– Potrzebujemy pracowników przez cały rok, nawet w weekendy, natomiast przepisy pozwalające na zatrudnianie pracowników w rolnictwie umożliwiają pracę obcokrajowcom, w tym osobom z Ukrainy, nie dłużej niż 9 miesięcy w roku kalendarzowym. Zatrudniamy ich na zasadach przewidzianych dla pracowników sezonowych – tłumaczy producent mleka z województwa mazowieckiego.
Przełom roku bez rąk do pracy
Gospodarz zatrudnia czterech
pracowników z Ukrainy, którzy się
wymieniają – z reguły w jednym
czasie pracują minimum dwie osoby.
Jednak kiedy przychodzi koniec
roku, powstaje problem – Ukraińcy
muszą wyjechać.
– Zanim załatwią w kraju wszystkie formalności, by móc ponownie do nas przyjechać, mija kilka tygodni. Nawet jeśli któryś z pracowników wyjedzie wcześniej, nie jest w stanie wszystkiego załatwić tak, aby wrócić do mnie na początku roku. Prowadzę samodzielnie gospodarstwo, w tym okresie jestem skazany wyłącznie na siebie – tłumaczy mój rozmówca.
Wielu Ukraińców przyjeżdża do Polski na wizę turystyczną, która nie uprawnia do podjęcia pracy.
– W praktyce jest tak, że ponad 90% takich osób pracuje. Wykorzystują lukę, która powstaje, gdy nasi pracownicy muszą wyjechać do kraju, żeby załatwić nowe wizy. Zdarza się również, że Ukraińcy w oczekiwaniu na wizy przyjeżdżają do nas i zarabiają na czarno, bo nie ma możliwości, aby w tym czasie ich ubezpieczyć. To nie jest dla nas komfortowa sytuacja – relacjonuje inny mój z rozmówca, utrzymujący krowy mleczne na granicy Mazowsza i Podlasia.
Jak tłumaczą gospodarze, pozostawienie takiego pracownika bez ubezpieczenia i zatrudnianie go na czarno nie wynika z braku chęci do zalegalizowania, lecz z luki w przepisach.
– Zależałoby nam, żebyśmy mogli zawrzeć z pracownikiem z Ukrainy umowę długoterminową, na przykład na dwa – trzy lata z możliwością swobodnego decydowania, kiedy wyjeżdża on do swojego kraju. Wiadomo, że oni też muszą pojechać do domu, często zostawiają bowiem tam swoją rodzinę, bywa, że ich dzieci są pod opieką dziadków. Długoterminowe pozwolenie na pracę byłoby korzystne dla obu stron, moglibyśmy z wyprzedzeniem zaplanować wspólnie, w jakim okresie pracownik jedzie na urlop, a my musimy na ten czas poszukać zastępcy – wyjaśnia jeden z gospodarzy.
Praca na czarno
Kolejny mój rozmówca, również
producent mleka, z Podlasia,
mówi:
– Zależałoby mi na tym, aby Ukrainiec mógł u mnie pracować tyle czasu, ile chce i ile ja go potrzebuję, i aby robił to legalnie. Przepisy sprawiają natomiast, że kwitnie czarny rynek pracowników z Ukrainy. Przecież wiadomo, że Ukraińcy, którzy przyjeżdżają do Polski na wizy turystyczne, nie zamierzają zwiedzać naszego kraju, tylko chcą zarobić. Wszyscy o tym wiedzą. W sytuacji gdy rolnicy nie mają wyjścia, bo wśród Polaków pracowników do pracy w gospodarstwach z produkcją zwierzęcą znaleźć nie można, zatrudniają takie osoby na czarno – komentuje rolnik.
Zdarzają się sytuacje, w których za takiego pracownika trzeba jeszcze sporo zapłacić kierowcy, który go przywozi.
– Są kierowcy, którzy mają układy na przejściach granicznych i przejeżdżają bez problemu z takimi pseudoturystami. Jak zapłaci się kilkaset złotych za jednego, to wtedy kierowca zostawi go w gospodarstwie. Z reguły potem jedzie się z nimi do pobliskiego lumpeksu, kupuje ubrania i po sprawie – wyjaśnia inny gospodarz.
Polak pracować nie chce
Moi rozmówcy tłumaczą, iż
wśród Polaków funkcjonuje pogląd,
że praca w gospodarstwie
przy zwierzętach jest czymś negatywnym.
– Chociaż nie oferujemy wcale niskich zarobków, znalezienie chętnego do pracy rodaka w oborze graniczy z cudem. Jeśli się trafi, to z reguły ma problem z alkoholem albo z różnych względów unika legalnego zatrudnienia, bo np. państwo ściga go za niepłacenie alimentów. Przez moje gospodarstwo przewinęło się już wiele takich osób, żadna z nich nie zagrzała miejsca. Najczęściej bywa tak, że popracuje dzień, dwa i tyle – relacjonuje jeden z moich rozmówców.
Z reguły gospodarze bardzo chwalą sobie natomiast pracowników zza wschodniej granicy. Wiele z tych osób, gdyby miało taką możliwość, zostałoby w Polsce na dłużej. Niektórzy sprowadziliby tutaj chętnie nawet rodziny, ponieważ życie na Ukrainie jest coraz droższe, a zarobki bardzo niskie.
Większe gospodarstwa zapewniają im zarówno mieszkanie, jak i wyżywienie. Dniówka w gospodarstwie mlecznym jak wskazują moi rozmówcy (pracodawcy rolnicy), wynosi minimum 100 zł netto, ale gdy pracownik jest zaufany i wykonuje bardziej odpowiedzialne prace, zarabia dużo więcej.
– Dla Polaków taka stawka za prace przy produkcji zwierzęcej nie jest atrakcyjna. Zaproponowałem jednej z bezrobotnych kobiet u mnie we wsi, że otrzyma 3 tys. zł netto na miesiąc za 6 godzin pracy dziennie przy doju krów i pracach towarzyszących. Dój jest w pełni zautomatyzowany, nie oferowałem jej ciężkiej, fizycznej pracy, ale odmówiła – relacjonuje jeden z gospodarzy.
Rolnicy podkreślają, że gdyby nie pracownicy ze Wschodu, wiele gospodarstw nastawionych na produkcję zwierzęcą musiałoby zlikwidować lub ograniczyć produkcję.
– Powinniśmy tak uprościć przepisy, aby nie chcieli wyjeżdżać dalej na Zachód, bo wtedy będzie katastrofa – wskazują gospodarze.
Dlaczego ZUS, a nie KRUS?
Inną rzeczą jest, że ogrodnicy
czy sadownicy mogą zatrudniać
do prac sezonowych pracowników
z Ukrainy jako pomocników rolnika.
Wówczas płacą za nich bardzo
niskie składki do KRUS. Rolnicy zatrudniający
pracowników do prac
w produkcji zwierzęcej nie mają takiej
możliwości. Za pracowników –
niezależnie od tego, czy są to Ukraińcy,
czy Polacy – muszą płacić pełne
składki do ZUS.
– Dlaczego za zatrudnionego w gospodarstwie nie możemy płacić takiego ubezpieczenia, jak za rolników? Nam już nawet nie chodzi o składki przewidziane dla pomocników rolnika, ale o takie, jakie odprowadzamy za siebie. To bardzo obniżyłoby nam koszty, które w gospodarstwach z produkcją zwierzęcą i tak już są bardzo wysokie – podkreśla jeden z moich rozmówców.
Zgłosiliśmy przedstawione przez rolników problemy w resorcie rolnictwa oraz KRiR. Czekamy na propozycje rozwiązań.
Do problemów, jakie występowały wcześniej, doszły te związane z koronawirusem. Na szczęście rolnicy nie muszą płacić za wykonanie testów. Niektórzy z pracodawców są zdania, że jeśli u osoby z Ukrainy nie będzie wyniku pozytywnego, powinien być on zwolniony z odbywania dwutygodniowej kwarantanny, innym to nie przeszkadza.
Magdalena Szymańska