zdeterminowani sytuacją w dużych sieciach handlowych. Obserwujemy nie tylko to, co dzieje się z nabiałem, ale patrzymy także na marże nakładane na inne produkty. W jednym ze sklepów należących do dużej sieci handlowej widziałem w promocji ser żółty wyprodukowany przez jedną z sąsiednich mleczarni za 21,99. Według moich doświadczeń i wiedzy, jaką posiadam z racji sprawowanej funkcji, mleczarnia sprzedała ten ser za 15 lub 16 zł za kg. W związku z tym marża narzucona przez sieć wynosi około 1/3 ceny produktu, więc nie jest zbyt dobrze. Podobnie jest w przetworach mięsnych, zbożowych, owocach, warzywach, czy innych produktach. Jest to cały czas temat dyskusyjny, ale ciężko coś w tej sprawie wskórać, gdyż markety stale dyktują ceny swoim dostawcom. Z niepokojem obserwujemy to, jako producenci i jako konsumenci. Czy uda się nam zjednoczyć i zmienić coś w tej kwestii, na razie trudno powiedzieć. Przykładem na wspólne działanie jest akcja „dziękujemy za to, że pijecie mleko”. Uważam, że jakieś ziarno zmian w relacjach z sieciami handlowymi zostało zasiane. Mam nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki czas, że to my będziemy mieli wpływ na ceny. Musimy cały czas o to walczyć i może coś uda nam się zmienić – mówi Stanisław Kot.
Grażyna Markiewicz
z miejscowości
Szostek Kolonia,
która utrzymuje
około 20 krów
mlecznych, a dostarcza
surowiec
do OSM w Siedlcach
zmagała się z brakiem pasz
objętościowych w gospodarstwie.
– Nasze problemy z paszą zaczęły się już w ubiegłym roku. Siana i sianokiszonki wystarczyło nam tylko do lutego i musiałam nabyć paszę. Uratowało nas jedynie to, że wystarczyło nam kiszonki z kukurydzy. Ratowaliśmy się także żytem. Część zadawaliśmy krowom w postaci zielonki, a z części sporządziliśmy sianokiszonkę, którą też zadawaliśmy krowom. W tym roku pastwiska na razie wyglądają dużo lepiej niż w ubiegłym. Dodatkowo wysialiśmy poplony, które także przeznaczymy do spasienia. Rolnikom, sadownikom zostają grosze, a markety doliczają dużą marżę do sprzedawanych produktów. Konsumenci płacą sporo myśląc, że to rolnik bardzo dużo zarabia. Powinno być to w jakiś sposób kontrolowane i regulowane. Potrzebne są odpowiednie regulacje prawne i egzekwowanie przepisów przez odpowiednią inspekcję. Jedynie mleko jest takim surowcem sprzedawanym przez rolników, za który otrzymuje się każdego miesiąca w miarę stabilną wypłatę. Oczywiście praca przy produkcji mleka jest bardzo ciężka i chciałoby się otrzymywać wyższą cenę, ale uważam, że sytuacja producentów mleka jest lepsza niż hodowców trzody chlewnej czy bydła opasowego – mówi Grażyna Markiewicz.
Rafał Zaręba
z Lipin prowadzi
hodowlę bydła
mlecznego.
Posiada około
70 krów dojnych,
a surowiec
dostarcza do SM
Mlekovita.
– W naszym gospodarstwie sytuacja z paszami objętościowymi obecnie przedstawia się dobrze. Z pierwszego pokosu zrobiliśmy sporo sianokiszonki. Dzisiaj skosiliśmy już drugi pokos i też wygląda on całkiem nieźle. Sytuacja jest dużo lepsza niż w roku ubiegłym, kiedy przez suszę w ogóle nie było drugiego pokosu. Kukurydza w tym roku była mocno wyhamowana przez niskie temperatury, ale teraz ruszyła i wygląda coraz lepiej. Gdyby nie te duże hipermarkety, to może cena mleka byłaby teraz trochę wyższa. Sieci handlowe dyktują ceny i niestety spółdzielnie mleczarskie nie mogą sobie za bardzo z tym poradzić. Miały się trochę w tej sprawie jednoczyć, ale nie jest to prostą sprawą. Te hipermarkety nie wnoszą u nas nic dobrego, a do niedawna to nie płaciły u nas podatków – mówi Rafał Zaręba.
Ewa i Grzegorz Wyzińscy
z Huty Żelechowskiej
utrzymują
około 30 krów
mlecznych. Surowiec
dostarczany
jest do
Spółdzielni Mleczarskiej
w Rykach. Hodowcy mają
jeszcze spore zapasy ubiegłorocznej
sianokiszonki i kiszonki z kukurydzy.
– Zbiór pierwszego pokosu był w tym roku trochę opóźniony, ale zebraliśmy z niego tyle paszy, co z pierwszego pokosu w roku ubiegłym. Kukurydza trochę ucierpiała przez chłody, ale teraz wystartowała i mam nadzieję, że jej plon będzie dobry. W marketach po pierwsze, powinny być rzetelne oznaczenia produktów w kwestii kraju jego pochodzenia. Po drugie, moim zdaniem, jest za duża różnica pomiędzy ceną płaconą producentowi za produkt, a tą, jaką mają zapłacić konsumenci. Po prostu sieci handlowe mają za dużą marżę. Może jak powstaną holdingi, to sytuacja zacznie się poprawiać. Kiedyś była taka propozycja, żeby mleczarnie tworzyły centra regionalne, w których konsument mógłby kupić nabiał z każdej z nich. Mleczarnie bardzo dobrze poradziły sobie ze sprzedażą środków do produkcji rolnej, więc takie centra mają szanse powodzenia. W czasie kryzysów, ważne jest kupowanie produktów mlecznych polskiego pochodzenia. Sytuacja związana z koronawirusem może korzystnie wpłynąć na polskie rolnictwo. Konsumenci zobaczyli, że nasi rolnicy są w stanie szybko zapewnić odpowiednie ilości żywności. W innych państwach nabycie żywności było bardzo trudne, a u nas tylko chwilowo w sklepach pojawiła się panika, ale szybko wszystko wróciło do normy. Teraz okazało się, że nasze produkty dostępne są od ręki nawet w czasie kryzysu, potwierdza to wielu znajomych konsumentów. Znam ludzi, którzy na co dzień kupowali w dyskontach zagraniczną żywność, a teraz w obliczu pandemii po raz pierwszy sięgnęli po niektóre krajowe produkty i zachwycili się ich jakością i smakiem. Sytuacja polskich rolników będzie lepsza, jeśli na co dzień będziemy wybierali rodzime produkty – dodaje Grzegorz Wyziński.
Edmund Oleszczuk
z miejscowości
Krupy wspólnie
z rodziną
utrzymuje ponad
50 krów
dojnych, a surowiec
dostarcza
do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej
w Kosowie Lackim.
– Sytuacja z paszami objętościowymi w naszym gospodarstwie aktualnie wygląda wyśmienicie. Kukurydza już ruszyła, zboża wyglądają dobrze, więc powinno wystarczyć paszy. W ubiegłym roku z tego samego areału w pierwszym pokosie zebrałem 450 balotów, a w tym roku z tego samego areału zebrałem 520 balotów – mówi Edmund Oleszczuk.
– Jeśli cena kilograma masła sprzedawanego do marketu wynosi około 16 zł, a jedna kostka na półce kosztuje 6 czy 7 zł, to co można powiedzieć? Sklep zarabia blisko 100%. Jest duża nadprodukcja nabiału i handel to wykorzystuje – dodaje Edmund Oleszczuk.
Andrzej Rutkowski
Józef Nuckowski