12 lipca odbędzie się II tura wyborów prezydenckich. Tradycyjnie zachęcamy naszych Czytelników do głosowania za pomocą kartki wyborczej, a nie nogami. Niech królowa Frekwencja będzie po Waszej stronie. Wszyscy politycy, eksperci oraz dziennikarskie gwiazdy, powtarzają do znudzenia słowa Grzegorza Schetyny. Ten były przewodniczący Platformy Obywatelskiej, wygłosił jeszcze za swoich najlepszych czasów następującą maksymę: wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie. To jest prawda, ale niepełna. Bowiem naszym zdaniem, największą szansę wygrania wyborów ma ten kandydat na urząd Prezydenta RP, który wspólnie z wspierającym go obozem politycznym, potrafi przekonać do siebie także polską wieś. Wiemy, że z punktu widzenia stołecznych elit można określić Końskie oraz inne mniejsze miasta i miasteczka mianem wsi. Nie. To są zawsze miasta, tyle że mniejsze. Wszak niektóre z nich prawa miejskie uzyskały wcześniej od Warszawy. Ale za tymi miastami jest wieś ze swoimi starymi i nowymi problemami. Rolnicy chcą rozwijać swoje gospodarstwa, a na to często nie godzą się ci, którzy nie żyją już z pracy na roli. Najgorsi jednak są tzw. „nowowiejscy”, którzy widzą wieś tylko jako komfortowe miejsce do mieszkania i wypoczynku, w którym nie ma miejsca na wszelakie kurze, smrody i hałasy. Tak. Wieś ma pełnić wyłącznie funkcje uzdrowiskowe dla duszy i ciała. Więcej, ma być współczesną wersją Wsi Spokojnej, Wsi Wesołej, opisanej przez Jana Kochanowskiego w Pieśni świętojańskiej o Sobótce. Według znawców literatury, najprościej można ową Pieśń streścić w następujących słowach: pochwała beztroskiego życia w wiejskim zaciszu. Jednak wszyscy mieszkańcy podzielonej wsi mają wspólne interesy i wspólne potrzeby. Chcą, aby ich dzieci miały w pobliżu dobre przedszkole albo nawet i żłobek. Oczywistą oczywistością jest przyzwoita szkoła, nowocześnie wyposażona, z dobrymi nauczycielami. Bardzo ważna jest też służba zdrowia na przyzwoitym poziomie zarówno we wsi gminnej, jak i w najbliższym miasteczku. We wsiach muszą być świetlice dla pań z KGW, zaś strażacy ochotnicy potrzebują coraz więcej środków na nowy sprzęt albo też na remonty lub budowę nowych strażnic. Wszyscy mieszkańcy wsi wręcz żądają poprawy stanu lokalnych dróg. Nadal dużym problemem jest budowa sieci kanalizacyjnej. Nie wszędzie jest też dostęp do Internetu. Istotna jest także walka z wykluczeniem komunikacyjnym, w tym przywrócenie sieci połączeń kolejowych zlikwidowanych przez błędne wizje rozwoju Polski gminnej. Poza tym, ci co orzą i sieją chcą mieć takie warunki do pracy na roli, jak farmerzy w państwach starounijnych. Natomiast ci co porzucili pracę na roli oczekują, że w okolicy znajdzie się dla nich godziwa praca. I że każdego roboczego dnia nie będą skazani na kilkudziesięciokilometrowe dojazdy do pracy. A przecież wielu mieszkańców tej zmienionej wsi chce mieć możliwość korzystania z dóbr kultury. Na zakończenie jedna prawda: na wsi rządzi nadal królowa Tradycja, zaś przeróżne nowinki są niezbyt chętnie widziane. Jakie wnioski? Nader proste: z tych wszystkich problemów trzeba ugotować taką potrawę – o jakże swojskiej nazwie bigos, dodajmy, polityczny bigos. I ta siła polityczna, która go lepiej przyrządzi, jest faworytem we wszelakich wyborach.
Panie prezydencie Hądzlik z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka – na łamach lipcowego wydania biuletynu „Hodowla i Chów Bydła”, redagowanego przez redaktora naczelnego Radosława Iwańskiego, ukazał się tekst niejakiego Jerzego Jeżyka pod tytułem „Partacze z TPR”, w którym znaleźliśmy także odkrywczą uwagę, że każde ugrupowanie ma swoich bulterierów. Czy takim bulterierkiem PFHBiPM jest Radek Iwański? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie! Chcieliśmy owe szmatławe wypociny przedrukować na naszych łamach i to beż żadnej cenzury redakcyjnej, jednak nie uzyskaliśmy zgody naczelnego Radosława. Z tym szmatławym tekstem rozprawiamy się na stronie 54 i 55 tego wydania TPR. Bynajmniej nie musi Pan czytać artykułów pod tytułem: „Pióro ostre jak noga od stołu” i „Akcja z wpłat od 3 miliardów kilogramów skupionego mleka”. Wystarczy, że ich treści dotrą do naszych Czytelników. Czy wie Pan, że miesięczny nakład TPR jest czytany przez ponad 500 tysięcy Czytelników? Zaś liczba użytkowników naszej strony internetowej dochodzi do 780 tysięcy w ciągu jednego miesiąca. Natomiast statystyki waszych stron internetowych są tak słabe, że trudno je zmierzyć. A przez ilu Czytelników w ciągu miesiąca jest czytany federacyjny biuletyn? Zapewne pan tego nie wie! Podpowiadamy jak uzyskać taką konkretną informację. I bynajmniej nie chcemy za naszą radę pieniędzy. Wystarczy, że zarząd PFHBiPM uchwali, że miesięczna faktura za ocenę będzie tańsza o 10 zł z racji rezygnacji ze wspomnianego biuletynu. Można zastosować i inne rozwiązanie, polegające na podwyższeniu o 10 zł wspomnianej faktury. I jeżeli w wyniku tych odważnych eksperymentów nakład HiChB zmniejszy się tylko o połowę, to może Pan pochwalić redaktora Radosława. Nie. Bynajmniej nie skarżymy się na redaktora Iwańskiego i nawet nie zamierzamy apelować do Pana sumienia, aby Pan wziął na krótszą smycz swojego rzecznika, który próbuje kąsać jak bezzębny bulterierek. Wręcz przeciwnie, powinien Pan go za zamieszczenie tego szmatławego tekstu sowicie wynagrodzić. Wszak w naszym interesie leży, aby redaktor Iwański był jak najdłużej redaktorem naczelnym HiChB. Do czasu zamknięcia biuletynu, a nawet o jeden dzień dłużej. Apelujemy też gorąco o większą kasę wspomagającą efektywność działań redaktora Iwańskiego. Tak. Prosimy o dalsze miliony dla HiChB. Przecież PFHBiPM jest bogata, a kto bogatemu zabroni! Poza tym są jeszcze do wzięcia pieniądze z Funduszu Promocji Mleka.
Krzysztof Wróblewski - redaktor naczelny
Paweł Kuroczycki - redaktor naczelny