Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Tu nie ma wyścigu po… więcej

Data publikacji 24.06.2020r.

Tak z całą pewnością jest w gospodarstwie Moniki i Andrzeja Garbarczyków z Krukowa, którzy – jak sami mówią – na starcie wykonali duży skok w przyszłość, ustabilizowali produkcję mleka na określonym poziomie i – przynajmniej na razie – nie planują ani zwiększania pogłowia ani jego wydajności.

Andrzej Garbarczyk przejął gospodarstwo od rodziców w 2011 r. W dwa lata później wyrosła w nim nowoczesna, uwięziowa obora, która stała się dla hodowców wspomnianym skokiem w przyszłość. Dzięki niej bowiem, możliwe stało się zwiększenie pogłowia, zapewnienie zwierzętom odpowiedniego dobrostanu i oczywiście zmniejszenie nakładu pracy na codzienną obsługę stada. Po 7 latach użytkowania, z wybranego systemu młodzi hodowcy są jak najbardziej zadowoleni.

Przejazdowy budynek – o wymiarach 26 x 18 m – posiada centralnie położony korytarz paszowy (o szerokości 4,30 m), do którego po obydwu stronach przylega po 19 stanowisk. W trosce o jak najwyższy komfort krów stanowiska wyłożono gumowymi materacami, które dodatkowo ścielone są słomą.

Słoma sprawia, że zwierzętom jest wygodniej i – co ważne, szczególnie dla jakości produkowanego mleka – są zdecydowanie czystsze – podkreślił Andrzej Garbarczyk.

Obiekt wyposażony jest w hydrauliczny wyciąg do obornika oraz dojarkę przewodową. Dój na 6 aparatów udojowych zajmuje dwójce hodowców niewiele ponad godzinę.

38 wygodnych stanowisk zajęte jest obecnie wyłącznie przez krowy mleczne. Nie zawsze jednak tak było, bowiem początkowo w nowej oborze mieściło się praktycznie całe pogłowia bydła. To dowodzi jak szybko rozwinęła się tutaj produkcja mleka.

Przyznam, że na początku najbardziej zależało nam na wydajności krów, ale – jak zdążyliśmy się przekonać na własnej skórze – wraz z rosnącą wydajnością hf-ów, rosły problemy zdrowotne zwierząt. Zdecydowaliśmy zatem, że rozpoczniemy w stadzie krzyżowanie i powoli zacielamy nasze hf-ki nasieniem buhaja montbeliarde. Prowadzimy gospodarstwo na terenach słabo urodzajnych, gdzie trudno o stabilizację, co do ilości i jakość pasz objętościowych , tak więc postawiliśmy na bydło mieszańcowe, bardziej dostosowane do naszych warunków siedliskowych – tłumaczy gospodarz.

Rolnicy czekają więc na pierwsze wycielenia sztuk mieszańcowych, by przekonać się czy – jak potwierdzają inni hodowcy w regionie – tak dobrze się sprawdzą w produkcji mleka.

Od 3 lat stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, a jego średnia wydajność to 8000 kg mleka. Taki poziom mleczności jak najbardziej satysfakcjonuje państwa Garbarczyków, bo – jak zgodnie przyznają – sprzyja dobremu zdrowiu i kondycji zwierząt.

Jałówki odchowywane w gospodarstwie w zupełności wystarczają na remont i selekcję stada. Nauczeni nielicznymi, ale jednak złymi doświadczeniami z zakupem jałówek, taką drogę uważają za bezsensowną i przynoszącą więcej strat.

Hodowcy potrzebują na remont stada od 6 do 8 jałówek rocznie.

– Więcej nie chcemy, bo przekonaliśmy się, że bardzo szybko można ulec niekontrolowanemu procesowi zwiększania stada. My zaś osiągnęliśmy poziom, który w zupełności nas zadowala i jesteśmy w stanie sami dobrze zadbać o stado – stwierdził hodowca.

Coraz częściej prezentujemy na naszych łamach hodowców (w większości młodych), którzy zdecydowali się ukończyć kurs inseminacyjny. Tak też jest w przypadku Andrzeja Garbarczyka, który takowy zrobił 2 lata temu.

– Patrząc z perspektywy czasu, to była jak najbardziej dobra decyzja, gdyż nie tylko poprawiły się paramenty rozrodu stada, ale jako inseminator mam szerszy dostęp do lepszej genetyki – dodał rolnik.

W gospodarstwie Garbarczyków tuż przy oborze znajdują się pastwiska. I to one są podstawą dawki pokarmowej w okresie letnim. Wypas stosowany jest tu od lat i, jak przyznaje pan Andrzej, nie zamierza z niego rezygnować.

Możliwość ruchu na świeżym powietrzu sprawia, że nasze krowy są zdecydowanie dłużej użytkowane, przez 6 – 8 laktacji, mają zdrowsze nogi, nabierają kondycji i wigoru. Gdy nadchodzi przednówek szczególnie widać jak bardzo potrzebują ruchu, słońca i świeżego powietrza – podkreślił hodowca.

Pastwiskowanie wymaga jednak dodatkowego czasu, poświęcanego na codzienne spuszczanie i wiązanie krów, które gospodarzom zajmuje ponad pół godziny.

– Przy pogłowiu, które obecnie utrzymujemy, jak najbardziej warto poświęcić ten czas – podkreślił pan Andrzej, który zapytany na koniec o wóz paszowy z uśmiechem odpowiedział: wóz paszowy to dziś ja, żona, taczki i widły. Jak się później okazało, to niebawem ulegnie zmianie, gdyż pierwsze kroki do inwestycji w wóz już zostały poczynione, w postaci podpisania umowy na dofinansowanie z PROW.

Beata Dąbrowska

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a