Dzwonek Pierwszy miesiąc prenumeraty za 50% ceny Sprawdź

r e k l a m a

Partner serwisu

Pióro ostre, jak noga od stołu

Data publikacji 08.07.2020r.

"Ostre pióro” – będzie wspierać redakcję biuletynu „Hodowla i Chów Bydła”, dowiadujemy się z ostatniego numeru HiChB. Najpierw sądziliśmy, że biuletyn zatrudnił Indianina. Oho myślimy, kroi się coś ciekawego. Niestety, okazało się, że to nie Indianin, lecz Jerzy Jeżyk, a jego pióro tępe jak noga od stołu. Zaś jego myślenie jest bliźniaczo pokrętne, jak myślenie redaktora Iwańskiego. To samo można powiedzieć o stylu pisania. „Ostre pióro” próbuje nas nieudolnie obrazić. Panie Jeżyk, pan nie jest w stanie nas obrazić, bo poziom pana zdolności honorowej jest znikomy.

Jak się chce komuś dokopać, to nie można manipulować i naciągać faktów oraz dowolnie ich interpretować, zgodnie z zasadą: jeśli fakty nie potwierdzają tezy, to tym gorzej dla faktów. A „pióro” strzela ślepakami.

Przykład pierwszy – sprawa pobicia Marka Niestępskiego, członka zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka przez wiceprezydenta Krzysztofa Banacha w grudniu 2016 r. W tekście z HiChB nr 7/2020 przeczytaliśmy, że „scysja między obu panami (Markiem Niestępskim a Krzysztofem Banachem) miała charakter dwustronny”. W tej to gazecie, w lutym 2017 r. ukazał się wywiad z Krzysztofem Banachem, który powiedział: „Wieczorne wydarzenia w prywatnym czasie potoczyły się nieoczekiwanie (...). Przepraszam mojego kolegę”. Za co wówczas przepraszał Krzysztof Banach? Czy za miesiąc lub dwa dowiemy się z biuletynu, że to Marek Niestępski chciał nosem rozbić czoło wiceprezydenta Banacha? Jeżyk, dziś już nie warto kierować się zasadą, że „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. Poza tym, czy o dwustronnym charakterze scysji świadczy interwencja Tomasza Kocięby, dużego hodowcy zarówno pod względem osobistych gabarytów, jak i wielkości produkcji mleka w jego gospodarstwie. Ta interwencja uchroniła Marka Niestępskiego przed wielkim nieszczęściem. A niby z jakiego powodu następnego dnia chciano zawiesić prezydenta Banacha, a nikt nie wnioskował o ukaranie Marka Niestępskiego?

Ale jest też taka możliwość, że redaktor Iwański zna doskonale wszystkie fakty związane z wydarzeniami w Hotelu Skalnym i próbuje nas wciągnąć w jakąś brudną grę?

W 2017 r. redakcja TPR opublikowała artykuł, który opisywał działalność należącej do PFHBiPM spółki Polska Federacja. Pisaliśmy, że spółka lukratywnie wynagradza zarząd oraz radę nadzorczą. Przypomnijmy tylko, w 2015 r. było to ponad 1 mln zł przy przychodach ze sprzedaży firmy wynoszących około 4 milionów 700 tysięcy złotych zł. Informacje o działalności Polskiej Federacji sp. z o.o. wstrząsnęły środowiskiem hodowców bydła mlecznego. Przedstawiciele pięciu regionalnych związków hodowców złożyli w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury, która wszczęła śledztwo. Zajęła się tym także sejmowa Komisja Rolnictwa.

Jeżyk użala się na ustne wypowiedzi prokuratora, który „został zaciągnięty na utajnione posiedzenie Komisji Rolnictwa”. Przypomnijmy – 2 lipca 2019 r. w sejmowej Komisji Rolnictwa została przedstawiona informacja ministra sprawiedliwości na temat wyrządzenia znacznej szkody majątkowej Polskiej Federacji sp. z o.o. przez osoby zobowiązane do zajmowania się sprawami majątkowymi, tj. przestępstwo z art. 296 § 1 i 3 Kodeksu karnego.

Chętnie w kolejnym wydaniu HiChB przeczytamy jak Jeżyk wyobraża sobie zaciągnięcie prokuratorów z Departamentu ds. Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej – Wiesława Szlońskiego (sprawował bezpośredni nadzór nad śledztwem) oraz Violettę Kowalską (zastępcę dyrektora departamentu do spraw przestępczości gospodarczej w Prokuraturze Krajowej) na posiedzenie sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Proszę nam także wytłumaczyć, skąd w pańskiej głowie wzięło się przekonanie o niezwykłym utajnieniu posiedzenia tej komisji? Skoro, jak pan sam pisze, nagranie (a także stenogram – red.) z jej przebiegu zostało umieszczone na stronach internetowych sejmu i są tam do dzisiaj. Gdyby Jeżyk przeczytał ten stenogram, wiedziałby, że posiedzenie było utajnione do momentu wyjaśnienia przez prokuratorów, że przedstawiane będą wyłącznie informacje jawne.

Jerzy Jeżyk, czy kto tam się za nim chowa, nie mówi także całej prawdy co do postanowienia prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie działania na szkodę Federacji i założonej przez nią spółki. Zachwyca się laurką wystawioną przez biegłego panom Hądzlikowi, Banachowi i Kautzowi, zapomina natomiast o tym, że nie jest to koniec postępowania w tej sprawie. Przytoczmy wobec tego słowa Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego, który w piśmie z 18 maja 2020 r. pisze, że postanowienie „nie uzyskało jeszcze waloru prawomocności i jego ocena w pierwszej kolejności należy do właściwego sądu”, a następnie, „że po ewentualnym uprawomocnieniu się tej decyzji, zostanie ona poddana ocenie przez Departament do Spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej”. Dodajmy, że opinia biegłego jest tylko jednym z wielu dowodów, które podlegają ocenie organu prowadzącego postępowanie przygotowawcze lub sądu. Taki dowód nie jest ważniejszy od innych. Dla Jerzego Jeżyka natomiast radośnie uprawiającego kult jednostki, czy raczej jednostek, opinia biegłego, to prawda objawiona.

Jawną manipulacją jest twierdzenie, że nie podajemy nazwisk hodowców, którzy krytykują Federację, a jeśli już – to tylko takich, którzy są nieprzychylni aktualnym władzom. Nie chodzi tu o jakąś personalną nieprzychylność, jak próbuje wmawiać czytelnikom biuletynu Jerzy Jeżyk, ale o chęć uzdrowienia stosunków w społecznej organizacji hodowców, wprowadzenia w niej jasnych i przejrzystych zasad funkcjonowania w miejsce tych, z którymi mamy do czynienia. Z tego powodu zostali ukarani karami dyscyplinarnymi: Rafał Stachura, Waldemar Plantowski, Karol Faszczewski i Tomasz Bruliński. Dodajmy precyzyjnie, że ci dwaj ostatni hodowcy zostali ukarani przez sąd koleżeński Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka. W uzasadnieniach wyroków sądu koleżeńskiego zarzucano im działanie na szkodę Federacji (ewentualnie Podlaskiego Związku) objawiające się m.in. wypowiedziami na łamach naszego „Tygodnika”. W Federacji, i tym bardziej w Podlaskim Związku, jest mało miejsca na krytykę, nawet tę najbardziej zasadną. Kto nie z nami, ten przeciw nam? Dobrze jest, jak jest. Władza rządzi dobrze, a reszta ma siedzieć cicho! W świetle brutalnego rozprawiania się z oponentami, jak drwina brzmi stwierdzenie o bardzo dobrych relacjach międzyludzkich. Czy wobec tego trudno zrozumieć, dlaczego część hodowców krytycznie nastawionych do stosunków panujących w Federacji woli zachować swoje dane do wiadomości redakcji?

Jeżyk próbuje wyśmiać nasze pytanie o zasady bezpieczeństwa przy pobieraniu prób przez zootechników PFHBiPM w czasie pandemii. Pisze, że „Federacja nie jest zakładem przemysłowym”. Panie Jeżyk, do zaleceń dla zakładów przemysłowych odesłał nas Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Ubolewamy, że Ministerstwo Rozwoju nie przygotowało osobnych zaleceń dla PFHBiPM. Pytania związane z próbnymi dojami podczas pandemii zadaliśmy też rzecznikowi Federacji, ale nie raczył odpowiedzieć.

Co do stwierdzenia, że PFHBiPM nie może samodzielnie założyć spółki jawnej. Oczywiście, że nie! Co więcej, nikt nie może samodzielnie założyć spółki jawnej. Do założenia tego rodzaju spółki najzwyczajniej niezbędny jest wspólnik.

Zbędna za to wydaje się rada nadzorcza Polskiej Federacji Spółki z o.o. Po raz kolejny zalecamy Jerzemu Jeżykowi poszerzenie horyzontów. W art. 213 § 1 Kodeksu spółek handlowych czytamy, że umowa spółki z ograniczoną odpowiedzialnością może ustanowić radę nadzorczą lub komisję rewizyjną albo oba te organy. Może, a więc nie musi. Da się więc funkcjonować bez rady nadzorczej i kosztów związanych z jej utrzymaniem, a kontrolę mogą sprawować jedynie wspólnicy. Wprawdzie zgodnie z § 2 tego przepisu, w spółkach, w których kapitał zakładowy przewyższa kwotę 500 tys. złotych, a wspólników jest więcej niż dwudziestu pięciu, powinna być ustanowiona rada nadzorcza lub komisja rewizyjna. W przypadku Polskiej Federacji sp. z o.o konieczności takiej jednak nie było, gdyż ma ona jednego właściciela – Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka, reprezentowaną przez prezydenta Hądzlika. Natomiast odnotowany w Krajowym Rejestrze Sądowym kapitał wynosi 80 tys. zł. Pisaliśmy o spółce jawnej, której udziałowcem jest tenże Leszek Hądzlik, nie bez przyczyny. Chodziło nam o pokazanie, że tam, gdzie w grę wchodzą jego prywatne interesy, wybiera formę prawną nie generującą niepotrzebnych wydatków. Wszak w tej spółce (jawnej) niepotrzebny jest nawet zarząd, nie mówiąc o radzie nadzorczej. Całkiem inaczej zachowuje się prezydent Hądzlik, gdy chodzi o spółkę utworzoną przez PFHBiPM. Bo chyba druhom z prezydium Federacji trzeba przecież dać zarobić w radzie nadzorczej spółki. Albo Jerzy Jeżyk i Radosław Iwański udają, że nie rozumieją o co chodzi, albo naprawdę ta oczywista prawda do nich nie dociera?

PFHBiPM jest organizacją społeczną zrzeszającą związki hodowców. Dlatego hodowcy mają prawo patrzeć władzom na ręce i wiedzieć na co idą pieniądze płacone przez nich za ocenę użytkowości mlecznej oraz z dotacji otrzymywanych z budżetu państwa. A że jest to przykre dla federacyjnych bonzów, a także – jakoś wręcz osobiście – dla Jerzego Jeżyka (czytaj: Radosława Iwańskiego?), to już ich problem. Tak. Jest wielce prawdopodobne, że Jerzy Jeżyk i Radosław Iwański to jedna osoba. A jak nie, to kroją się kolejne wydatki dla federacyjnej spółki na honoraria dla tępego pióra. Jest też pewne, że dwóch takich geniuszy nie pomieści się w jednym gabinecie redaktora naczelnego i rzecznika PFHBiPM.

Panie Jeżyk, na zakończenie publikujemy też definicje partacza. W całości, a nie zmanipulowane. Jak widać, wynika z nich coś zupełnie przeciwnego niż pan napisał.

Encyklopedia PWN:
Partacze, szturarze, przeszkodnicy,
 w dawnej Europie rzemieślnicy pracujący w zasięgu jurysdykcji miejskiej (w mieście, na przedmieściach, w jurydykach) i nienależący do istniejących cechów; rekrutowali się głównie spośród czeladników, którzy nie byli w stanie zostać mistrzami cechowymi, a także spośród osób, które nie mogły wstąpić do cechu z powodu braku świadectwa wolnego i legalnego urodzenia bądź przynależności do dyskryminowanej grupy etnicznej lub wyznaniowej (np. Żydzi); wyroby partaczy, na ogół takiej samej jakości jak rzemieślników cechowych, były tańsze (nie obciążały ich koszty cechowe ani cenniki); partacze byli ostro zwalczani przez władze cechowe i miejskie, gdyż naruszali monopol cechów i umykali kontroli władz; w Polsce szczególnie liczni w jurydykach, chronieni przez ich magnackich właścicieli.

Wikipedia:
Partacz 
(łacińskie a parte paternitatis = poza cechem), także przeszkodnik, szturarz – dawniej rzemieślnik pracujący w mieście lub w jego pobliżu, nienależący do cechu mimo jego istnienia, często osiedlający się w nieobjętych prawem miejskich jurydykach. Partacze byli silnie zwalczani przez cechy, jako zagrażająca im konkurencja (łamiąca monopol produkcji). Bronili się przed konfiskatą wyrobów, a także narzędzi pracy. Partacze byli znani od XV wieku. Zazwyczaj wywodzili się z biedoty miejskiej, której nie było stać na finansowe sprostanie procedurze cechowej. W dużych miastach azylem dla partaczy były podmiejskie klasztory i rezydencje szlacheckie. Wyroby partaczy były z reguły tańsze i wbrew współczesnemu znaczeniu słowa nie miały gorszej jakości.

Informacyjnie: jurydyka to teren w mieście lub w jego pobliżu wyłączony spod jurysdykcji władz miejskich.

Autorami materiału są:
Alicja Moroz
Tomasz Ślęzak
Paweł Kuroczycki
Krzysztof Wróblewski

r e k l a m a

r e k l a m a

Zobacz także

r e k l a m a