Wydawać by się mogło, że wrzody to choroba współczesności. Tymczasem historia wrzodów żołądka jest przynajmniej tak samo długa jak historia naszej cywilizacji. Najprawdopodobniej o tej chorobie pisali starożytni egipscy lekarze, a także Hipokrates, który urodził się w piątym stuleciu przed naszą erą. Jednym z najstarszych opisów choroby wrzodowej jest inskrypcja na filarze w świątyni Asklepiosa (boga sztuki lekarskiej) w Epidaurosie w Grecji. Mówi ona o usuwaniu wrzodu z żołądka mężczyzny przez samego Asklepiosa. A ślady pękniętych wrzodów znajdowane są w mumiach z drugiego stulecia przed Chrystusem.
To ona winna wrzodom!
Przez lata, całkiem do
niedawna, świat medyczny
był przekonany, że wrzody
żołądka powoduje życie
w stresie. Aż do 1982 roku,
kiedy to dwóch australijskich
naukowców odkryło
pałeczkę Helicobacter pylori
– bakterię o spiralnym
kształcie.
Bytuje w przewodzie pokarmowym i może powodować przewlekłe zapalenie śluzówki żołądka, a także śluzówki dwunastnicy, czyli początkowego odcinka jelita cienkiego. Uważana jest też za powszechną przyczynę wrzodów żołądka i dwunastnicy. Aż u 90% osób, u których stwierdza się któreś z tych wrzodów, wykrywa się też Helicobacter pylori. Jednak wielu ludzi, w których żołądkach i wyższych odcinkach przewodu pokarmowego bytuje ten drobnoustrój, nie odczuwa żadnych dolegliwości i nie ma żadnych objawów. Nie znaczy to jednak, że bakteria nie zrobi w układzie pokarmowym bałaganu. A jak może się on zacząć?
Zostaje w rodzinie
Bakterią zarażamy się
najczęściej w dzieciństwie
i najczęściej od innej osoby.
Często są to najbliżsi,
z którymi mieszkamy. Jeśli
któryś z rodziców ma niewyleczoną
infekcję Helicobacter,
jest bardzo prawdopodobne,
że i reszta
rodziny uległa zakażeniu.
A może do niego dojść różnymi
drogami – przez bezpośredni
kontakt ze śliną
zakażonego, wymiocinami
albo odchodami. Ale bakteria
może być rozprzestrzeniana
także poprzez zanieczyszczoną
żywność albo
wodę. Dlatego w krajach
rozwijających się, gdzie
panują dużo gorsze warunki
sanitarne niż w krajach
rozwiniętych, notuje się
dużo wyższy odsetek zakażeń
– nawet do 90% populacji.
W Polsce i innych
krajach europejskich mówi
się o zakażeniach na poziomie
30% w populacji dzieci
i młodzieży oraz 50% i więcej
wśród dorosłych.
Tylko zgaga...
Około 20% zainfekowanych
spiralną pałeczką rozwija
objawy, które pewnie
nikomu z nas nie są obce.
Każdy ma w rodzinie kogoś, kto skarży się na odbijanie, wzdęcia, nudności, czasem wymioty i ogólny dyskomfort w nadbrzuszu. Takie objawy mogą pojawiać się i szybko mijać. Do łagodniejszych, choć bardziej przewlekłych objawów należy też nieprzyjemny oddech czy zgaga, a także biegunki. To też częste objawy infekcji bakterią. Ale u części z nas występują symptomy nieco poważniejsze.
... czy aż ból?
Często boli żołądek,
a uczucie dyskomfortu
nie mija? Wcześnie
po posiłku
pojawia się
uczucie pełności
i towarzyszy
temu ogólny spadek
apetytu? A może
nudności kończą się wymiotami
z krwią albo mają
kolor kawy czy też przypominają
fusy po niej? Może
obecne są czarne, smoliste
stolce? To oznacza, że może
się w nich znajdować krew,
która niewykluczone, że
pochodzi z krwawiącego
wrzodu. Wszystkie te dolegliwości
mogą sygnalizować
zakażenie Helicobacter
pylori i ostre zapalenie błony
śluzowej żołądka albo
dwunastnicy, a nawet bardziej
zaawansowaną jego
postać, czyli wrzody.
Jeśli w badaniach krwi mamy jednocześnie do czynienia z małym stężeniem czerwonych krwinek, podejrzenie infekcji bakterią i choroby wrzodowej jest tym bardziej zasadne.
Jak ją wykryć?
Jak potwierdzić zakażenie
i sprawdzić, jak dużego
spustoszenia bakteria
zdążyła w nas dokonać?
Bez względu na obecność
objawów bądź ich brak istnieją
trzy sposoby potwierdzania
zakażenia.
Wykrycie bakterii może nastąpić w trakcie badania górnego odcinka przewodu pokarmowego za pomocą gastroskopu. Pobiera się wtedy fragment błony śluzowej i w ciągu dosłownie minut sprawdza obecność tzw. testem ureazowym. Takie badanie natychmiast też pozwala stwierdzić rozległość stanu zapalnego i obecność ewentualnych wrzodów.
Ale dla samego potwierdzenia zakażenia nie trzeba aż tak inwazyjnych metod. Obecność Helicobacter można stwierdzić w odpowiednim badaniu krwi, a także teście tzw. oddechowym, który wymaga jedynie połknięcia kapsułki. Z powodzeniem bada się też bakterię w próbce kału. W aptekach dostępne są też szybkie testy – z krwi albo kału.
Dlaczego warto się badać
Dobrze, ale dlaczego jest
tak ważne, by zwłaszcza
w sytuacji kiedy mamy
wymienione wcześniej objawy,
sprawdzać, czy nie
mieszka w nas bakteria?
Otóż dlatego, że już jakiś
czas temu wykazano, że nie
tylko powoduje mogące nawet
zagrozić życiu wrzody,
czyli ubytki, ale jest czynnikiem
o poważnym potencjale
rakotwórczym. Mówi
się, że rakotwórczo działa
nie tyle sama bakteria. Ona
sama nie powoduje mutacji
komórek śluzówki, czyli
nie działa bezpośrednio
rakotwórczo. Ale wywołuje
stan zapalny w niej, a z tym
stanem próbuje sobie jakoś
radzić nasz organizm. I to
właśnie w trakcie tego radzenia
sobie – a konkretnie
uzupełniania ubytków
w śluzówce – mogą zachodzić
procesy, których skutkiem
może być pojawienie
się komórek rakowych. To
dotyczy jedynie znikomego
odsetka zakażonych, a nawet
chorujących na wrzody.
Ale ponieważ udowodniono
związek bakterii z rakiem,
współczesna medycyna
zaleca w określonych
przypadkach kurację, która
ma zupełnie wyrugować
bakterię z organizmu.
W tym celu stosuje się zwykle 14-dniową kurację antybiotykami. W pierwszym podejściu stosuje się dwa z trzech zalecanych w takich przypadkach antybiotyków, preparat, który hamuje wydzielanie kwasu solnego w żołądku i jeszcze jeden lek.
U niektórych osób może wystąpić oporność bakterii na zastosowane antybiotyki. W drugim podejściu zmienia się je na inne. W znakomitej większości przypadków udaje się całkowicie wyeliminować bakterię. O zasadności leczenia eliminującego Helicobacter pylori powinien zadecydować lekarz gastroenterolog. W decyzji ważne bowiem jest kilka czynników, w tym m.in. zaawansowanie stanu zapalnego błony śluzowej i występowanie raka żołądka w najbliższej rodzinie.
Karolina Kasperek