Na spotkanie do Lipna w powiecie leszczyńskim przyjechało ponad 100 rolników z wieloma wątpliwościami i pytaniami odnośnie do przyszłości ich gospodarstw. Obawiano się, że strefą niebieską zostanie objęty cały powiat leszczyński, jednak decyzją Komisji Europejskiej ominęła ona gminy Krzemieniewo i Święciechowa, a tam jest prawdziwe zagłębie trzodowe.
– Obostrzenia obowiązują od 13 czerwca i to jest data, od której musimy liczyć wszystkie ewentualne terminy znoszenia stref. Obecnie kończymy perlustrację w gospodarstwach w strefie zapowietrzonej. Pobrane zostały już wszystkie niezbędne próbki do badań, czekamy na wyniki dosłownie kilku. Jak do tej pory, wszystkie wyniki w kierunku afrykańskiego pomoru świń były ujemne – wyjaśniał Jacek Gmerek, powiatowy lekarz weterynarii w Lesznie.
Jak wyliczał, na obszarze zapowietrzonym obrót zwierzętami jest zabroniony przez 40 dni, natomiast na zagrożonym – przez 30. Jacek Gmerek zapewniał, że dołoży wszelkich starań, by jak najszybciej znieść obszary zapowietrzony i zagrożony. Jednak aby do tego doszło, inspekcja musi skontrolować wszystkie gospodarstwa w promieniu 10 km od ogniska i nie mogą w nich wystąpić wyniki dodatnie. W powiatowym inspektoracie pracuje zaledwie 7 osób. Według szacunków powiatowego lekarza weterynarii, w obszarze tym znajduje się około 200 gospodarstw utrzymujących świnie. O ile zniesienie obszarów zapowietrzonego i zagrożonego zależy od działań Inspekcji Weterynaryjnej, o tyle zniesienie strefy niebieskiej jest regulowane przepisami unijnymi i może nastąpić po roku od wystąpienia ostatniego ogniska ASF na danym obszarze.
– W przypadku sprzedaży tuczników bezpośrednio do zakładu mięsnego istnieje możliwość skrócenia zakazu przemieszczania w strefach zapowietrzonej i zagrożonej o 10 dni, ale po pobraniu większej niż standardowo liczby próbek krwi do badań. W przypadku pozostałej części strefy niebieskiej, poza promieniem 10 km od ogniska, można cały czas składać wnioski do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii o chęć sprzedaży świń do zakładu ubojowego – mówił Jacek Gmerek.
Kto będzie kupował tuczniki?
Problem w tym, że w całym województwie
wielkopolskim nie ma
ani jednej ubojni z uprawnieniami
do odbioru świń ze strefy niebieskiej.
Póki co tuczniki będą więc
jeździć ponad 400–500 km.
– Przecież żeby mógł ruszyć transport na wschód Polski, samochód musi być pełny, żaden przewoźnik nie weźmie kilkunastu czy kilkudziesięciu sztuk. Nie wszyscy rolnicy są w stanie zapełnić jednorazowo cały samochód. Jak więc zorganizować skup z naszych gospodarstw w strefie ASF? – pytali zgromadzeni na sali rolnicy.
– W takim przypadku konieczne jest wyznaczenie punktu skupu, do którego rolnicy dowiozą swoje świnie. Musi to być miejsce zabezpieczone i dezynfekowane. Oczywiście w praktyce wyznaczenie takiego miejsca wcale nie jest proste, bo nikt nie chce go mieć w swojej okolicy i odpowiadać za utrzymanie tego terenu. Przepisy zabraniają, aby samochód odbierający tuczniki jeździł od gospodarstwa do gospodarstwa, choć osobiście uważam, że byłoby to lepsze. Wystarczyłoby, aby rolnik dostarczył zwierzęta do bramy, aby samochód nie wjeżdżał na teren gospodarstwa. Ale musimy przestrzegać obowiązującego prawa – tłumaczył Jacek Gmerek.
Rolnicy także uważają, że byłoby to bezpieczniejsze niż wożenie świń z wielu chlewni różnymi transportami, nie zawsze przystosowanymi i zabezpieczonymi. Punkt skupu to większe zagrożenie.
Jak informował Jacek Gmerek, są prowadzone rozmowy z trzema zakładami mięsnymi i być może jedna rzeźnia w powiecie rawickim w niedługim czasie uzyska uprawnienia umożliwiające skup zwierząt ze strefy niebieskiej.
– Zakłady mięsne ponoszą dodatkowe koszty, mięso musi być poddane obróbce termicznej, jest specjalnie oznakowane, więc niechętnie zgłaszają chęć skupu świń ze stref ASF. Oczywiście mogą to traktować też jako pretekst do obniżania cen skupu – tłumaczył powiatowy lekarz weterynarii w Lesznie.
W obecnej sytuacji tuczniki ze strefy zagrożenia ASF, które muszą przemierzyć cały kraj, aby znaleźć się w innej strefie niebieskiej, są zdaniem rolników potencjalnym zagrożeniem. Powiatowy lekarz weterynarii zapewniał, że transporty są odpowiednio plombowane i dezynfekowane, a procedury rygorystycznie przestrzegane. Jak informowali zebrani rolnicy, obecnie w strefach niebieskich w Wielkopolsce skupujący proponują cenę poniżej 3 zł za kilogram żywca. Ich zdaniem to karygodne.
Jak twierdził przewodniczący Rady Powiatowej Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Lesznie Stanisław Ciesielski, który też jest producentem trzody chlewnej, oferty skupu świń z niebieskiej strefy są i będą udostępnione na stronie internetowej Izby, ale oczywiście pochodzą one z zakładów mięsnych zlokalizowanych na wschodzie Polski.
Pozostaje im jedynie chronić
Powiatowy lekarz weterynarii
apelował do rolników o przestrzeganie
zasad bioasekuracji. Jak
podkreślał, ASF rzadziej dotyczy
gospodarstw, w których zapewnione
są zasady biobezpieczeństwa.
– Z praktyki wiem, że im mniej świń w gospodarstwie, tym bioasekuracja gorsza, a tacy rolnicy nie przejmują się tym, że zostanie im wybite stado. Nie myślą o zagrożeniu, jakie stanowią dla innych chlewni. Nie przejumą się, że producenci trzody chlewnej będą przez nich cierpieli – mówił Jacek Gmerek.
Oczekiwania producentów świń dotyczyły jednak czegoś innego, a mianowicie większego nacisku na redukcję populacji dzików. Uważają, że dotychczas zbyt mało zrobiono w tej kwestii i dlatego teraz mamy problem z ASF w Wielkopolsce.
– Trzeba zmodyfikować plany łowieckie, aby faktycznie ta redukcja postępowała. O ile wiosną populacja dzików mogła wydawać się ograniczona, o tyle teraz można je spotkać wszędzie. Już nie żerują tylko w nocy. Widujemy je również w ciągu dnia – mówił Stanisław Ciesielski.
Skąd wirus w stadzie?
W okolicach Ratowic, gdzie wystąpiło
drugie ognisko afrykańskiego
pomoru świń w Wielkopolsce,
odbyły się w ostatnim czasie
trzy przeszukania lasów pod
kątem padłych dzików i nie znaleziono
zakażonych sztuk. Skąd więc
ognisko w gospodarstwie? – pytali
rolnicy zgromadzeni w Lipnie.
– Mało prawdopodobne jest, że wirus pochodził od dzików z najbliższej okolicy. To raczej wynik przemieszczania się ludzi i ruchu turystycznego. Na terenie Papierni (osady leśnej w gminie Włoszakowice w powiecie leszczyńskim na obszarze Przemęckiego Parku Krajobrazowego pomiędzy jeziorami Brzeźnie, Maszynek i Zapowiednik – przyp. red.) od kwietnia były znajdowane chore padłe dziki. W sumie 22 zakażone sztuki. Wprowadzono obostrzenia ze względu na występowanie dzików z ASF, ale nie było zakazu wstępu do lasu i najprawdopodobniej wirus został zawleczony z tamtejszych okolic przez przemieszczających się ludzi. Podczas weekendu są to dziesiątki osób z różnych regionów odwiedzających okolice jezior – opowiadał Jacek Gmerek.
W całym ubiegłym roku na terenie powiatu leszczyńskiego w ramach odstrzału sanitarnego odstrzelono 126 dzików. Od początku tego roku – 455 sztuk. Według kół łowieckich jest to dla nich zbyt duża liczba, którą ciężko zrealizować. Zdaniem Stanisława Ciesielskiego z WIR, dziki pozyskiwane podczas polowań powinny być od razu utylizowane, dzięki czemu wydajność odstrzałów byłaby dużo większa i pozwoliłoby to uniknąć problemów z zagospodarowaniem tusz. W jego opinii, pomimo bardzo trudnej sytuacji z ASF niestety dziki wciąż z niewiadomych powodów są pod ochroną i takiego też zdania byli podczas spotkania rolnicy.
– Walka z afrykańskim pomorem świń w środowisku, czyli w populacji dzików, jest zupełnie nieskuteczna. Dziki bada się wszystkie, a świnie tylko wyrywkowo, niektóre sztuki i nasz obszar określa się jako potencjalnie skażony. Przebadajcie nasze świnie i jeśli okażą się zdrowe, pozwólcie je nam normalnie sprzedać w cenie jaką otrzymują inni rolnicy w kraju – było słychać głosy z sali.
Sytuacja, w jakiej znaleźli się rolnicy z okolic Leszna, nie napawa optymizmem. Już teraz wiedzą, że długo będą musieli funkcjonować w rzeczywistości pełnej obostrzeń i niepewności. Obecność wirusa u dzików i coraz większa liczba zakażonych sztuk w lasach w Wielkopolsce oznacza dla nich, że będzie tylko gorzej, a strefy mogą obejmować kolejne obszary lub zmieniać swoje granice. Budowa płotów trochę spowolniła rozprzestrzenianie się wirusa ASF na zachodzie kraju, ale chyba nie do końca wykorzystano ten czas na przygotowanie się na nadejście epidemii, czego efektem może być kryzys na rynku trzody chlewnej, a nawet bankructwo wielu gospodarstw.
Dominika Stancelewska